Reklama

W czerwcu zmarła Irena Szewińska, Pierwsza Dama polskiego sportu. Miała 72 lata. Wybitna lekkoatletka od dłuższego czasu zmagała się z chorobą nowotworową. Walczyła do końca. Dla wielu była ogromnym wsparciem i źródłem pozytywnej energii. Z kolei sama mogła liczyć na kochającego męża, i synów. „Za moimi sukcesami stali najbliżsi. Cieszę się, że nigdy nie musiałam wybierać między karierą a rodziną”, podkreślała w wywiadach. Jaka była prywatnie? W najnowszym wywiadzie dla Gazety Wyborczej, Sławomir Janusz Szewiński opowiedział żonie.

Reklama

Irena Szewińska we wspomnieniach męża

Byli małżeństwem przez 50 lat. Łączyło ich wspaniałe, trwałe uczucie. Uzupełniali się na wielu płaszczyznach. Bez względu na wszystko, byli dla siebie największą siłą i wsparciem. „Z nią mi się najlepiej wypoczywało. Ona coś czytała, ja oglądałem telewizję. W zeszłym roku obchodziliśmy z Irenką 50-lecie ślubu. I powiem pani, że przez wszystkie te lata ani razu się poważnie nie pokłóciliśmy. Nie było powodu. Nie było żadnych cichych dni, rzucania talerzami”, czytamy na łamach Gazety Wyborczej.

W rozmowie z Angeliką Swobodą, mąż wybitnej lekkoatletki wyznał w poruszających słowach, że po jej stracie przeżywa ogromny ból. „Irenka odeszła w czerwcu, a ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Tęsknię za nią”, powiedział.

Zawsze uczciwa, ufna dla ludzi. Obok jej ciepła i pogody ducha nie dało się przejść obojętnie. „Ufała ludziom, dopóki jej ktoś nie oszukał. Potem nie było zmiłuj, droga zamknięta, koniec. Mówiłem: "Daj spokój, machnij ręką". Nie pomagało”, dowiadujemy się.

Sławomir Janusz Szewiński najbardziej cenił w niej ten spokój, skromność, podkreślał, że nigdy nie była egzaltowana. „Nigdy nie była hałaśliwa, gadatliwa, nie męczyło mnie jej towarzystwo. Najszczęśliwszy się czułem, gdy byliśmy w domu tylko we dwoje. (...) Mieliśmy wobec siebie wiele wyrozumiałości. Tolerowaliśmy swoje słabości, zwykle mieliśmy też takie samo zdanie w sprawach wychowania dzieci czy podziału obowiązków, więc nie było punktów zapalnych", dodał.

Irena Szewińska odeszła w czerwcu. Przez lata zmagała się z rakiem. Pierwszą walkę, 26 lat temu udało jej się pokonać. Niestety, diagnoza, którą usłyszała w 2012 roku, była jak wyrok. U Ireny Szewińskiej znów wykryto nowotwór - nastąpiły przerzuty. Przeszła chemioterapię w warszawskim Instytucie Onkologii, która na pewien czas zwalczyła chorobę. „Przeszła dwie chemie, brała leki hamujące nowotwór i nieprawdopodobne ilości leków przeciwbólowych. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, zrobiła morfologię. Wyniki były złe. Trafiła na kilka dni do szpitala. W dniu, kiedy miała wrócić do domu, zmarła", mówi w poruszających słowach Sławomir Janusz Szewiński.

Do końca, mimo złego samopoczucia Irena Szewińska nie wycofała się z życia publicznego i przez cały czas pełniła swoje obowiązki zawodowe związane z Polskim Komitetem Olimpijskim. „Nie skarżyła się, nawet gdy się źle czuła. Szła na piknik lekkoatletyczny, a po dwóch godzinach wracała do domu i musiała się położyć. Cierpiała. Ale do końca miała silny charakter”, dodał.

Reklama

Źródło: Gazeta Wyborcza

East News
East News
Reklama
Reklama
Reklama