„Umiem już mówić „nie”. Nie wszyscy muszą mnie lubić”. Agnieszka Dygant kończy 44 lata!
1 z 6
Agnieszka Dygant kończy 44 lata!
Jak zmieniała się Agnieszka Dygant?
„Przede wszystkim znacznie lepiej rozpoznaję siebie. Rozumiem przestrzeń, w której się poruszam, wyciągam wnioski. Już nie działam tak impulsywnie jak kiedyś. Potrafię wytrzymać ciśnienie. Zaraz po studiach miałam w sobie mnóstwo pary i za wszelką cenę chciałam ją spożytkować. Teraz robię wiele rzeczy z dużo większym spokojem. Są sprawy, do których dorosłam. Umiem już mówić „nie”. Kiedyś wszystko, co mówił reżyser, uważałam za święte, bo tak mnie w szkole uczyli. Dziś, po kilku latach pracy w zawodzie, wiem już, że nie każdy jest Fellinim. Więc kiedy reżyser zaczyna niepokojąco bredzić, odmawiam wykonania polecenia w mniej lub bardziej spektakularny sposób. W końcu, do cholery, nie wszyscy muszą mnie lubić”, wyznała VIVIE!.
Zobacz też: Brodzik, Kożuchowska, Dygant... Jak słynne polskie aktorki wspominały z VIVĄ! magiczne Wigilie?
Bez wątpienia, jedna z najbardziej charakterystycznych osobowości. Nie ma w Polsce drugiej aktorki, która równie niechętnie mówiłaby o sobie. Media okrzyknęły ją „polską Sandrą Bullock” ze względu na podobieństwo fizyczne, ale przede wszystkim za połączenie urody, naturalności z niezwykłym talentem komediowym. O życiu prywatnym Agnieszki Dygant wiadomo, że ma za sobą nieudane małżeństwo z aktorem Marcinem Władyniakiem, którego poznała w łódzkiej filmówce, a od prawie czterech lat jest związana z Patrykiem Yoka, scenarzystą między innymi „Świata według Kiepskich”. Para wychowuje razem syna, Xaverego. Zamiast rozmawiać z dziennikarzami, Agnieszka woli wypowiadać się poprzez role. Talent Agnieszki Dygant widzowie dostrzegli, gdy wcieliła się w rolę bezkonkurencyjnej niani. Ostatnio zagrała w hitowym serialu TVN - „Prawo Agaty”, filmie Patryka Vegi „Pitbull. Nowe porządki” czy drugiej części „Listów do M.”. Ostatnią rolą, po raz kolejny zdobyła serca polskich telewidzów. Polska widownia doceniła ją w 2006 i 2008 roku Telekamerą dla Najlepszej aktorki.
W młodości słuchała punka, rocka i metalu i chodziła na koncerty, dojrzewała i buntowała się.
- Śpiewałam i pisałam teksty w zespole punkowym, więc miałam okazję powiedzieć światu coś od siebie. I nie były to zbyt przyjemne rzeczy - wspomina. Niania, Czarna, Mariolka. Te trzy role, które uczyniły z Agnieszki Dygant wielką gwiazdę. Ale im więcej jej wcieleń znamy, tym mniej wiemy o niej samej.
Polecamy też: Niedawno została matką. Co mówiła VIVIE! o miłości i rodzinie? Tamara Arciuch kończy 42 lata
Jaką jest kobietą? Czy mroczną jak Czarna z „Fali zbrodni”? Skromną i romantyczną jak Mariolka z „Na dobre i na złe”? A może ekspansywną erotycznie jak Frania Maj z „Niani”? W rozmowie z Krystyną Pytlakowską, Agnieszka Dygant wyjaśnia tę zagadkę. W naszej galerii, znajdziecie wywiad z 2007 roku. Sprawdźcie sami.
Zobacz też: Ciążowe zdjęcia Beyonce zalewają Internet. Dlaczego gwiazda tak bardzo nimi epatuje?
2 z 6
Na zdjęciu: Agnieszka Dygant w 2005 roku.
– Wie Pani o tym, że wygrywa w rankingach dziennikarzy na najbardziej niedostępną gwiazdę?
Przesada.
– Zależy, jak na to spojrzeć. W każdym razie nie jest Pani wylewna.
Nie mam poczucia jakiejś hermetyczności. Gdy aktor staje się osobą publiczną, chciałby jakąś cześć życia zachować dla siebie. I nie ma w tym żadnej przewrotności, że chce się mieć intymność.
– Jest Pani bardzo konsekwentna w mówieniu „nie”. Myślę, że to też cząstka Pani osobowości. Już jako nastolatka Pani kontestowała?
Czy ja wiem? Nie mam poczucia, że odbiegałam specjalnie od normy.
– Nosiła Pani glany, po dwa kolczyki w każdym uchu i ubierała się na czarno. To jest norma?
Wtedy były inne czasy. Szarzyzna wyłaziła zza każdego rogu. Trzeba było się wyróżnić. Ale ja nie traktowałam tego serio. To był łącznik między wyjściem z pieluch a przejściem do swoich prawdziwych zainteresowań – sztuki, teatru.
– Siedziała Pani na oknie w szkole, machała nogami i recytowała wiersze…
...w czarnych lakierkach, białych podkolanówkach i z warkoczykami do pasa. To ładna laurka, lecz nieprawdziwa. Wzięłam udział w kilku konkursach recytatorskich. Raz w nagrodę dostałam radziecki zegarek, a raz rozkładany leżak.
– A co z tą kontestacją?
Nie była celem samym w sobie, tylko etapem przejściowym. Poznałam wtedy ludzi, którzy wydawali mi się inni.
– I chciała Pani im dorównać?
Pewnie, że chciałam, ale się nie dało. Mam za słabą głowę
– Czy te doświadczenia przydały się przy budowaniu jakiejś roli?
Trochę przy Czarnej. Między tamtą mną a nią są pewne podobieństwa.
3 z 6
Na zdjęciu: Agnieszka Dygant w 2005 roku.
– To ułatwiło granie?
Na pewno. Czarną dostałam po „Na dobre i na złe”. Wydawało mi się to nawet dziwne, że zaprosili mnie na casting. Widocznie zobaczyli we mnie jakiś pazurek.
– Cieszyła się Pani?
Jasne. Pojechałam na casting i zagrałam źle. O postaci myślałam stereotypowo, że to konfekcyjna panienka. Wyjaśniono mi jednak, że to nie zwykła dziewczyna, która wymachuje giwerą i gania z odkrytym pępkiem, tylko kobieta, dla której pępek nie ma znaczenia.
– A dla Pani ma znaczenie?
Nie rozumiem.
– Miałaby Pani coś przeciwko chodzeniu z gołym pępkiem?
Tak, jeśli miałoby mieć to miejsce poza plażą.
– Wróćmy do Czarnej...
Oczy mi zabłyszczały, gdy dotarło do mnie, jaka to postać. Nikt nie wymaga od niej mizdrzenia się do facetów, to niezależna dziewczyna, która wykonuje ciężką pracę i nie radzi sobie z miłością.
– Widzi Pani siebie jako ostrą policjantkę? Lubi ją Pani?
Każda dziewczyna lubi czasem być ostrą policjantką.
– A Niania?
Niania też.
– Nianię Pani lubi?
Też. Chociaż nie tak jak ostrą policjantkę (śmiech). Podchodzę do ról zawodowo. Przy Czarnej jednak udzieliła mi się adrenalina. Przeszłam szkolenie na poligonie, obejrzałam kałasznikowy.
4 z 6
Na zdjęciu: Agnieszka Dygant w 2007 roku
– Teraz jest Pani postrzegana głównie jako bohaterka „Niani”. Czy takie zaszufladkowanie nie jest niebezpieczne dla aktorki?
Pewnie jest. Natomiast myślę, że dla mnie niebezpieczne byłoby tej roli nie zagrać. Poza tym całkiem dobrze się bawię, grając Nianię.
– I zarabia Pani.
Przy okazji sobie zarabiam.
– Czytałam, że Pani początki w zawodzie były trudne.
Też czytałam. Jeśli miałabym się porównywać do koleżanek, które na studiach dostały główne role, to szło mi jak po grudzie. Ale tak tego nie odbierałam. Po szkole zagrałam u Mariusza Trelińskiego. Pracowałam z Feliksem Falkiem. – Kiedy czeka się na propozycje, czas płynie chyba wolno?
Gdy się ma 24 lata, na nic się nie czeka, tylko czerpie się z życia garściami. Człowiek jest rozbuchanym źrebakiem, ma tysiąc pomysłów i głowę pełną dobrych myśli.
– Na studiach była Pani doceniana? Dla wielu aktorek to była szkoła przetrwania.
Dla mnie nie. Mam fajne wspomnienia.
– Nie żądali od Pani wizyty u logopedy?
Nie, ale nosiłam aparat na zęby. Sama to zresztą zaproponowałam.
– Miała Pani kompleksy?
Nie było na to czasu. Byłam pochłonięta studiowaniem, a nie swoim wyglądem.
– I romansami?
Romansami mniej niż studiowaniem. Moja mama nie potrafiła zrozumieć, że siedzi się w tej szkole od 8 rano do 2 w nocy.
– Dlaczego chciała Pani zostać aktorką? Żeby ukryć się za różnymi postaciami?
Cholera wie. Nie mam pojęcia, dlaczego. Widocznie lubiłam zwracać na siebie uwagę.
– Gwiazda warszawskiego liceum im. Kruczkowskiego.
W Kruczku było wiele gwiazd. W mojej klasie kilka osób naprawdę nieźle dawało czadu. Nie wyróżniałam się aż tak bardzo, chociaż mdleć na lekcji umiałam bezkonkurencyjnie.
– Co Pani sama o sobie myśli? „Jestem wielka”?
Uczciwie: nie myślę o sobie najgorzej. Nie popadam w dołki i paranoje na swoim tle.
5 z 6
Na zdjęciu: Agnieszka Dygant w 2007 roku
– W ogóle chyba nie jest Pani osobą depresyjną?
Nie jestem. Próbuję widzieć dobre strony nawet wtedy, gdy życie daje mi popalić. I próbuję z tego czerpać jakąś wiedzę. Dużo pracuję nad sobą.
– Nad czym?
No, choćby nad tym, żeby mówić prawdę.
– Czego się Pani o sobie nauczyła?
Tego, że mówienie na każdy temat nie jest wskazane. I że spojrzenie na problem tylko z własnej perspektywy też bywa złe. Kiedyś myślałam, że to, co ja myślę, jest jedyną prawdą na świecie.
– Zaczęła Pani więcej słuchać niż mówić?
Słuchać zawsze lubiłam. Natomiast w rozmowie miewałam poczucie, że nie może być pustki, milczących chwil. I anektowałam całą przestrzeń dla siebie, zagadywałam ją. Dziś z większym spokojem mogę to znieść.
– Jaki ma Pani kontakt z młodszą o 17 lat siostrą?
Siostra w tym roku stanie się pełnoletnia. Przeszłyśmy na nowy etap.
– Jesteście podobne?
Niektórzy uważają, że tak. Mamy podobny uśmiech, szerokodziąsłowy, jak go nazywam. A co do charakteru, myślę, że Natalia jest ode mnie znacznie bardziej asertywna.
– Gratuluję. Zamierza też zostać aktorką, ku zgrozie dziennikarzy?
Nie wiem. Tajemnicza osoba.
– Jak Pani. Zastanawiam się, czy tajemniczość nie jest chwytem autopromocyjnym?
Nie. Nie działam z taką premedytacją.
– Jakby co, ma Pani już wprawę w wychowywaniu małolaty. Może Pani na własnym dziecku wypróbować te metody.
Gdy patrzę na moją mamę, myślę, że dobrze mieć dzieci i czyjąś tak bezinteresowną miłość.
– Jak mama przyjęła Pani decyzję o wyborze zawodu?
Mama nigdy nie ingerowała w moje decyzje, nie wywierała presji, nie odradzała. Myślę, że mało wiedziała o aktorstwie.
– Nie była zaniepokojona, gdy Pani związała się z kapelą rockową i śpiewała o samotności?
Wiedziała, że cały czas jestem na powierzchni, że nie utonę. Intuicja mówiła jej, że może mi dać trochę swobody, bo nie dzieje się nic złego. Jeśli ma się silną więź z rodzicami, to nawet gdy dziecko robi dziwne rzeczy, daje się mu kredyt zaufania. Dopóki go nie nadużyje. Ale u mnie nigdy się tak nie stało.
– Poza tym, że wyszła Pani bardzo wcześnie za mąż?
Jak to wcześnie? Po studiach.
6 z 6
Na zdjęciu: Agnieszka Dygant w 2007 roku
– Zastanawiam się, co jest z Pani w „Niani” prawdziwego?
Mam nadzieję, że mam trochę jej seksapilu.
– A temperament?
Też, choć z czasem ten mój staje się mniej ekstremalny.
– Dawniej ciskała się Pani, krzyczała, kłóciła?
Może nie przybierało to aż takich form, ale ogólnie byłam bardziej łapczywa na życie.
– A potem się gotuje, robi zakupy, nie wdaje w sprzeczki?
Z czasem nie wydatkuje się energii tak na oślep. Inwestuje się ją znacznie celniej. „Niani” dałam moje poczucie humoru.
– A Czarnej?
Myślę, że pewną zadziorność. Czarna to człowiek, który cały czas szuka wyzwań. Z jednej strony jest uporządkowany, a z drugiej nie umie sobie ze sobą poradzić. Musiałam zmierzyć się z jej zahamowaniami, zakamuflowaną kobiecością. I zrezygnować ze swoich atrybutów kobiecości.
– Jest Pani próżna?
Jedna osoba uważa, że nie.
– Jedna to już dużo.
No właśnie, nie jest najgorzej.
– Nie ma Pani pędu do sławy?
Trochę mam, chociaż „sława” to okropnie brzmi. Hipokryzją byłoby twierdzić, że nie lubię, gdy obcy ludzie na ulicy okazują mi sympatię. Czasem popularność ułatwia życie.
– Gdy trzeba zapłacić mandat?
Chociażby. Poczucie akceptacji, które dostaję od innych, dodaje mi skrzydeł.
– A jak się Pani wycisza?
Normalnie, idę spać. Albo oglądam jakiś perwersyjnie głupi film. Albo po prostu mieszkam w domu i jest mi dobrze. Wie pani, ja ciągle siedzę na walizkach, od czterech lat jeżdżę na nagrania do Wrocławia, gdzie jestem prawie przez pół roku.
– Nie boi się Pani, że przez te wyjazdy coś ucieka? Że życie przecięła Pani na pół?
Mam taką teorię, że człowiek tak naprawdę robi to, co chce robić. Jeśli jadę do Wrocławia do pracy, to dlatego, że chcę. Przecież nikt mnie do niczego nie zmusza. Nie myślę nigdy o tym, że powinnam być tam, gdzie mnie nie ma. Jestem tu i teraz. We właściwym miejscu. Chyba dobra puenta na koniec.