Gwiazdy w Nassfeld. Heather Mills w najdłuższym zjazdowym biegu świata. Jak sobie radziła była żona Paula McCartney’a?
- Ela Pawełek
Nassfeld - co roku ściągają tu sławni alpejczycy, a wraz z nimi „reszta świata”, by ścigać się na nartach. Rzadka okazja, żeby poznać mistrzów stoków i zdobywców Pucharów Świata. Najjaśniejszą gwiazdą w tym roku była Heather Mills, eks-żona Paula McCartney’a, która na złość niektórym, pokazała, że da się jeździć bez nogi na nartach. O Nassfeld i kochających je gwiazdach i narciarzach pisze Elżbieta Pawełek, dziennikarka VIVY! - namówiona przez przyjaciół do startu w zawodach.
Heather Mills i Ela Pawełek, autorka tekstu.
Nassfeld - najdłuższy bieg zjazdowy świata
Nassfeld, piękny kurort w Karynckich Alpach, tuż przy włoskiej granicy, dobrze znany jest miłośnikom narciarstwa. Skąpane w słońcu stoki i słynna kolejka Millenium Express (najdłuższa gondola w Alpach), dowożąca narciarzy na same szczyty z położonego niżej Tropolach, przyciągają narciarzy jak magnes. Nic dziwnego, że Armin Assinger, dawna gwiazda alpejskich Pucharów Świata, dziś gwiazda austriackiej telewizji, właśnie w Nassfeld organizuje najdłuższy bieg zjazdowy świata (26 km), wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Wszystko pod hasłem „Beat the Best!”, pobić mistrza! Ale któż może mierzyć się z Assingerem?
Armin Assinger w Nassfeld.
Nassfeld. Bilet w jedną stronę!
Chętnych na zawody jednak nie brak. To splendor dla każdego narciarza wziąć udział w tak dużej imprezie - ponad pięciuset zawodników z całej Europy rokrocznie staje na starcie, w tym coraz więcej Polaków. Wpisowe wynosi 25 euro. Z mistrzem trudno wygrać, ale czyż nie liczy się sama rywalizacja i skok adrenaliny! To powinna być przede wszystkim świetna zabawa, jak mówi Armin. I choć sam ostatnio błyszczy głównie w telewizyjnych talk – show, bez nart nie wyobraża sobie życia.
Narciarze kochają Nassfeld.
Tuż przed przed startem - Nassfeld
Wydarzenie na starcie utrzymane jest w klimacie alpejskiej dyskoteki, co chwila komuś wyrywa się okrzyk zachwytu , bo ponad szczytami helikopter daje popisy niezwykłych akrobacji, do boju zaś zagrzewa muzyka – w tym roku „One way ticket” Bony M. Odwrotu więc nie ma. Co dwie minuty startuje kolejnych dwudziestu zawodników. Przypomina mi się też przebój Kuby Sienkiewicza „Co ja robię tu”. Ale czego nie da się zrobić się z miłości do dwóch desek?
Na starcie!
Gwiazdy w Nassfeld
W tłumie narciarzy rozpoznać można gwiazdy: Bojana Križaja, świetnego słoweńskiego alpejczyka, kiedyś w barwach Jugosławii, Leonharda Stocka, legendę austriackiego narciarstwa, czy postawną, śliczną Lisę Zaff, mistrzynię świata w skibobach. Na ich tle drobna i delikatna Heather Mills, eks-żona Paula McCartney’a, dawna modelka, wydaje się kruszyną. Ale to tylko pozory. Już po chwili pięknie składa się przy bramkach, jedzie ostro. Można by pomyśleć, że to jeszcze jedna świetna narciarka, gdyby nie widok odsłoniętej protezy nogi. Heather wcale nie kryje, że nie ma kończyny. Nie czuje się gorsza od innych, choć powrót do sprawności trwał długo. „Po utracie nogi, świat mi się zawalił. Życie mi się zawaliło. Potwornie trudno podnieść się po klęsce” - mówi. „Nie wiesz, czy kiedykolwiek wstaniesz o własnych siłach”.
Ponad dwadzieścia lat temu Heather potrącił motocykl policyjny w Londynie, w efekcie czego lekarze musieli amputować jej lewą kończynę od kolana w dół. Nie poddała się. Jako pierwsza niepełnosprawna celebrytka w USA wzięła udział w amerykańskim „Tańcu na lodzie” i „Tańcu z gwiazdami”. Nie wygrała, ale Amerykanie jeszcze dziś pamiętają ogromny bukiet kwiatów, który Paul McCourtney wręczył swojej żonie po finałowym występie.
Heather Mills na stoku.
Ze stoku na pizzę do Włochów
Heather marzy dziś o paraolimpiadzie i ostro trenuje narciarstwo w Schladming, dokąd czasowo przeniosła się z Londynu. „Tak naprawdę, przeszkodą w drodze na szczyt nie jest brak ręki czy nogi. Największe bariery stwarzamy sobie sami w naszych głowach” - mówi. „Liczyłaś na miejsce w pierwszej dziesiątce?”, pytam już po szczęśliwym dotarciu do mety. „Skądże, nie miałam żadnych szans z tymi chłopakami” – śmieje się, spoglądając na triumfujących zwycięzców biegu. „Po prostu, przyjechałam wesprzeć świetną imprezę, a nigdy jeszcze nie szusowałam w Nassfeld”.
Czas rozejrzeć się w terenie. W samej osadzie Sonnenalpe Nassfeld trochę hoteli nastawionych na gości z grubszym portfelem. Urocze knajpki, sklepy, wypożyczalnie sprzętu narciarskiego. Wokół ośnieżone szczyty, malownicze jak Dolomity. Czuć powiew włoskich klimatów. Zresztą, na pizzę do Włochów idzie się dziesięć minut piechotą. Jest gorąca, prosto z pieca. Będzie mi przypominała Nassfeld.
Polecamy także: Andora - zimowe królestwo Pirenejów.
Śnieg i słońce w Nassfeld rozpieszczają narciarzy.
Tekst i zdjęcia: Ela Pawełek