Iza Kuna: „Patrzę w lustrze i widzę, że się zmieniam. Starość jest źle wymyślona”
„Nieważne, ile razy usłyszałabym dziś, że jestem wspaniała, piękna, sexy”, mówi aktorka
- Magdalena Żakowska
25 listopada skończyła 51 lat. Ale nie usłyszycie od niej: „Wiek to tylko liczba, nie ma dla mnie znaczenia”, albo „Nie czuję się, jak pięćdziesiątka”. Otwarcie i szczerze mówi o tym, jak zmienia się jej ciało, podejście do życia i dlaczego tak ważne jest, abyśmy się wspierały i wymieniały swoje doświadczenia na każdym etapie życia. A przy okazji pokazuje, że życie nie kończy się wraz z menopauzą. Iza Kuna gra dziś więcej niż kiedykolwiek – w kinie, serialach i teatrze. Dziś przypominamy rozmowę z 2020 roku, którą przeprowadziła z aktorką Magdalena Żakowska z okazji swoich 50. urodzin.
Magdalena Żakowska: I znowu lockdown. Właśnie odwołano premierę „Listów do M. 4”, w których grasz, zamykają się teatry i kolejne plany filmowe. Jak się czuje w tym wszystkim aktorka?
Iza Kuna: Tak, jak każdy – walczę o przetrwanie i próbuję odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Spektakle, w których gram zostały odwołane – zarówno „Wstyd” w Teatrze Współczesnym, jak i „Ludzie inteligentni”, których gramy w Małej Warszawie. Na planach filmowych trwa walka, żeby pomimo pandemii pracować. Udało nam się skończyć „Nieobecnych”, dzisiaj byłam na zdjęciach do serialu „Lepsza połowa”, ale w każdej chwili możemy mieć przerwę. „Polot” wszedł właśnie do kin, ale bez oficjalnej premiery.
Ale przede wszystkim jestem mamą chłopca, który się uczy, córki, która się uczy i partnerką lekarza, który w pandemii pracuje w szpitalu jednoimiennym i wykonuje dużo ważniejszą pracę niż ja (Marek Modzelewski – przyp. red.) , wreszcie nauczycielką, bo wykładam w warszawskiej Akademii Teatralnej. Dużo rzeczy do ogarnięcia.
Pięćdziesiątka – magiczna granica
Jak się motywujesz?
Staram się robić to, czego w normalnej sytuacji bym nie zrobiła. Zapisałam się na kurs angielskiego i francuskiego, pracuję nad drugą częścią „Klary”, w grudniu mam zamiar zacząć pisać dwa nowe projekty. Zrobiłam doktorat i chcę się dalej uczyć. Ale dużo planów mi się posypało. Planowałam na przykład zorganizować dużą imprezę urodzinową, bo zbliża się moja pięćdziesiątka, ale w związku z obostrzeniami nie mogę. Może to i lepiej. Może dzięki temu jakoś mniej te urodziny będę przeżywała.
Tak przeżywasz pięćdziesiątkę?
No pewnie. Przygotowuję się do niej od dziesięciu lat. Kiedy skończyłam 40 lat, starsza koleżanka aktorka powiedziała mi „Do pięćdziesięciu lat żyjesz. Potem cię nie ma”. I coś w tym jest. Nie odziedziczyłam genu długowieczności, więc wiem, że ponad połowa życia już za mną. Teoretycznie to dobry moment, żeby zająć się swoją duchowością, ale jestem jeszcze za bardzo tym wszystkim przejęta, więc skupiam się na realiach.
Wyznaczam sobie zatem cele i może już nie podobam się trzydziestolatkom, ale chociaż czterdziestolatkom?! (śmiech) Przyglądam się sobie i nie poddaję się. Poza tym, mamy pandemię, moje plany w każdej chwili mogą się posypać. Do tej pory miałam poczucie, że mam kontrolę nad swoim życiem, dziś już nie.
Martwi cię to?
Paradoksalnie nie. To w jakimś sensie uwalniające uczucie. Mogę zrobić tylko tyle, ile jest możliwe w ramach sytuacji, w której się wszyscy znaleźliśmy.
Z okazji Światowego Dnia Menopauzy opublikowałaś na Instagramie bardzo osobisty post. „Nasza mama przestała patrzeć w lustro w wieku 48 lat, ponieważ skończyło się dla niej życie, zaczęła być stara” piszesz między innymi.
Nie wiem, czy to był ten moment, w którym przechodziła menopauzę, ale 48 lat to była ta jej granica, za którą stała starość.
To smutne, że rozmawiamy z naszymi mamami o naszej pierwszej miesiączce, a nie rozmawiamy o ich ostatniej. To wciąż wstydliwy temat.
Z naszymi mamami, mam wrażenie, w ogóle mało rozmawiałyśmy o sprawach intymnych. Mówię o swoim pokoleniu, ale też przyglądam się młodym ludziom i nie mam wrażenia, że jest o wiele lepiej. O mojej miesiączce opowiedziałam koleżance w szkole, ona mnie wprowadziła w ten „wstydliwy temat”. Wstydziłam się okresu, wstydziłam się dojrzewania, wstydziłam się, że na ramionach mam piegi.
Nie przypominam sobie też, żeby nasze mamy rozmawiały ze sobą o swoich „dolegliwościach”, a byłam często obecna przy kawkach i herbatkach. Pamiętam doskonale moją mamę, jej koleżanki, moje ciocie w wieku, w którym prawdopodobnie przechodziły menopauzę. Ale to były czasy, kiedy kobieta pięćdziesięcioletnia była po prostu stara. Myślę, że moja mama tak o sobie myślała.
Zobacz także: Iza Kuna: „W relacjach z młodymi osobami wszystko dzieje się spontanicznie i emocjonalnie” EKSKLUZYWNE VIDEO
Starość jest źle wymyślona
Nagle zaczynasz się zmieniać, marszczyć, kurczyć, nagle opadasz z sił albo jest ci gorąco, męczysz się, kiedy wchodzisz po schodach, to dla każdej z nich musiał być szok. Na szczęście czasy się zmieniają. Zatrzymujemy młodość na ile się da, ale też myślimy o sobie lepiej, wspieramy się, dzielimy swoimi doświadczeniami, bo jak wiadomo, nie ma nic lepszego niż koleżanka w takiej samej sytuacji.
„Mam kołatania serca i cierpię na bezsenność” – piszesz.
Kobieta może być lepiej lub gorzej przygotowana na zmiany, które zachodzą w jej ciele – pierwszą miesiączkę, ciąże, menopauzę. Może te zmiany przechodzić lepiej lub gorzej. Ale nie ma takiego magicznego lekarstwa, które jest w stanie dać ci poczucie, że jesteś wspaniała mimo tego, że się starzejesz. Starość jest po prostu źle wymyślona. Nie podoba mi się i nic nie jest mi w tej sprawie w stanie nic pomóc. Niezależnie od tego, ile razy usłyszałabym dziś, że jestem wspaniała, piękna, sexy, to ja wiem, jak jest naprawdę. Patrzę na siebie w lustrze i widzę siebie. Widzę, że się zmieniam.
Czy twój Marek staje na wysokości zadania?
Tak. Marek jest lekarzem, wstaje bardzo wcześnie do pracy, a ponieważ mało śpię, to wstaję razem z nim. Siadamy w kuchni, pijemy kawę, gadamy o głupotach, kręcimy filmiki na Instagram [do obejrzenia na profilu Izy Kuny: @iza_kuna]. Marek na fotelu, ja na wersalce i mówi: „No, opowiadaj!”. (śmiech) Powiedział mi ostatnio, że jest ze mnie dumny, że tak mi się ciągle chce, że chcę się uczyć, rozwijać i osiągać więcej. Wzruszyłam się, że to docenił, że w ogóle to zauważył. Strasznie go lubię i chciałabym się z nim zestarzeć. Jesteśmy do siebie w sumie dość podobni. Pochodzimy z podobnych domów, jesteśmy ambitni, chcemy więcej, a jednocześnie zawsze spotykają nas po drodze jakieś przeszkody. Bardzo mnie wspiera i daje mi poczucie pewności siebie. Wiem, że jestem szczupła, zadbana, mam ładną cerę, ale wiem też, że degradacja mojego ciała jest nieunikniona. Ciężko się na to zgodzić. Dlatego tym bardziej uwagi Marka, że pięknie wyglądam, są mi potrzebne, nawet jeśli są na wyrost (śmiech).
Mało rozmawiamy między sobą o tym etapie naszego życia.
Mało. A czasem bardzo potrzebujemy usłyszeć: „miałam tak samo”. Przeraża mnie ten nasz dzisiejszy kult zdobywania świata, pokazywania, że jesteśmy młodsi, lepsi, ładniejsi, dowcipniejsi, fajniejsi niż jesteśmy, kłamania, jak jesteśmy szczęśliwi. Brakuje mi szczerych rozmów o tym, jak się wszyscy czujemy naprawdę. Z mężczyznami też. Oni przeżywają starość inaczej, ale cierpią tak jak my – łysieją, tyją, piją, nie śpią. Gdybyśmy o tym więcej rozmawiali, łatwiej byłoby nam to wszystko przyjąć i znieść. Dawalibyśmy sobie zgodę na to, że czujemy się gorzej, albo na to, że pomagamy sobie lekami, terapią, czym kto woli. Ja na przykład wspomagam się lekami w walce z bezsennością. Nie stosuję diet, ale kiedy jednego dnia się najem, to następnego dnia prawie nic nie jem. Bo metabolizm z wiekiem siada. Prymitywna metoda, wiem, ale mi pomaga.
Słyszę, co mówisz, ale nie widzę tych zmagań, jak na ciebie patrzę – nie wyglądasz na pięćdziesiąt lat, tylko znacznie młodziej, jesteś super szczupła, zadbana i aktywna.
Nie masz świadomości, ile to kosztuje. Nie jesteśmy przygotowane na to, że z wiekiem pracy nad sobą jest coraz więcej i coraz gorsze ta praca przynosi rezultaty. Codziennie rano ćwiczę, uważam z jedzeniem, nie jem mięsa, nie piję alkoholu. Ponieważ mam wąską sukienkę w spektaklu, to na dwa dni przed wyjściem na scenę muszę sobie darować kolacje. Wyglądam, tak jak wyglądam, bo ciężko na to pracuję. Dbam o siebie, mam to po mamie. Ona zawsze się bardzo pięknie ubierała i bardzo dużo chodziła, nie uznawała komunikacji miejskiej, tylko szybki marsz, wszędzie.
Zobacz także: Agnieszka Maciąg szczerze o menopauzie: „to nie koniec świata!”
Menopauza to całkiem nowy rozdział?
To czas na to, żeby zacząć nowe życie albo polubić stare. Ja mam poczucie, że dla mnie jest już za późno, żeby zacząć życie od nowa. Dlatego polubiłam stare.
A gdybyś jednak mogła, to co?
Jeszcze w wieku 30 lat myślałam o tym, żeby zacząć studia prawnicze i zostać adwokatką, ale byłam za bardzo zajęta romansami. Dziś wolałabym raczej zostać psychoterapeutką. Interesuje mnie neurologia, psychologia, psychiatria. Myślę o tym na poważnie, ale na studia medyczne jest już dla mnie za późno. Myślisz, że ludzie zaufaliby wesołej staruszce? Pozostaje mi więc polubić stare życie, poświęcić sobie więcej uwagi, być dla siebie czulszą i w najbliższym czasie zdać egzamin z angielskiego.
Tym bardziej że dzieci dorastają, opuszczają dom i mamy więcej przestrzeni dla samych siebie.
Kiedy moja córka, dziś 24-letnia, wyprowadziła się z domu, myślałam, że życie się dla mnie skończyło. Jakoś to przeszłam, bo mam jeszcze 11-letniego syna, ale z niepokojem myślę o tym momencie, kiedy i on stanie się dorosły. To bardzo trudny czas dla każdej kobiety: kończy ci się okres i bycie matką jednocześnie. Dwa ważne aspekty kobiecości. Dlatego inwestuję w siebie, żeby mieć siły na rozpieszczanie wnuków (śmiech).
W „Polocie” grasz matkę głównego bohatera, która po latach wychowywania dziecka wraca do swojej pasji – latania.
To przykład kobiety, która potrafi odciąć pępowinę. A jednocześnie się nie poddaje, realizuje swoje pasje. Nie poświęca się ponad miarę, myśli o sobie, szanuje siebie i swoje potrzeby. Chciałabym być taka, jak ona.
Na to jest jeszcze szansa. Nawet po pięćdziesiątce.
I tego się trzymam. Będę miała gabinet psychoterapii, będę pisała książki i seriale i będę witała gości w progu. Z cienkim papieroskiem i dobrym słowem: „Wchodźcie, wchodźcie, nie ściągajcie butów!”.