Kamil Durczok po roku od wybuchu afery: „Ja do niczego nie wracam, bo nigdy nigdzie nie poszedłem”
Jakie ma plany?
Od słynnej „afery Durczoka” mija rok. Co przez ten czas zmieniło się w życiu Kamila Durczoka? Naprawdę chce dopaść tych, którzy złamali mu życie - jak czytamy na okładce „Newsweeka”?
W październiku 2015 roku dziennikarz wziął udział w debacie na Europejskim Kongresie Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Katowicach. Było to pierwsze publiczne wystąpienie Kamila Durczoka od momentu wybuchu skandalu. Do tej pory mogliśmy go oglądać głównie na zdjęciach z rozpraw z magazynem „Wprost”, które często publikowane były w mediach. W grudniu 2015 roku zostaje wolontariuszem Wigilii dla samotnych w katowickim Międzynarodowym Centrum Kongresowym. Zaczyna pojawiać się w przestrzeni publicznej, w mediach społecznościowych. Funduje nagrodę za złapanie sprawcy skatowanego na śmierć psa. Odradza się po upadku?
Jeszcze rok temu - jeden z najbardziej znanych i cenionych polskich dziennikarzy. Laureat wielu prestiżowych nagród (m.in. pięciokrotnie "Telekamery", czterokrotnie "Wiktora"), ulubieniec widzów i jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w Polsce. Kamil Durczok w pracy w mediach osiągnął chyba wszystko. Jednak jego spektakularna kariera została nagle przerwana.
Publikacje „Wprost” zniszczyły karierę Durczoka
Po publikacjach magazynu „Wprost”, w których Durczokowi zarzucono, że dopuszczał się molestowania i mobbingu w pracy, dziennikarz zakończył swoją pracę w stacji TVN. Umowę rozwiązano za porozumieniem stron ze skutkiem natychmiastowym, lecz to nie utrata pracy okazała się być dla Durczoka najgorsza. Były prowadzący „Fakty” stracił coś znacznie więcej – wiarygodność, która dla każdego dziennikarza jest bezcenna. Czy uda mu się ją odbudować? I czy po roku od sprawy, emocje już opadły, planuje wrócić do mediów?
Kamil Durczok jest jednym z najbardziej znanych dziennikarzy w Polsce. Czy po słynnej aferze z jego udziałem uda mu się odbudować wiarygodność?
„Durczokgate” - kulisy afery Durczoka
Na początku lutego 2015 pismo opublikowało artykuł, w który zarzucono popularnemu dziennikarzowi molestowanie swoich podwładnych i mobbing. I choć w tekście nie padło żadne nazwisko, to wiele osób domyślało się, o kogo może chodzić. Potwierdzenie tych informacji natychmiast znalazło się w internecie. To był dopiero początek słynnej afery, która wkrótce zyskała miano „Durczokgate”, w nawiązaniu do amerykańskiej „Watergate”. Zaledwie dwa tygodnie później ten sam magazyn zamieścił artykuł oraz serię zdjęć, z których wynikało, że Kamil Durczok został spisany przez policję, w czasie ucieczki z mieszkania, w którym znaleziono biały proszek, dmuchane lalki z sex shopu i pisma pornograficzne. Wybuchł skandal. Nazwisko Durczoka było odmieniane przez wszystkie przypadki w mediach i internecie. Sam dziennikarz udzielił zaledwie jednego wywiadu w TOK FM. To, co w tym mieszkaniu robiłem, to jest moja prywatna sprawa – powiedział wówczas. Durczok nie krył przygnębienia. Samego siebie określił mianem „zdemolowanego psychicznie faceta”. Stacja TVN staje przed dylematem – co robić po publikacjach „Wprost”? Durczok od lat sprawdza się w roli szefa „Faktów”, zapewnia doskonałą oglądalność, widzowie go lubią. Jednak kontrowersje wokół jego osoby, a tym samym stacji zdają się narastać. TVN decyduje się na zwołanie wewnętrznej komisji, która ma zbadać, co naprawdę działo się w redakcji „Faktów”. Raport ujawnia, że trzech pracowników faktycznie „mogło być przedmiotem mobbingu lub molestowania w miejscu pracy”. Po rozwiązaniu umowy z TVN, Kamil Durczok opuszcza Warszawę i wraca na rodzinny Śląsk. Porozumienie zawiera klauzulę o poufności. Durczok nie może rozmawiać z mediami. W trudnych chwilach pomaga mu żona Marianna. To właśnie ona jest dla dziennikarza największą podporą. Marianna była przy nim, gdy przez kilka miesięcy nie wychodził z domu – zdradziła „Newsweekowi” przyjaciółka rodziny Durczoków.
W trudnych chwilach dziennikarz mógł liczyć na wparcie swojej żony Marianny.
Jednak sprawa wydaje się nie mieć końca. Interesuje się nią prokuratura, która ostatecznie nie znajduje dowodów na molestowanie. Postępowanie sprawdzające dotyczące molestowania seksualnego w spółce TVN zakończone zostało odmową wszczęcia postępowania karnego, mając na uwadze, że nie zostały wypełnione znamiona żadnego czynu zabronionego - powiedziała „Faktowi” prokurator Małgorzata Szeroczyńska w kwietniu 2015 roku. Jednak to za mało, by oczyścić z zarzutów znanego dziennikarza. Kolejne rozprawy z tygodnikiem „Wprost”, który dziennikarz pozwał o zniesławienie, żądając kilkumilionowego zadośćuczynienia, sprawiają, że Durczok podupada na zdrowiu. Nie stawia się na jednej z rozpraw, trafia do szpitala.
Durczok odzyskuje siły
Kamil Durczok, który musiał przymusowo rezygnować ze swojej największej pasji w życiu jaką niewątpliwie jest dziennikarstwo, szuka sobie innego zajęcia, by wypełnić pustkę. Spędza sporo czasu z rodziną. Odbudowuje relację z synem Kamilem. Jednak to nie wszystko, dziennikarz, który zawsze udzielał się charytatywnie, więc postanawia do tego wrócić. W grudniu 2015 roku zostaje wolontariuszem Wigilii dla samotnych w katowickim Międznarodowym Centrum Kongresowym. Wprawia w tym osłupienie uczestników spotkania. Goście spotkania wigilijnego przecierają oczy ze zdumienia. Nie mogą uwierzyć, że znany pan z telewizji osobiście serwuje im tradycyjny barszcz z uszkami. Osobiście załatwia 150 kilogramów śledzi, 400 kilogramów cukierków i 3,5 tysiąca pączków – czytamy w „Newsweeku”. Pojawiają się kolejne przesłanki, świadczące o tym, że dziennikarz powoli wraca do życia publicznego. Od kilku tygodni staje się coraz bardziej aktywny na Twitterze. Na swoim profilu zamieszcza wpisy z komentarzami na temat bieżących wydarzeń politycznych. Angażuje się również w akcję poszukiwania człowieka, który skatował psa w Wałbrzychu. Durczok oferuje 5 tysięcy złotych za jego odnalezienie. Próba ocieplenia wizerunku, naprawienia win – pytają sceptyczni internauci? Jedno jest pewne – Kamil Durczok powoli wraca do życia. Czy również tego, związanego z pracą w mediach? Raczej nie zobaczymy go już na antenie TVN. Na łamach tygodnika „Newsweek”, czytamy anonimowe wypowiedzi dziennikarzy stacji na temat apodyktyczności i porywczości Durczoka. Wielu chwali sobie pracę po jego odejściu. Nie da się jednak zaprzeczyć temu, że Durczok to dziennikarz z powołania i gdy kurz po bitwie opadnie, na pewno nie oprze się pokusie powrotu do mediów. Tymczasem Kamil Durczok szykuje się do śniadania wielkanocnego dla samotnych, w czasie którego znów pojawi się jako wolontariusz. Zapytany przez jednego z dziennikarzy, czy wraca do życia publicznego, odpowiedział: „Ja do niczego nie wracam, bo nigdy nigdzie nie poszedłem” - czytamy w "Newsweeku".