Reklama

W przyszłym roku minie 10 lat odkąd Iwona Pavlović i Wojciech Oświęcimski przysięgli, że będą ze sobą do końca życia. Zanim jednak zakochani dopełnili wszelkich oficjalnych formalności, ich związek rozpoczął się, gdy Iwona miała męża Arkadiusza... Także Wojciech był w relacji z inną kobietą. Jak więc udało się im ułożyć życie? Para opowiedziała o tym naszej dziennikarce Elżbiecie Pawełek.

Reklama

Historia miłości Iwony Pavlović i Wojciecha Oświęcimskiego

–Zakochaliście się w sobie jak szczeniaki, na dodatek będąc w związkach małżeńskich.

Iwona: Bo prawdziwa miłość nie ma ani rozumu, ani nie wybiera. Kiedy zaczyna kalkulować, to już nie jest miłość. A jak zapytasz, za co się kochamy, to powiem, że za wszystko. Za nasze dobro i za nasze zło, za nasze wady i zalety.

– Nie wystraszyłaś się faceta z trzema dorastającymi synami u boku?

Iwona: Byłam w takiej euforii, w takim kosmosie, że ani dzieci, ani pies, którego mieli, ani nic się wtedy nie liczyło. Przytoczę anegdotę o synach Wojtka. Wiedziałam już, że jest ich trzech, moja mama też, ale był problem z tatą, którego mogłaby przerazić wiadomość o trzech chłopakach. Zawsze jednak odwiedzało moich rodziców dwóch z nich, więc tata nie mógł się połapać, zwłaszcza że byli bardzo podobni do siebie. I do końca nie poznał prawdy.

Wojtek: Myślę, że Iwona nie zdawała sobie sprawy, co to znaczy trzech dorastających synów, bo sama nie miała dzieci. A ja nie umiałem przewidzieć, co stanie się z chłopakami wyrwanymi z ich środowiska. Oni jednak zdecydowali, że chcą być ze mną, na co zgodziła się ich matka. Dla dziecka już samo rozstanie rodziców jest tragedią. Dziś wiemy, ile wycierpieli. Ale wtedy i teraz przychylilibyśmy im nieba, żeby byli szczęśliwi.

– Jak to możliwe, Iwono, że nie zapaliła Ci się kontrolna lampka, że cała ta kawaleria plus pies oznacza kłopoty? Wiodłaś wygodne życie, mogłaś odcinać kupony od sławy i weszłaś w rolę, powiem okrutnie, macochy.

Iwona: To okropne słowo. Może się jednak zdziwisz, ale odkąd jestem z Wojtkiem, nigdy nie zapaliła mi się żadna lampka. Jestem bardzo zadaniowa, więc uznałam, że trzeba żyć i wziąć tego byka za rogi. Ani przez sekundę nie myślałam: Boże, co ja zrobiłam? I starałam się, jak mogłam najlepiej, być przyjacielem chłopców, bo matką przecież nie byłam. Byłam z nimi w radosnych chwilach, przeżywałam razem z nimi trudne sprawy. Towarzyszyłam im w dojrzewaniu i poznawaniu świata. Teraz od całej trójki usłyszałam bezpośrednio, że mnie kochają… To wielka sprawa, bo przecież moja miłość do Wojtka nie była równoznaczna z miłością do chłopców czy ich do mnie. Ona musiała dopiero przyjść. Czuję się dziś spełniona, jesteśmy razem na dobre i na złe. Być może wypełniłam pustkę uczuciową związaną z brakiem własnych dzieci, z której nie zdawałam sobie sprawy.

Reklama

Cały wywiad możecie przeczytać w najnowszej VIVIE! W numerze znajdziecie także wywiady z Dorotą Gawryluk i Maciejem Musiałem.

Olga Majrowska
Mateusz Stankiewicz AFPHOTO
Reklama
Reklama
Reklama