Reklama

Słynny prozaik, Janusz Leon Wiśniewski wydaje właśnie „Koniec samotności”. To dalszy ciąg kultowej „S@motności w Sieci”, książki, która zmieniła życie wielu ludziom. Specjalnie dla nas opowiada historię zakochanej stewardesy, która dzięki niemu znalazła męża!

Reklama

Zmienia Pan ludziom życie swoimi książkami?

Dotarły do mnie takie wiadomości. Niektórzy po przeczytaniu na przykład „S@motności w Sieci”, zapragnęli coś zrobić ze swoimi związkami. Wiele małżeństw się rozpadło, gdy kobiety zaczęły wymagać od mężczyzn, żeby je szanowali i byli choć trochę tak czuli, jak Jakub, bohater „S@motności...”. Ale też wielu ludzi ta książka połączyła. Przez te wszystkie minione 18 lat dostałem zaproszenia na trzydzieści ślubów. Dla każdej z tych par książka była na swój sposób ważna, ponieważ albo dzięki niej się poznali, albo czytali ją razem, gdy się w sobie zakochiwali.

Piszą o tym do Pana?

Dostałem kilkanaście tysięcy (sic!) maili, w których ludzie opowiadają swoje losy. Wiele z nich jest fascynujących. Czasami miałem wrażenie, że niosą one ważniejszy przekaz niż moja powieść. Dlatego poproszony przez wydawcę wydałem „S@motność w sieci. Tryptyk”, gdzie zamieściłem autentyczne listy, które dostałem od czytelników. Skomentowałem je swoimi refleksjami co złożyło się w rodzaj obszernego eseju stanowiącego drugą część tryptyku. Na spotkaniach autorskich słyszę niekiedy od wzruszonych czytelniczek: „Pana książka zmieniła moje życie, bo zrozumiałam, że powinnam się inaczej zachowywać”. „Dzięki pana książce poznałam mojego chłopaka”. „Dzięki pana książce wyszłam za mąż”. I tym podobne.

Opowiadają konkretne historie?

Bardzo konkretne. Jak na przykład ta. Pewnego razu byłem zaproszony na spotkanie PEN Clubu Kazachstanu, poleciałem do Ałma-Aty. Poleciałem również na kongres literacki do Astany, która jest nową stolicą, zbudowaną na stepie i z tej Astany przypominającej Las Vegas w Azji wracałem samolotem do Warszawy. Siedziałem, jak każdy przyzwoity człowiek w drugiej klasie ekonomicznej, ale podeszła do mnie stewardessa i mówi: „Panie Januszu, zapraszam pana do pierwszej klasy”.

w

Zdziwiłem się, że zna moje imię, ale wytłumaczyłem sobie, że pewnie widziała moją kartę pokładowa. Pomyślałem, że przede mną siedem godzin lotu, pierwsza klasa i tak jest pusta, więc skorzystam z okazji. Zapytałem, dlaczego spotkał mnie taki przywilej. „Odpowiedziała: „Znam pana książki, czytałam je i bardzo mnie poruszyły. Chciałam panu opowiedzieć pewną historię”. Usłyszałem, że jej koleżanka Agnieszka w książce „S@motność w Sieci. Tryptyk” znalazła list, który napisał do mnie pewien mężczyzna. List ją tak bardzo poruszył, że postanowiła napisać do tego mężczyzny.

Jak to możliwe?

Były tam podane adresy mailowe. Oczywiście tych osób, które wyraziły na to zgodę. I ta Agnieszka, też stewardessa, napisała do tego mężczyzny, on odpowiedział i od sześciu lat ona jest w najbardziej szczęśliwym związku, jaki mógł się jej wydarzyć. Stewardesa, która mnie zaprosiła do pierwszej klasy, powiedziała, że nie może się doczekać, bo gdy wylądują, zaraz zadzwoni do Agnieszki i jej opowie, że mnie spotkała.

Reklama

Romantyczna historia.

Ale to jeszcze nie koniec. W Warszawie przesiadłem się na samolot do Gdańska i niech pan sobie wyobrazi, że owa Agnieszka, była stewardessą w tym samolocie. Podeszła do mnie i się przedstawiła. Powiedziałem: „Wiem, pani wyszła za mąż, dzięki „S@motności w Sieci”. „A skąd Pan to wie?”. „Bo przed chwilą leciałem z pani koleżanką, która mi opowiedziała Pani historię”.

mat. pras.
Zdjęcia RAFAŁ MASŁOW
Reklama
Reklama
Reklama