Reklama

To było niezwykłe wydarzenie. Książęca para Japonii w piątek przybyła do Polski z okazji setnej rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych między naszymi krajami. Każda wizyta zagranicznych gości łączy się z konkretnymi przygotowaniami i przestrzeganiem rozbudowanych zasad protokołu. Tym razem doszło do rażącej wpadki?! Co się wydarzyło?

Reklama

Wpadka przed Pałacem Prezydenckim?

Księżna Kiko i książę Akishino zostali zaproszeni przez Andrzeja Dudę do Pałacu Prezydenckiego. Wydawało się, że wizyta dopracowana jest w najmniejszych szczegółach. Zabrakło jednej rzeczy.

Książęca para Japonii wymieniła grzecznościowe uściski z prezydentem, Andrzejem Dudą i jego małżonką. Do niezręcznej sytuacji doszło, kiedy pary miały zapozować do wspólnego zdjęcia. Dla księżnej Kiko zabrakło miejsca na czerwonym dywanie! Stała obok swojego męża na kostce brukowej.

Nie umknęło uwadze internautom, którzy wytknęli polskim władzom niewiedzę, brak etykiety i szacunku dla znamienitych gości. „Więcej szacunku pierwszy lepszy japoński sprzedawca w tokijskim sklepiku mi okazuje, niż nasz "prezydent" i Dudowa wobec bardzo wyjątkowych Gości z Japonii. Studenci japonistyki lepiej by się zachowali. Widać, że o japońskiej kulturze nie mają pojęcia, książki na temat Japonii w rękach nie mieli, brak klasy i kompetencji, wstyd mi za nich”, wybrzmiał jeden z nich na Twitterze polskiej ambasady Japonii.

Sytuację skomentował ekspert od protokołu dyplomatycznego. ,,Sytuacja, w której księżna Kiko znajduje się poza czerwonym dywanem, jest niezręczna, czysto optycznie wygląda nieładnie", mówił dr Janusz Sibora w rozmowie z gazeta.pl.

Reklama

,,Na dywanie zostało trochę miejsca. Gdyby małżonka prezydenta przesunęła się o 20 cm w swoją lewą stronę, wówczas księżna mogłaby stanąć na tym dywanie. Żartobliwie można powiedzieć, że Agata Duda niejako zawłaszczyła dywan", dodał. Ekspert w rozmowie z gazeta.pl wytłumaczył, że za to niedopatrzenie odpowiadają dyrektor protokołu i głowa państwa. Przyjęcie rodziny cesarskiej nie jest wcale prostym zadaniem. Dr Janusz Sibora liczy na to, że następca tronu podejdzie do incydentu z dystansem, a japońskie media prawdopodobnie nie będą nagłaśniać tej sytuacji.

Reklama
Reklama
Reklama