Hanka Bielicka chciała wyjść po raz drugi za Jerzego Duszyńskiego. Ale on miał już inną
Artystka nie miała szczęścia w miłości
Trudno wyobrazić sobie ją bez... kapelusza. I tego charakterystycznego trajkotania. Przyjaciele i znajomi śmiali się, że nawet diabła by zagadała. Hanka Bielicka była jedyna w swoim rodzaju: inteligentna, błyskotliwa i zawsze pogodna. „Nigdy nie byłam kokietką typu „puci, puci”. Wyglądałam nieźle, ale w moim życiu śmieszność była zawsze ważniejsza niż erotyzm. Wolałam, żeby się śmiano, a nie podziwiano. Bo ja byłam typowa gadułka. Dużo słów, mało roboty”, mówiła o sobie.
Jej popularność nigdy nie osłabła. Talentem i umiejętnościami aktorki zachwycały się kolejne pokolenia. Miała bardzo charakterystyczny głos, schrypnięty, dynamiczny, mówiła z szybkością karabinu maszynowego. „Jezus, Maria! Pani Bielicka, to Pani jeszcze żyje?!”, zawołał na jej widok jeden z widzów. „Żyję, ale nie z Panem, bo Pan jest dla mnie za stary”, odparowała aktorka, a miała wtedy już dobrze po 80.
[Ostatnia aktualizacja treści na VUŻ 07.03.2024 r.]
Hanna Bielicka: mówiła o sobie "estradówka"
Mówiła, że jest estradówką, my pewnie powiedzielibyśmy o niej stand-uperka. Jeździła po miastach i miasteczkach i wygłaszała monologi, jako Hanka Bielicka. Albo wcielała się w postać Dziuni Pietrusińskiej, paniusi miejsko-wiejskiej. „Wysoki sądzie, mąż się do mnie nie odzywa, jak ekspedientka w sklepie mięsnym, kiedy pytam o cielęcinę - mówiła Dziunia. I wszyscy się śmieli, bo w PRL-u wiadomo było, że cielęcina to towar deficytowy i nikt go nie oglądał w sklepie. Albo przestrzegała „Kobitki, wy pilnujcie tych swoich mężów, bo w głowie im się poprzewracało…”.
Dowcipy były lepsze, gorsze, ale Bielicka zawsze świetna i bardzo lubiana. Stworzyła sobie tę estradową niszę, wyrwała ją z aktorskiego tortu. Nidy nie była amantką, nie była pięknością. Nie dane jej było grać ról dramatycznych, o których marzyła (na drzwiach mieszkania miała niby żartobliwą wizytówkę: Hanna Bielicka, aktorka dramatyczna). Na studiach znajomi dziwili się nawet, że Jerzy Duszyński tak ją adoruje. Była przy nim jak kopciuszek przy księciu z bajki.
Hanna Bielicka i Jerzy Duszyński: historia miłości
Poznali się w Państwowym Instytucie Teatralnym jeszcze przed wojną. Hanka Bielicka, a właściwie Anna Weronika Bielicka (ur. 1915 roku) była bardzo zdolna, przed wojną studiowała romanistykę. Miała wyjechać na stypendium do Francji, pisać tam magisterkę, ale wybrała teatr. Ojciec - dyrektor miejskiego banku w Łomży nie chciał by córka była aktorką, pytał nawet znajomego księdza, czy to się godzi, żeby panienka z dobrego domu szła do szkoły dla aktorek. Ale ksiądz powiedział sentencjonalnie: „Złego kościół nie naprawi, dobrego knajpa nie zepsuje”. Dziewczyna ma iść za głosem serca.
Poszła więc do warszawskiej Szkoły Teatralnej. Marzyła o rolach heroin, ale szybko wybito jej to z głowy. Kiedy cała drżąca, z przejęciem mówiła romantyczny wiersz, jej profesor, mistrz Aleksander Zelwerowicz zawołał: „Zabierzcie mi tego krokodyla ze sceny, bo umrę ze śmiechu!”. Znana jest też anegdota, jak Zelwerowicz powiedział młodziutkiej wtedy Hani: „Gdyby ci przyszło do głowy zagrać Ofelię, to już w pierwszym akcie „Hamleta” idź do klasztoru. Bo ludzie na twój widok zejdą ze śmiechu”. Mocne to były uwagi, dzisiaj chyba by nie przeszło takie upokarzanie studentki. Ale wtedy przyjmowano to z pokorą. Na studiach Hanka zaprzyjaźniła się z Jerzym Duszyńskim.
Był od niej o dwa lata młodszy. Urodził się w Moskwie, skąd jego rodzina przyjechała do Polski. Jako dorosły chłopak studiował w Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa (dzisiejsze ASP) a potem w Szkole Teatralnej. Wróżono mu wielką karierę, był zdolny i piękny, jak hollywoodzki amant. Najpiękniejszy aktor swojego pokolenia. Miał wtedy dziewczynę, zwierzał się Hance z miłosnych perypetii, ona mu doradzała. „Ja byłam jego powiernicą. Dotarło do mnie, że jestem w nim zakochana, ale nie dawałam po sobie poznać, co czuję”, wspominała w „Świecie Kobiety”. W pewnym momencie to on zaczął mówić: „Jeśli się ożenię, to tylko z Hanką”.
Hanka Bielicka i Jerzy Duszyński: pobrali się podczas wojny
Wojna zmieniła ich świat. Dosłownie na kilka dni przed jej wybuchem pojechali do Wilna, dostali angaż do tamtejszego Teatru na Pohulance. Pojechali czwórką przyjaciół, w paczce byli: Irena Brzezińska, Danuta Szaflarska, Hanka Bielicka i Jerzy Duszyński. Kiedy przyszło do zakwaterowania, Danuta Szaflarska, wtedy narzeczona znanego muzykologa Jerzego Ekiera powiedziała: „To ja z Ireną. A ty z Jurkiem”. Bielicką zatkało: „Co? Ja z mężczyzną w pokoju, do tego w jednym łóżku?! Bez ślubu????.” Wszyscy myśleli że już ze sobą żyją, a oni, jak mówiła Bielicka, mieli siebie tylko w sercu. Hanka zaczęła się zastanawiać nad uczuciami Jerzego, poczuła że także jest zakochana.
Ślub wzięli 1 lipca 1940 roku w kościele św. Ignacego w Wilnie. Bielicka wystąpiła w liliowej sukience, w narzuconym płaszczyku i żółtą różą w dłoni. Na wesele swoje mieszkanie dała im Hanka Ordonówna i jej mąż Michał Tyszkiewicz. To był wielki gest gwiazdy wobec początkujących, młodych aktorów. Przyjęcie było składkowe, każdy przyniósł, co mógł: jajka, ogórki, kiełbasę. Po latach Hanka Bielicka zastanawiała się, dlaczego wtedy w ogóle się pobrali? Mówiła, że może z biedy, we dwoje było im łatwiej. A może szukali ciepła i bliskości, młodo wypadli z rodzinnych gniazd, wojna zabrała im dom. Czasem opowiadała, że był to wojenny ślub, wynikający z historycznych okoliczności. Ale wtedy patrzyła już na swój związek z perspektywy rozwodu.
Zobacz też: Synowa Marty Lipińskiej to znana i ceniona aktorka. Nie każdy wiedział, że są rodziną
Hanka Bielicka i Jerzy Duszyński: kobiety prosiły, żeby dała mu spokój
Po zajęciu Wilna w czerwcu 1941 roku, Niemcy zamknęli polski teatr. Okupację małżonkowie przeżyli, pracując jako kelnerzy, Bielicka przez pewien czas grała w jednym z lokali na pianinie, Duszyński podawał kawę. W styczniu 1945 roku, kiedy stało się jasne, że Wilno pozostanie w ZSRR, Jerzy Duszyński i Hanka Bielicka jednym z pierwszych transportów repatriacyjnych wrócili do Polski. Zatrzymali się w Białymstoku, potem przenieśli do Łodzi. W 1949 r. udało im się wrócić do zniszczonej Warszawy. Przez pewien czas Hanna Bielicka była żoną swojego męża. Jerzy Duszyński zrobił tuż po wojnie wielką karierę; zagrał w dwóch niezwykle popularnych filmach, były to „Zakazane piosenki” z 1947 roku i „Skarb” z 1948. Ludzie stali w kilometrowych kolejach, żeby kupić na nie bilety.
Duszyński stał się gwiazdą, nie mógł spokojnie przejść po ulicy. Kobiety podbiegały do Bielickiej i prosiły, żeby mu dała spokój. Bo przecież on jest z Panią Danutą Szaflarską (aktorka partnerowała mu w obu filmach). Bielicka raczej dobrze znosiła popularność męża. Gorsze było to, że on nigdy już nie powtórzył w swojej karierze takiego sukcesu. A marzył o filmowych rolach, bo teatr i powtarzanie stale tego samego spektaklu, nudziło go. Niepowodzenia zawodowe odbijały się na ich związku. „Jurek był nieszczęśliwy, bo najpierw zrobili z niego gwiazdora filmowego, a później chcieli, żeby grał kierowców ciężarówek, a jeszcze później w ogóle go odsunęli, co spowodowało załamanie", mówiła aktorka dla pisma „Angora”. Bolało go, że on – niegdyś jeden z najpopularniejszych aktorów – musiał grać ogony w teatrze lub zadowalać się filmowymi epizodami.
Tymczasem Hanka Bielicka z roku na rok robiła się coraz bardziej wziętą aktorką. Grała w teatrach, we „Współczesnym” i potem latami w „Syrenie”. Zaczęła występować w „Podwieczorku przy mikrofonie”, rozrywkowej audycji radiowej, która miała taką popularność, że podczas jej nadawania wyludniały się ulice. „Jeszcze Polska nie zginęła, póki się śmiejemy”, mawiała aktorka.
Hanna Bielicka: była zdradzana przez męża
Trudno powiedzieć, żeby Hanka Bielicka i Jerzy Duszyński byli dobrze dobrani. On ją zdradzał, na co ona przymykała oko. Mówiła dosadnie: „Baby nie dają mu spokoju, trzeba się z tym pogodzić”. Wiedziała że zakochał się w pięknej aktorce Irenie Malkiewicz i gotów był się dla niej rozwieść, tyle że ona nie chciała odejść od męża. „Moje życie romantyczne było pod zdechłym Azorkiem”, wspominała. Wiedziała, że nie była idealną partnerką. „Moją miłością jest moja praca. Mężczyzn kochać nigdy nie potrafiłam. Zresztą, nigdy nie miałam do nich szczęścia. Wszyscy ode mnie uciekali”, mówiła w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”.
Przez lata wbiegała, i wybiegała z domu, i gdzieś jej w tym wszystkim, po drodze uciekła miłość. Ledwo się z Jurkiem widywali, on lubił życie nocne, ona wcześnie kładła się spać. Nie chciała mieć dzieci, nie lubiła zajmować się domem, nie znosiła gotowania. Nie była też demonem seksu, wręcz przeciwnie. Mówiła, że w sprawach seksu jest raczej wierząca niż praktykująca. Na estradzie pełna wigoru, w życiu osobistym aż tyle go nie miała. Jak tłumaczyła: „U mnie głowa bardziej pracowała niż te doły. Albo miałam uśpiony seks, albo nie trafiłam na swojego mężczyznę. Czuję, że coś mi umknęło, ale nie żałuję tego, bo nie wiem, czego mam żałować”.
Z Duszyńskim coraz mniej się rozumieli, żyli bardziej obok siebie niż ze sobą. Tkwili w nieudanym związku trochę z wygodnictwa, trochę z przyzwyczajenia. „I tak to przyjacielskie małżeństwo trwało, niepotrzebnie i za długo”, mówiła aktorka. „Poza tym moja mama była w Jurku zakochana, dogadzała mu, rozpieszczała go. Powielała model z naszego domu, gdzie wokół mężczyzny się skakało, podtykało mu najlepsze kąski. A Jurkowi to się podobało. Ja nie byłam taka opiekuńcza, miałam w sobie więcej egoizmu” (cytuję za Interia.pl). „Mój mąż bardzo mnie lubił, może nawet w jakiś specyficzny sposób kochał, jednak traktował miłość jako coś, co bezwarunkowo mu się należało, a ja mu jej po prostu nie umiałam dać”, opowiadała aktorka.
Zobacz też: Pierwszy mąż Ewy Lemańskiej był gejem. O jego śmierci dowiedziała się dekadę później
Hanka Bielicka: rozwód, drugi związek
Papiery rozwodowe złożyła Hanka Bielicka. W latach 50. byli już rozwiedzeni. Hankę Bielicką adorowało wiele mężczyzn, „Ci panowie byli mi potrzebni, żebym nie zapomniała, że jestem kobietą. Ale... tiu, tiu, tiu, potem drzwi, do widzenia i spać”, wspominała półżartem. Naprawdę zakochała się w satyryku i radiowcu Jerzym Baranowskim. Mogli być szczęśliwą parą, bo na pewno łączyła ich praca. Baranowski obiecywał, że się rozwiedzie, ale kiedy to zrobił, ożenił się z inną młodszą kobieta, miał z nią dziecko. Bielicka była zrozpaczona, czuła się zdradzona, oszukana, osamotniona. Przez tragedię miłosną otarła się o śmierć. Miała nawet wtedy próbę samobójcza, której nikt się po niej nie spodziewał. Ale na szczęście szybko ją odratowano.
Potem myślała, by spróbować jeszcze raz szczęścia z Jerzy Duszyńskim. Żałowała decyzji o rozstaniu – a ponieważ wciąż się przyjaźnili i mieszkali w tej samej kamienicy, wierzyła, że być może znów będą razem. Chciała mu to nawet zaproponować, kiedy usłyszała: Żenię się! Była wdzięczna losowi, że się nie wygłupiła.
Jerzy Duszyński w 1964 roku ożenił się z kelnerka ze SPATIF-u. Heleną Urbaniak. Pytany czy ma żonę aktorkę, odpowiadał: Nie, normalną! Doczekał się syna, którego uwielbiał. Zmarł w 1978 roku na raka płuc. Przed śmiercią zdążył jeszcze wreszcie zagrać w filmie, dwie dobre role, choć innego kalibru: Józefa Piłsudskiego w filmie „Śmierć Prezydenta” z 1977 roku i obrażalskiego klienta w komedii „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” w 1978.
Hanka Bielicka z nikim się już nie związała. Żyła samotnie w pięknym mieszkaniu na ulicy Śniadeckich w Warszawie. Miała gosposie, specjalnie dla niej szyte były sukienki i robione kapelusze, których miała ok. 60. Mówiła: „Im dalej posuwam się w bawieniu ludzi, tym bardziej jestem zamknięta i osamotniona z wyboru. Szczęśliwa, gdy się wszystkie drzwi zamykają i tylko ptaki ćwierkają za oknem. Prywatnie nigdy nie opowiadałam dowcipów, nie chodzę na przyjęcia, Nie cierpię komplementów”.
Po raz ostatni pojawiła się publicznie w "Szymon Majewski Show". Śmiała się, że program powinien mieć tytuł: „Bawcie się dzieci, nim babcia odleci”. Zmarła 8 dni później, podczas ciężkiej operacji tętniaka aorty, w 2006 roku, mała 91 lat