Reklama

Edyta Geppert, ikona polskiej piosenki, tylko u nas w bardzo szczerej, poruszającej rozmowie z Aliną Mrowińską. „Dożyliśmy takich czasów, że wszystko jest na sprzedaż, ale ja się temu absolutnie nie poddaję. To, że piosenkarz ma jakąś prywatność, nie znaczy, że powinien pokazywać się w każdej gazecie czy telewizji i wypowiadać się na każdy temat”. O wielkiej pasji, jaką jest dla niej śpiewanie, i o prywatności, którą od początku kariery bardzo chroni.

Reklama

Co dziś robi Edyta Geppert?

Ikona polskiej piosenki Edyta Geppert długo nie potrafiła zmierzyć się z popularnością. Wciąż bardzo rzadko udziela wywiadów. Nie lubi plotkować, nie opowiada o życiu prywatnym, ale dla Aliny Mrowińskiej i magazynu VIVA! zrobiła wyjątek. Przeczytajcie fragment wywiadu, a całą rozmowę znajdziecie w najnowszym wydaniu magazynu VIVA!

Bardzo rzadko udziela Pani wywiadów.

Edyta Geppert: Nie lubię mówić o swoim prywatnym życiu. Nie widzę takiego powodu. Unikam mediów również wtedy, kiedy nie mam nic nowego do powiedzenia na temat swojej pracy, a na rozmowy o modzie, zakupach czy gotowaniu szkoda mi czasu. Poza tym jestem przekonana, że artysta powinien kontaktować się z publicznością przede wszystkim poprzez swoje dokonania artystyczne. Wszelkie inne formy to rodzaj działalności reklamowej, a ta jest mi obca. Mimo że wykonuję taki, a nie inny zawód, nie daję nikomu prawa do wchodzenia w moje życie.

Ale ludzie są Pani ciekawi.

Dożyliśmy takich czasów, że wszystko jest na sprzedaż, ale ja się temu absolutnie nie poddaję. To, że piosenkarz ma jakąś popularność, nie znaczy, że powinien pokazywać się w każdej gazecie czy telewizji i wypowiadać się na każdy temat. Dla mnie najważniejsza była i jest moja pasja. Kocham śpiewać, a moje piosenki są częścią mnie. Bardzo dużo mówię nimi o sobie – o tym, co myślę o świecie, o ludziach, o otaczającej mnie rzeczywistości. Z moją publicznością spotykam się również po koncertach. Bywa, że godzinę lub półtorej podpisuję płyty. I wtedy jest czas na rozmowy nie tylko o piosence.

Ma Pani przyjaciółki, z którymi czasem poplotkujecie?

Nie znoszę plotkowania. I broń mnie, Panie Boże, przed przyjaciółkami. Zakończyłam ten okres w wieku młodzieńczym. Uważam, że mężczyźni są lepszymi przyjaciółmi, lepiej i ciekawiej mi się z nimi rozmawia.

Wszystko zaczęło się 35 lat temu. Na festiwalu w Opolu brawurowo zaśpiewała Pani „Jaka róża, taki cierń” i zdobyła Grand Prix. Dla mnie to najpiękniejsza piosenka o bólu niespełnionej miłości.

To była pierwsza specjalnie dla mnie napisana piosenka z muzyką Włodka Korcza i słowami Jacka Cygana. Kiedy ją wtedy śpiewałam, nie myślałam tylko o niespełnionej miłości, ale i o swoim przerażeniu i braku jakiejkolwiek nadziei. Miałam wrażenie, że w trudnych, mrocznych latach 80. publiczność odczuwała ją podobnie. Dziś śpiewam ją bardzo rzadko – nie odnajduję w sobie takich skrajnie dramatycznych emocji jak wtedy.

Włodzimierz Korcz opowiadał mi, że pisząc muzykę, założył sobie, że musi Pani wygrać Opole. A Pani, wychodząc na scenę z tak genialnym tekstem i genialną muzyką, czuła, że wygra?

Nie lubię się ścigać. Gdybym wychodziła na scenę z nastawieniem, że muszę wygrać, nie wydobyłabym z siebie głosu. Wychodzę, żeby zaśpiewać, opowiedzieć jakąś historię, spotkać się z ludźmi.

Pamięta Pani moment ogłoszenia wyników?

Byłam zaskoczona i zdziwiona tym, co się stało. Nie czułam żadnej euforii. Pamiętam, że Włodek Korcz był zdumiony, że się nie cieszę. A ja się cieszyłam, ale tylko tak po prostu, bez wielkiego entuzjazmu. Bo taka wygrana tak naprawdę niewiele znaczy.

Wygrana na najbardziej prestiżowym festiwalu niewiele znaczy?

Na wygraną składają się przeróżne okoliczności. Przecież gdyby było inne jury czy ktoś inny mi akompaniował albo na przykład zawiodłoby nagłośnienie, mogłoby być zupełnie inaczej.

Jak radziła Pani sobie z popularnością, tym, że ludzie podchodzą na ulicy?

Długo mi przeszkadzała i czułam się nią ogromnie speszona. Uciekałam albo nie przyznawałam się do siebie i mówiłam: „Tak, jestem bardzo podobna do Edyty, wszyscy mi to mówią, ale to nie ja”. Jednak 35 lat na scenie pozwoliło mi się oswoić z tym, że ludzie w ten sposób chcą wyrazić swoją sympatię. Gdy idę przez Saską Kępę, gdzie mieszkam, i czasem ktoś do mnie podejdzie, zdarza się, że nawet z kwiatkiem – jest mi dziś miło.

Weszłam na Pani stronę internetową, ma Pani kilkanaście koncertów każdego miesiąca. Lubi Pani takie życie w drodze?

Nie lubię. A zwłaszcza nie lubiłam w latach 80. i 90. Wtedy sale, garderoby, hotele to była naprawdę udręka. Dzisiaj jest dużo lepiej, ale bywam czasem zmęczona jazdą samochodem, potem próbą, koncertem i podpisywaniem płyt. Trzeba mieć końskie zdrowie, żeby to wytrzymać.

Odpocznie Pani przed wielką jesienną trasą koncertową na 35-lecie?

Po raz pierwszy od kilkunastu lat wyjadę na wakacje. Na całe dwa tygodnie nad jakieś ciepłe morze. Już sama myśl o tym mnie cieszy.

Co jeszcze w nowej VIVIE! 17/2019?!

Dominika Gwit i Wojciech Dunaszewski rok po ślubie. Ona zwraca się do niego: „Moje szczęście”, on ma ją zapisaną w telefonie pod nazwą: „ Absolutnie Wszystko”. To absolutnie wyjątkowa miłość!

Dominika Gwit i Wojciech Dunaszewski, VIVA! nr 17, sierpień 2019
Szymon Szcześniak/LAF AM

Weronika Rosati, Katarzyna Zielińska i Julia Wieniawa: Zawsze warto walczyć o siebie!

Marlena Bielinska/MOVE
Reklama

Niezwykłe historie. Finansowo to była katastrofa. Ale jako wydarzenie artystyczne i społeczne festiwal Woodstock 1969 przeszedł do legendy.

Festiwal Woodstock 1969 r.
Alamy/BE&W
Weronika Rosati, Katarzyna Zielińska, Julia Wieniawa, VIVA! nr 17, sierpień 2019 OKŁADKA
Marlena Bielinska/MOVE
Reklama
Reklama
Reklama