„Po miesiącu od narodzin mojego syna wróciłam do pracy. Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia”
Jak Dorocie Wellman udało się łączyć macierzyństwo z pracą?
Wychowała się w rodzinie silnych kobiet. „Moja mama była osobą silnego charakteru, mocnego kręgosłupa moralnego, stanowczą, odpowiedzialną i odważną. Moja babcia była wręcz rycerzem dzielności”, zdradza Dorota Wellman w rozmowie z Aleksandrą Kwaśniewską. Obserwowała je na co dzień i wiedziała, że w każdej sytuacji da sobie radę. Jaka jest na co dzień? Bliżej jej do feministki czy kury domowej? I jak udaje jej się dzielić pracę zawodową z domem? Dorota Wellman otwarcie przyznaje, że po miesiącu od narodzin syna wróciła do pracy.
Równocześnie wydajesz teraz „Życie towarzyskie” i tam okazuje się, że jesteś gospodynią domową pełną gębą.
Bo jedno z drugim nie stoi w sprzeczności.
Stereotypowo tak, bo albo jesteś feministką, albo gospodynią, która codziennie gotuje mężowi.
A ja jestem feministką, chociaż bardzo tego słowa nie lubię, i jestem kurą domową! I jestem z tego dumna, bo obie te funkcje sobie cenię. Nie wyobrażam sobie kobiety, nawet jeśli pełni najbardziej odpowiedzialne funkcje, która nie ma w sobie też tej części kobiecej i domowej. Ja bez domu nie żyję. Świat byłby niezwykle ubogi, gdybym nie miała azylu, miejsca odpoczynku i spokoju. Chcę i lubię o ten azyl dbać. Zresztą to też są tradycje rodzinne. Babcia wychowała się w takim domu, w którym panny w pewnym wieku przekazywało się na szkolenie do domu radziwiłłowskiego w Nieświeżu.
Młode dziewczyny uczyły się tam, jak zajmować się domem, mimo że często same miały służbę. Miały wiedzieć, jak gotować, piec, jak układać menu, kwiaty, jak sprawić, żeby w domu było przyjemnie. Moja babcia była z tego pokolenia, że to wszystko potrafiła zrobić. Moja mama była osobą, która prowadziła piękny dom, w którym codziennie był ugotowany domowy obiad. Przeniosłam to naturalnie do swojego domu. Moja siła kobieca z tym się absolutnie nie kłóci. Przeciwnie. To jest pełnia kobiecości. Uwielbiam gotować, prasować, prać i myć podłogę. Choć czasami mi się nie chce.
Rozważałaś kiedykolwiek bycie kobietą w pełni domową?
Nie. Przyznaję się do tego na spotkaniach z kobietami, że tylko domowość nie wchodziła w grę, bobym się zanudziła na śmierć. Muszę mieć różnorodność w życiu. Otwarcie mówię o tym, że po miesiącu od narodzin mojego syna wróciłam do pracy. Nie była to praca na pełen etat, ale dwa, trzy razy w tygodniu wychodziłam na nagrania i robiłam swoje programy. Potem z wielką radością wracałam do mojego maleńkiego syna i przygotowywałam się do pracy, chodząc z wózkiem od jednej do drugiej budki telefonicznej, bo z nich wydzwaniałam gości do programu.
To mi robiło bardzo dobrze na głowę, bo byłam stuprocentowo ze swoim synem, karmiłam go do 12. miesiąca życia piersią, a jednocześnie nie straciłam ciągłości zawodowej, miałam kontakt z ludźmi i miałam swoje pieniądze. Jestem z domu, w którym kobiety się uczy, że od najwcześniejszych lat powinny mieć swoje pieniądze i nigdy nie być zależne od facetów. Mogłam kupić, co chciałam, nie musiałam o nic prosić, dokładałam się do budżetu domowego. Miałam też dobrego partnera, który pomógł mi łączyć życie zawodowe i rodzicielskie. Gdy spotykam się z kobietami, często mówią, że mają wyrzuty sumienia. Ja nigdy nie miałam wyrzutów sumienia.
A mimo wszystko mówisz trochę tak, jakbyś uważała, że musisz się z tego wytłumaczyć.
Nie, opowiadam o tym, żeby kobiety wiedziały, że tak było też wcześniej. Nie tylko teraz kobiety próbują łączyć macierzyństwo z pracą. Jeśli ktoś z tego powodu robi komuś zarzuty, to niech spada. Do takich decyzji czasami zmusza sytuacja ekonomiczna, rodzinna, a czasami chęć i potrzeba. Ja miałam silną potrzebę pracy.
Czyli to była bardziej pasja niż konieczność?
Kocham swój zawód. Wiedziałam, że jeśli będę siedzieć w pieluchach, to oszaleję. A tak z wielką radością wracałam do Kuby. Byłam naładowana energią innych ludzi, miałam przed sobą inne zadania niż tylko kąpiel, przewijanie, spacer i wspólne igraszki. Nauczyłam się wtedy być z moim dzieckiem na sto procent. Czasami rodzice twierdzą, że siedzieli osiem godzin z dzieckiem, z czego osiem siedzieli przy komputerze, a dziecko bawiło się na dywanie. Ja się bawiłam ze swoim dzieckiem na dywanie przez godzinę, ale tak, że pot lał się po plecach, a moje dziecko było wyśmiane i wyprzytulane. A potem godzinę pracowałam, kiedy spał.
Miałam cudowną równowagę. I uważam, że dziewczyny powinny przestać myśleć o tym, że są złymi matkami. Nieprawda. Dobra matka Polka może i pracować, i mieć dziecko, rozwijać swoje pasje, mieć czas dla siebie i przestać mieć wyrzuty sumienia. Jeśli miałabym w Polsce w tej chwili postawić komukolwiek pomnik, to postawiłabym go polskim kobietom. Matkom Polkom, ale matkom pracowniczkom, bojowniczkom, wszystkim tym, które dołożyły się do tego, że ta Polska jest taka, jaka jest. I niekoniecznie musi to być Madonna z Dzieciątkiem. Mogłaby to być też Madonna bez dzieciątka, która w ogóle nie chce mieć dzieci, ale robi inne rzeczy. Nie dajmy się wpędzić nikomu w jakieś role, których nie chcemy pełnić.
Ty nigdy nie weszłaś w rolę narzuconą przez innych?
Nigdy.
Co jeszcze w nowym numerze 24/2018?
Tomasz Karolak mówi, że przeszedł „przemianę wewnętrzną”. Co ma na myśli? Michelle Obama właśnie wydała książkę, w której zdradza sekrety Białego Domu, a także te dotyczące życia rodzinnego i intymnego. Pięćdziesiąt twarzy autorki polskiego „Greya”. Czy Blanka Lipińska lubi seks, z kim sypia i co znaczyli w jej życiu... zawodnicy MMA? Roman Paszke z synem Erykiem. Ojcostwo po sześćdziesiątce, rejs dookoła świata… Słynny żeglarz w pełnej humoru i dystansu do siebie rozmowie. A także: Viva! Photo Awards rozstrzygnięty. Mamy zwycięzców prestiżowego konkursu VIVY! promującego polskich fotografów.