Jacek Poniedziałek kończy 52 lata! Tak mówił nam o trudnym dzieciństwie i dorastaniu w biedzie
- JG
1 z 3
Jacek Poniedziałek obchodzi dziś 52 urodziny. Aktor uznawany jest za ikonę gejów i człowieka, który zawsze mówi to, co myśli. Rok temu w niezwykle przejmującym wywiadzie opowiedział m.in. o trudnym dzieciństwie, niepełnej rodzinie i biedzie.
„Żyliśmy w atmosferze niepewności i biedy. Ja z moim przewrażliwieniem, lekko depresyjna siostra, dwóch braci, z których starszy był alkoholikiem, a młodszy kaleką” – z Jackiem Poniedziałkiem rozmawia Marta Strzelecka z „Urody Życia”.
Jakie emocje wypełniały pana rodzinny dom?
Jacek Poniedziałek: Mieszkaliśmy w dwóch bardzo ciasnych pomieszczeniach – w pokoju z kuchnią, bez łazienki. Matka, dwóch starszych braci, siostra i ja. Ojca prawie nie pamiętam, bo nie było go już na tym świecie. Żyliśmy w atmosferze niepewności i biedy. Ja z moim przewrażliwieniem, moja bardzo emocjonalna, lekko depresyjna siostra, dwóch braci, z których starszy był alkoholikiem, a młodszy kaleką – miał poważną wadę serca i garb, choroba zabiła go w wieku 20 lat. A mama wciąż miała napęd,
bo wiedziała, że wszystko jest na jej głowie: gotowanie, sprzątanie, pieniądze.
Zero radości?
Jacek Poniedziałek: Może filmy z Louisem de Funèsem albo Flipem i Flapem czy inne komedie, które oglądaliśmy w telewizji w niedzielę. Nie byliśmy ponurakami. Za to kilka apokaliptycznych awantur mamy na koncie.
2 z 3
Gromadziliście się wszyscy przy stole na wspólne posiłki?
Jacek Poniedziałek: Tylko w niedziele. Na co dzień jadło się osobno, bo każdy przychodził do domu o innej porze.
Mama podobno dobrze gotowała.
Jacek Poniedziałek: Wspaniale. Uwielbiałem jej paprykarz, czyli gulasz cielęcy z papryką
i w pomidorach. A w niedziele zawsze był rosół na kurze z makaronem domowej roboty. Potem na drugie ta kura z ziemniakami i mizerią. I ciasto pieczone w prodiżu, jajeczne, z dziurką w środku, obłędnie pachniało olejkiem waniliowym. Bardzo lubiłem jej pierogi z borówkami polane śmietaną i posypane cukrem. Królewskie danie to były łazanki z kapustą. Jadłem tego dwa talerze. Cieszyła się jak dziecko, widząc, jak je wsuwam. Sama nigdy nie jadła przy stole, mam to zresztą po niej. Siadała skulona na kanapie i tam jadła, tak lubiła.
Na zdjęciach z młodości jest piękna, zamyślona, spokojna.
Jacek Poniedziałek: I pełna pokory. Zamartwianie się mamy to jest emocja, którą najlepiej pamiętam z dzieciństwa. Razem z siostrą, kiedy mieliśmy 12, 13 lat, zaczęliśmy zajmować się domem, pomagać jej: przynosić węgiel, wodę, stać w kolejkach, rozpalać w piecu. Jako nastolatek pracowałem i zarabiałem. Nasi sąsiedzi mieli pole pod Krakowem, gdzie uprawiali warzywa. I oni dawali mi czasem robotę.
A kiedy pan zrozumiał mamę?
Jacek Poniedziałek: Małolaty z reguły mają masę głupich pretensji do matek. To mija z wiekiem. W moim przypadku ważna była też psychoterapia. Dopiero po niej udało mi się szczerze pogadać z mamą o jej trudnym życiu i o moich sprawach, które z pewnością nie są dla niej bułką z masłem. Dziś. mama ma prawie 89 lat, szybko się męczy. Dbamy o nią z siostrą, jak możemy. Ale nie chce się nigdzie przenosić, mieszka w Krakowie, a my w Warszawie.
Polecamy także: Agnieszka Maciąg odbiła się od dna i zaczęła nowe życie: „Zrozumiałam, ze muszę naprawić siebie”.
3 z 3
Ktoś zastępował panu ojca?
Jacek Poniedziałek: Wtedy tak bym tego nie nazwał. Ale był pan Aleksandrow, sąsiad. Też inwalida, jak mój brat. Miał taki trójślad, którym mnie woził i jeszcze motorower, i duży motor z gondolą. To był człowiek „złota rączka”. Zabierał mnie na przejażdżki. Wkładałem jego kask, który pachniał przepoconą skórą, i jechaliśmy na przykład do Puszczy Niepołomickiej na grzyby. W piwnicy miał warsztat stolarsko-ślusarski, tam zawsze unosił się zapach piłowanego metalu i szlifowanego drewna. Sam konstruował skrzypce, na których grał. Chodziłem z nim zbierać krowie łajno na łąkę między Krakowem a Nową Hutą. Zbieraliśmy do wiaderka, mieszaliśmy z wodą i podlewaliśmy tym grządki w jego ogródku, gdzie rosły takie wielkie truskawki. Fantastyczny człowiek, traktował mnie jak syna, był trochę starszy od mojego ojca.
Stał się panu bliski, kiedy ojciec zmarł?
Jacek Poniedziałek: Trochę później. Pan Aleksandrow był moim starszym kompanem między szóstym a 17. rokiem życia. Później zapałałem miłością do Kory i wszystko inne przestało się liczyć.
Polecamy cały wywiad z aktorem w marcowej Urodzie Życia!
Jacek Poniedziałek - aktor, reżyser, tłumacz. W warszawskim Teatrze Polonia można zobaczyć sztukę „Kto się boi Virginii Woolf” w jego tłumaczeniu i reżyserii, m.in. z Ewą Kasprzyk i Krzysztofem Draczem.
Polecamy także: Mateusz Gessler o trudnych relacjach z ojcem: „Staram się pokonywać demony przeszłości”.