Ida Nowakowska: „Rodzina i Pan Bóg są dla mnie najważniejsze”
,,Przeżyłam wiele ciosów, straciłam wielu bliskich. Jestem wdzięczna, że wierzę”
Zawsze uśmiechnięta i radosna. W pracy jest perfekcjonistką. Ida Nowakowska to kobieta o wielu talentach i pasjach, ale co najważniejsze - niesamowitej wrażliwości. Przed nią kolejne projekty i wyzwania. Czy marzyła o popularności i życiu w ciągłym pędzie? Jurorka Dance Dance Dance i współprowadząca Pytania na Śniadanie opowiedziała nam o pasji, miłości, planach na przyszłość i nowym show!
Olga Figaszewska, viva.pl: Było The Voice Kids, teraz Dance, Dance, Dance i Pytanie na śniadanie. Byłam ciekawa, co jeszcze nam pokażesz! I wydało się!
Ida Nowakowska: Pod koniec kwietnia mieliśmy ruszyć z show Ameryka da się lubić. Projekt wiele dla mnie znaczy, bo jest bliski mojemu sercu. Czekam z niecierpliwością… Przeżyłam przygodę życia robiąc projekt Szlak Nadziei, który będzie miał premierę jesienią. Pracując w Pytaniu na śniadanie codziennie budzę się z myślą, że robię coś wyjątkowego, ciekawego, poznaję i rozmawiam z osobami, z którymi normalnie nigdy nie miałabym szansy porozmawiać.
Widać, że to kochasz. Z pewnością dlatego masz tak wielu fanów. Wydaje się, że rola prowadzącej jest Ci pisana, chociaż jesteś aktorką.
To prawda (śmiech). Skończyłam wyższą szkołę aktorską, jedną z najlepszych w USA i widziałam siebie na scenie. Równolegle studiowałam nauki polityczne jako dodatek, by mieć akademickie przygotowanie do robienia czegoś więcej. Te wszystkie lata nauki bardzo przydają mi się teraz przy prowadzeniu programów. Współpracuję też z cudownymi osobami,które pozwalają mi rozpościerać skrzydła.
Za to w programie Dance Dance Dance jesteś surowym jurorem.
Chyba już nie (śmiech). W pierwszej edycji miałam wrażenie, że muszę stać w obronie tańca i reprezentować go profesjonalnie, by uczestnicy wynieśli z udziału w programie pewną lekcję, umiejętności. Wczuwałam się mocno. Szczerość jest trudna, kiedy oceniasz osoby, które znasz i bardzo lubisz. Najchętniej dałabym wszystkim dziesiątki! (śmiech). Potem okazuje się, że jestem najsurowszym jurorem.
Ale bardzo się cieszę, że jest taki program jak Dance Dance Dance, bo ludzie uświadamiają sobie, jak trudny jest taniec. Nasi uczestnicy doświadczają ogromnego stresu przed wejściem na scenę. I należy to podkreślić, że to dotyka osób, które są w tym show-biznesowym świecie na co dzień, a mimo wszystko mają z tym problem.
Do Waszego grona dołączyła Anna Mucha. Wypracowaliście sobie nić porozumienia?
Tak. Ania jest cięta i charakterna. Więc ja mam wrażenie, że tym razem jestem teraz tą delikatniejszą. Uzupełniamy się.
A masz swoich faworytów?
Ta edycja jest bardziej intensywna od poprzedniej. To fascynujące, bo każda z tych par może wygrać! Nie było jeszcze takiej sytuacji. Dlatego trudno cokolwiek powiedzieć. Sama jestem ciekawa finału! Wszystkim mocno kibicuję!
Zawsze w Twoim głosie słyszę radość i optymizm. Wyniosłaś to z domu?
Myślę, że to kwestia wychowania. Jak każdy miewam gorsze chwile. Staram się wtedy złapać dystans. Bo w świecie, gdzie każdy śledzi Twój ruch, komentuje negatywnie to, co robisz... Ma prawo cię to przytłaczać. Z drugiej strony idę przed siebie ze świadomością, że robię to, co kocham. Obrałam sobie taką taktykę, że dziś jest dla mnie najważniejszym dniem. Nawet ta nasza rozmowa jest dla mnie takim miłym spotkaniem. Czasem piszę mojej mamie, że źle się czuję… W takich chwilach słyszę, bym chwytała dzień i zawierzyła wszystko Panu Bogu, uśmiechała się do ludzi.
Przeżyłam wiele ciosów, straciłam wiele bliskich mi osób. To były ciężkie chwile, o których nie mówię. Wolę mówić o tym, jak z tego wyszłam i jestem za to wdzięczna. Wiara pomaga mi najbardziej w życiu. Jestem wdzięczna, że wierzę. Ale też nie uważam, że jestem przez to lepsza. Nigdy nie oceniam nikogo. Wierzę, że tylko Pan Bóg ma prawo do naszej oceny , bo wie, co jest naprawdę w naszych sercach.
Ostatnio czeka na Ciebie wiele wyzwań, projektów. Wszyscy doceniają Twoją pracę. Czy Ty marzyłaś o tej popularności? Jak się z nią czujesz?
Grałam w teatrze bez przerwy przez dziesięć lat, tańczyłam zawodowo, pierwszy program TV poprowadziłam już jako 12 latka, grałam w filmach. Ciężko pracowałam, ale czerpałam z tego satysfakcję. Mogę śmiało stwierdzić, że moim życiem kierował przypadek. Telefon dzwonił, bo ktoś mnie gdzieś widział. Nigdy nie myślałam o tym, by być sławną. Popularność jest dla mnie miła, wnosząca… Dzięki niej dopiero teraz ktoś zauważa twoje wcześniejsze osiągnięcia.
A o czym jeszcze marzysz?
Moim największym marzeniem było zatańczenie na scenie Metropolitan Opera w Nowym Jorku i Broadwayu. Spełniłam to, stało się namacalne. Kocham moją pracę teraz… Czuję, że to, co robię, daje mi szansę pomagania innym…
Żyjesz w ciągłym pędzie. A kiedy znajdujesz czas dla najbliższych, na zwykłe życie?
A było jeszcze intensywniej! Rzeczywiście, robię równolegle wiele rzeczy. Teraz tego czasu mam bardzo dużo! Nawet jeśli skończą się wszystkie programy, to i tak będę poświęcała się innym rzeczom. Mam tak od dziecka. Mama woziła mnie od teatru do szkoły. Jestem zorganizowana, nakręcona. Jest gorzej, kiedy mam wolne (śmiech). Wydaje mi się, że wszystkie swoje artystyczne wizje muszę zrealizować jednego dnia. To moje życie nie jest do końca normalne, schematyczne.
I tutaj zmierzam do pewnego pytania!
O dzieci? (śmiech). Przyjaciółki mi wysyłają smsy, że śniło im się, że jestem w ciąży.
Nie (śmiech). Ale przypuszczam, że dla wielu kobiet to pytanie bywa trudne i irytujące.
Wychodzę z założenia, że zawsze możesz powiedzieć, ile chcesz. Stawianie granic także jest ważne. Nie dzielę się za bardzo swoim życiem prywatnym. Fakt, wspominałam niedawno, że włączył mi się instynkt macierzyński. Bo nie ukrywam, że rodzina i Pan Bóg są dla mnie najważniejsze. Chcę zostać mamą, ale pragnienie nie oznacza, że ma się to wydarzyć w tym momencie. Na niektóre rzeczy musimy poczekać.
Oboje z mężem jesteście silnymi charakterami. Jak radzicie sobie z tym życiem na odległość?
Mój mąż jest moim najlepszym przyjacielem, bratnią duszą. On jest dla mnie tak fascynujący! Stale mnie zaskakuje. Bardzo się zmienia, czasem mam wrażenie, że to inna osoba niż ta, za którą wyszłam. Zawierzam Bogu, że tak miało być, by ten nasz związek był dobry. Ze względu na tą trudną sytuację nie widzieliśmy się już od bardzo dawna. Ale dzięki temu, że mamy internet, możemy mieć ze sobą codziennie kontakt.
Nie jesteście o siebie zazdrośni?
Mój mąż ma wymagającą pracę i kończy studia dyplomatyczne. Kiedy relacjonuję mu swoje codzienne obowiązki, on zawsze wysyła mi takie samo zdjęcie, na którym trzyma książkę albo siedzi przed komputerem. Czasami mówi, że jest nudny. A dla mnie jest to fascynujące i pociągające, że się rozwija! Przyznam, że jestem trochę zazdrośnicą, ale ufam Jackowi, a on mi…
Cały czas żyjecie na walizkach. Oboje jesteście duszami, które spełniają się i gnają przed siebie. Wiecie już, gdzie osiąść na stałe i zapuścić korzenie?
Mamy ten jeden wspólny cel - marzy nam się dom i dzieci. Na razie cieszymy się tym szalonym czasem. A gdzie osiądziemy… Będę biegła tam, gdzie mój mąż. Jack bardzo kocha Polskę. Nadal jest dla niego egzotyczna, nowa, ale już trochę taka “jego”. Wszystko zmierza ku temu, że będzie tu pracować w firmie amerykańskiej... Gdybym miała decydować i myśleć, co by było najlepsze dla nas, to nie wiem. Połowę mojego życia spędziłam w Stanach. Myślę, że to przyciąganie będzie nadal trwało. Mam tam jeszcze wiele spraw, które staram się kontynuować. Ale zanim wróciłam do Polski, byłam w Chinach przez rok. Mieszkaliśmy w zapyziałym mieszkaniu, mieliśmy stary skuter, kupiony za grosze! Było ciężko, ale fajnie, bo byliśmy razem i to dawało nam szczęście… Myślę, że ostatnie wydarzenia pokazały nam, jak wszystko jest kruche i ulotne… A najważniejsze w życiu jest to, co dajemy z siebie innym…