„Uczę się odpuszczać. Nie muszę robić wszystkiego za wszystkich”
Blanka Lipińska kończy dziś 34 lata!
- Roman Praszyński
Blanka Lipińska obchodzi dziś 34. urodziny! Z okazji jej wyjątkowego święta publikujemy najnowszy wywiad z pisarką. W zmysłowej i zaskakującej rozmowie z Romanem Praszyńskim opowiedziała o nowych wyzwaniach i swojej nowej powieści. Dlaczego lubi się kłócić z partnerem? Kto uratował jej życie? Czego chce dla kobiet? Sprawdźcie sami!
Oglądałem na Instagramie Twoje zdjęcia z Barcelony. Opalaliście się nago?
Maciek całkiem nago. Ja w stringach. Lubię mieć na tyłku biały pasek. A właściwie to mój chłopak lubi, więc robię to dla niego. Toples opalam się chętnie, bo tu nie lubię białych śladów. Ale opalanie dołu uważam za przesadę, przecież i tak nie pokazuję tych miejsc nikomu oprócz mojego faceta.
A kąpiel nago lubisz? Bliżej natury?
Nie. Mam dużo fobii. Nie wejdę do wody bez majtek, bo to takie niehigieniczne. Poza tym wszyscy wiemy, że w ciemnej wodzie są potwory. Więc muszę mieć majtki, żeby się przed nimi chronić!
Czyli masz zahamowania w seksie?
Pewnie. Mój seks jest bardzo przyzwoity. Nie robię nic naprawdę zadziwiającego. Ale o szczegółach ode mnie nie usłyszysz. To bardzo intymne dla mnie rzeczy.
Jak Twój nowy mercedes?
Świetnie. On nie jedzie, on płynie. Środek ma śliczny, świetnie nadaje się do zdjęć na Instagram. Na imię ma Krysia.
Dlaczego Krysia?
A dlaczego nie? Poprzedni, citroën ds3, miał na imię Tadzik. Mam emocjonalny stosunek do przedmiotów. W domu mamy odkurzacz Roomba, który nazywa się Bogusia. Mam astmę alergiczną, muszę mieć bardzo czysto w mieszkaniu, Bogusia jeździ non stop. Czasem zaklinuje się, jak wciągnie zasłonę. Gdy wracamy do domu, Maciek bierze Bogusię na ręce, prawie ją przeprasza, że nie podnieśliśmy zasłon. Mam tak samo. Jesteśmy porąbani.
Uprawiacie seks w mercedesie?
O Boże, nie! Po co? Seks uprawia się w domu. W łóżku, na pralce – wygodnie, w spokoju.
Pozwoliłaś mamie w końcu przeczytać swoje książki?
Tak i jest zachwycona. Powiedziała, że książki są fantastyczne, że jest dumna i wzruszona, kiedy myśli, że jej dziecko napisało taką opowieść.
Wielkie serce ma Twoja mama.
Ma wielką tolerancję dla świata. Mama tłumaczy wszystkich ludzi. Jak ktoś jest ogromnie otyły, to dla mnie nie dba o siebie. Dla mojej mamy na pewno jest chory. Najlepsza mama, jaką mogłam mieć. Tata też jest super. Taka porąbana jestem po nim. Długo nie trzeba go namawiać do głupot. Niedawno odwiedziłam rodziców i mimo że miał chore gardło i gorączkę, przejechał się moją elektryczną hulajnogą. Jak zobaczyłam jego radość, stwierdziłam, że im kupię po hulajnodze.
Powiedziałaś u Wojewódzkiego, że zarobiłaś więcej niż milion. Na co wydajesz pieniądze?
Nie wydaję pieniędzy. Nie odczuwam takiej potrzeby. Oczywiście latamy z Maćkiem w różne ciekawe miejsca. Ale praktycznie mam wszystko, co potrzebuję. Chcę zarobić tyle pieniędzy, żeby moi rodzice nie martwili się absolutnie niczym przez drugą połowę życia.
Zarabiasz pieniądze na rodziców?
Zarabiam, bo lubię. A wydawać chcę je na osoby, które kocham. Moja przyjaciółka Ania dostaje ode mnie prezenty. Teraz cycki jej kupię, bo nie ma, a przydałyby jej się bardzo. Maciek kupił sobie samolot, to było jego wielkie marzenie. Niestety, nie pozwolił mi się dorzucić.
Polecisz z nim?
Nigdy w życiu. Ja mam klaustrofobię, a to wygląda jak taczka ze skrzydłami.
Czyli nigdy nie będzie tego seksu oralnego w samolocie, z którego słynie Twoja powieść?
Z tym będzie ciężko. Któregoś dnia zapytałam go o to. Powiedział: „Jakbyś się uparła, damy radę”. Ale nie mam zamiaru się upierać.
„Przepraszam za złe słowa i czyny”, napisał Maciej na Instagramie z okazji Waszej rocznicy. Coś złego się dzieje?
Nie. Maciek jest osobą introwertyczną, a ja jestem ekstrawertykiem. Być może mówię za dużo, ale nie pozostawiam wątpliwości. A Maciek mówi zdecydowanie za mało, pozostawiając tych wątpliwości zbyt wiele. Więc czasem coś zrozumiem po swojemu i z tego biorą się kłopoty. Wiele razy mu tłumaczyłam: „Chłopie, jak ty mi nie wytłumaczysz, to ja sobie dopiszę historię. Jestem kobietą!”.
Różnicie się?
Potrzebuję rozmowy. Bardzo. Potrzebuję mówienia o uczuciach teraz, zaraz. Często czuję bardzo głębokie szczęście. Byliśmy teraz w Barcelonie, była plaża, słońce, nadzy ludzie, wolność. Kupiliśmy sobie małe piwka po 80 eurocentów i mieliśmy paczkę żelek. Mówię do Maćka: „Kur… ale jestem szczęśliwa!”. Miałam wyrzut hormonów szczęścia. W takich chwilach patrzę na Maćka i mówię: „Tak bardzo cię kocham, jestem ci taka wdzięczna!”.
Oczekujesz od niego tego samego?
Zapewne tak. Maciek nie ma kłopotów z mówieniem „kocham cię”. Ale dla niego to słowo załatwia wszystko. Ja walę elaborat na cztery kartki papieru kancelaryjnego, a on wszystko, co może, to „kocham cię”. Ale z okazji rocznicy czy świąt zakochanych pisze mi listy miłosne.
Esemesem?
Nie, na kartce papieru. Co prawda nie odręcznie, bo ma obrzydliwe pismo, nie miałabym pojęcia, co napisał. Pisze na komputerze, zajmuje mu to chyba z miesiąc. To są superrzeczy – od zboczeń przez uczucia po bzdury kompletne. Pisze na przykład, czym jest dla niego nasz związek. Mówię: „Kochanie, przecież mogłeś mi to powiedzieć”.
I co?
On zamyka się w sobie, widzę, że chce uciekać. Im bardziej go cisnę, tym bardziej zamyka się w sobie. Wiem, że nie jestem w stanie go zmienić. A z drugiej strony nie mam ochoty go zmieniać. Ludzie powinni być ze sobą tacy, jacy są.
Co masz z tego związku?
Mam faceta, który jest w stanie w domu zrobić wszystko. Tym przypomina mi mojego tatę, który jest złotą rączką. Tata, jakby pomyślał dłużej, to mógłby zbudować nawet helikopter. Maciek jest taki sam. Do tego daje mi fizyczne poczucie bezpieczeństwa. Uratował mi życie.
Opowiedz.
Rok temu w sierpniu prawie się utopiłam. Mimo że jestem ratownikiem wodnym i kitesurferem. Wyszliśmy na zatoce w Jastarni na kite’y, oboje mieliśmy trochę za duże latawce. Pogoda się nagle zmieniła, przyszedł bardzo silny szkwał. Maciek wyskoczył, dostał podmuch i poleciał pięć razy wyżej, niż powinien. Spadła mu deska, wpadł do wody. Podpłynęłam, chciałam mu podać deskę, splątały nam się latawce. Dzień wcześniej kupiłam mu bransoletkę z kotwicą. Wystarczyło, żeby Maciek przepłynął pod moim latawcem i byśmy się rozplątali. Ale Maciek zahaczył się tą kotwicą przy bransolecie o linkę. Widziałam, jak kite wciąga go pod wodę. Maciek jest instruktorem żeglarstwa i ratownikiem wodnym, ale gdy wciągnęło go drugi raz, odstrzeliłam się. Czyli odpięłam latawiec i popłynęłam do brzegu. Niestety, fala była wysoka, a ja miałam złamane kolano, od wysiłku noga nie wytrzymuje, zaczyna mi się trząść. Maciek postawił swój latawiec, wziął moją deskę i próbował do mnie podpłynąć. Było jak na filmie, nasze mokre dłonie łapały się, ale wiatr nas rozdzielał. Maciek cały czas na mnie patrzył, żeby wiedzieć, gdzie mu zniknę pod wodą. Powiedział mi później, że jak usłyszał ode mnie: „Nie dam rady”, to wiedział, że nie żartuję. Odstrzelił swój latawiec, który poszedł w kutry na podarcie. Podpłynął do mnie i doholował mnie na brzeg. Od tamtej chwili mam ataki paniki. Jeżeli teraz weźmiesz mnie na małą łódeczkę, odepchniesz od brzegu, zobaczę ciemną wodę, zatyka mnie, nie mogę oddychać.
Bohater?
Stał się moim fizycznym poczuciem bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że jak go przy mnie nie ma, to stanie mi się coś złego. To bardzo trudne. Bo zabrało mi ogromną część niezależności emocjonalnej. Wiem, że jak patrzy na mnie i mówi: „Uratuję cię zawsze”, to mnie zawsze uratuje.
Miłość do końca życia?
Ciężko nam będzie do końca życia, bo jesteśmy bardzo różni. Właściwie w niewielu kwestiach jesteśmy podobni. Zdajemy sobie z tego sprawę, ale wciąż chcemy próbować.
Pobijesz rekord, który wynosi dwa lata razem?
Ostatnio nawet o tym gadaliśmy. Doczekamy albo nie. Cieszę się, że jest przy mnie. Cieszę się, że jestem dla niego ważna. Ale trochę nas zabija odległość, Maciek wciąż wyjeżdża. Na jutro mieliśmy zaplanowaną kolację, dziś wyjechał i przed chwilą dostałam informację, że wróci za trzy dni.
Co robi?
Jest specjalistą od chłodnictwa przemysłowego. Żebyś mógł jeść parówki albo mrożony groszek, to Maciek najpierw musi zaprojektować, potem wykonać, uruchomić i serwisować linię groszku mrożonego. I, niestety, jest rzucany po całej Polsce, bo jest cenionym specjalistą, mimo młodego wieku.
Nieźle mrozi?
Zwłaszcza mnie, kiedy odwołuje kolację. Ale najważniejsze, że lubi swoją pracę. Cieszę się, że daje mu spełnienie. Ale prawda jest taka, że jak jest potrzebny, to go nie ma.
Zwolnisz go?
W dziwny sposób podchodzisz do mojego mężczyzny, jak do pracownika, a to przyjaciel i partner życiowy. On też ma prawo decyzji, to nie jest posada, tylko relacja. Jak w każdym związku były takie sytuacje, kiedy mówiliśmy sobie „dość”. Ale wtedy reagowałam: „Może to nie ma sensu, ale nie jestem gotowa. Nie chcę tego. Jeżeli chcesz, możesz wstać i wyjść. A jeżeli przyznajesz, że czujesz podobnie, że może nie jest tak, jak byś chciał, ale nie jesteś w stanie teraz zrezygnować, to znaczy, że jest nam dobrze”.
Pokrętnie, ale przekonująco.
Logicznie.
Pakował się?
Nie. Ale bardzo lubię się sprzeczać z Maćkiem. Prowokuję go, bo wtedy musi wyleźć ze swojej skorupy i dyskutować. Okazać emocje.
Czym go podpuszczasz?
To człowiek ściana, skała. Muszę wyczuć okazję. Wtedy szybciutko przekierowuję rozmowę na temat związku, niezależnie, czy chodzi o Bogusię, nasz odkurzacz, czy taniec godowy waleni. Cel jest taki, żeby usłyszeć na przykład: „Kocham cię tak bardzo, że życia poza tobą nie widzę” albo: „Jesteś całym moim światem, Mała”, wiesz, romantyczka ze mnie (śmiech). I on potrafi czasem coś wymamrotać pod nosem. Ciężko mu idzie, ale daje radę.
Przyciągasz trudnych facetów.
Kiedyś brałam sobie takich z problemami, bo musiałam ich uleczyć. Wtedy czułam się potrzebna. Prawie każdy mój chłopak był alkoholikiem. Nie wybierałam ich świadomie. Jak zostałam hipnotyzerem, dowiedziałam się, że podświadomość wybierała takie osoby. A Maciek został wybrany, ponieważ był zupełnie różny od mojego typu mężczyzny. Począwszy od wieku, wyglądu, na usposobieniu skończywszy.
Za Wami trudny rok?
Bardzo. Zostaliśmy wrzuceni w ekstremalne sytuacje. Moja książka nas wrzuciła. Rzuciłam pracę, zmieniłam miasto, wszystko zmieniłam. We wrześniu zeszłego roku przeszłam stan przedzawałowy.
O!
Za dużo pracowałam, za mało spałam, a byłam menedżerem klubu nocnego. Za mało jadłam, stres był za duży. Nie byłam przygotowana na sukces, który przyszedł. W nocy pracowałam, wracałam do domu o szóstej rano, a od 11 do 16 udzielałam wywiadów przez telefon. Bo media są w Warszawie, a ja mieszkałam w Trójmieście. Zaczęły się pudelki, plotki, kozaczki, z normalnej dziewczyny stałam się celebrytką. Którejś nocy w pracy powykręcało mi ręce i twarz. Nie mogłam oddychać, miałam uczucie, że serce mi spada. Piszczało mi w uszach. Przyjaciel zawiózł mnie na SOR. Pojechałam jak menedżer klubu nocnego, włosy od fryzjera, pełen make-up, krótka sukienka i kozaki. Ale na czole nie miałam napisane, że prowadzę klub i jestem trzeźwa. Pani na ostrym dyżurze popatrzyła na mnie z politowaniem, ja: „Chyba mam zawał”, a pani: „Dowodzik poproszę”. Mój przyjaciel mało jej nie wyciągnął przez to okienko. Użył bardzo brzydkich słów: „Ona umiera, a pani chce dowód?!”. Podłączyli mnie do ekg, doktor wklepywał sobie coś do komputerka. „Lipińska? A pani to przypadkiem książki nie napisała ostatnio?”. Skrzywiłam się: „Ta książka właśnie próbuje mnie zabić”. To był moment zwrotny, opamiętałam się z wieloma rzeczami, a zwłaszcza ze swoim podejściem do spełniania oczekiwań.
Teraz wszyscy oczekują, że napiszesz kolejną powieść?
Tym się będę martwić w 2023 roku, kiedy skończę filmowe wersje swoich książek i serial. Gdy o tym myślę, mam stracha, że może nigdy już nic nie napiszę. Może taka wena już do mnie nie przyjdzie? Gdy mam gorsze dni, pojawiają się absurdalne wątpliwości.
A może to prawda?
Może, nie wiem. Olewam to. Nie mam jak sprawdzić, jestem zajęta pracą nad filmem. To jest teraz moje główne zadanie. Mój film będzie ewenementem w skali tego kraju. Wiem, jakie oczekiwania są stawiane wobec całej produkcji i wobec mnie jako autora.
Drugi zawał murowany.
Na pewno nie. Uczę się odpuszczać. Nie muszę robić wszystkiego za wszystkich. Mówię produkcji: „Muszę odpocząć, wyjeżdżam z Maćkiem na dwa dni!”. À propos pisania, to dwóch moich znajomych gejów namawia mnie, żebym napisałam powieść erotyczną o gejach. Obiecali, że wszystko mi pokażą!
Napisałabyś?
Chętnie bym popatrzyła, to piękni mężczyźni. Ale podejrzewam, że emocje mają inne. Jestem co prawda kobietą biseksualną, ale musiałabym wczuć się w mężczyznę homoseksualnego, mogłoby być ciężko.
Jesteś biseksualna?
Każda kobieta jest biseksualna.
Po czym to poznajesz?
My, kobiety, całujemy się w usta na przykład na powitanie. Nikogo nie razi, kiedy kobiety siedzą w knajpie i jedna do drugiej się tuli. To naturalne. Miałam biseksualny epizod, gdy miałam 21 lat. To był czas ciekawości, odkrywania siebie. Odwiedziła mnie koleżanka, piękna dziewczyna, obcięta na jeżyka. Napiłyśmy się winka, nocowała u mnie, spała ze mną w łóżku. Od słowa do słowa to się wydarzyło. Przyjaźń się skończyła, bo poczułam, że nie mogłabym jej spojrzeć w twarz. To było takie niezaplanowane, takie fizyczne. Ale dowiedziałam się jednej rzeczy. Tak jak kobieta dotyka drugiej kobiety, to żaden facet jej nie dotknie. Ja na przykład nie lubię, jak się mnie głaszcze, choć to absurdalne – boli mnie to. A ona głaskała mnie po ręce i to było ekstra.
Uwiodła Cię?
Trochę tak, inicjatywa była jej. Ja się temu po prostu poddałam.
Podejrzana ta Twoja biseksualność, skoro zerwałaś znajomość.
Za młoda byłam. Mój biseksualizm polega na tym, że nie wykluczam zbliżenia z kobietą. Ale nigdy w życiu nie byłabym w stanie być w związku, bo kobieta nie da mi tego, czego potrzebuję.
Czyli czego?
Bycia czułym barbarzyńcą. Trochę jak bohater moich książek. Mężczyzna, który jest totalitarny, ale w sposób, który ma zapewnić ochronę tej jednej jedynej, która jest drobna jak kurczaczek i on by najchętniej wsadził ją do kieszeni i obronił przed całym światem. Nawet wbrew jej woli.
Ty jesteś ten drobny kurczaczek?
Chciałabym być małą dziewczynką. Wiem, że to się kłóci z moim wizerunkiem. Ale ja jestem zupełnie inna w domu. Gdy się zamykają drzwi, to zmieniam się w Blanię, która uwielbia gotować, uwielbia się troszczyć, jestem nadopiekuńcza okrutnie. Maciek w domu jest jak książę. „A co byś zjadł? A czego byś się napił? A może stopy ci pomasować?”. Odnajduję się w tym. To mój balans. W życiu zawodowym dla świata jestem bardzo twarda. Potrzebuję miejsca, w którym jestem kobietą, i tego momentu, kiedy jestem małą dziewczynką.
Jesteś sprawczynią wielu ciąż?
Oczywiście! Jak się kobieta naczyta moich książek, to trochę tak, jakby się facet pornosa naoglądał. Przyszła do mnie dziewczyna na spotkanie autorskie w Opolu, pokazała brzuch i powiedziała, że to przeze mnie. Że rośnie mała Blanka.
O!
Mówię: „Kobieto, nie dawaj jej tak na imię! Sprawdź sobie w imienniku – Blanka to szaleństwo kompletne i pobudliwość. Nie wiesz, co cię czeka!”. Dziewczyny przychodzą do mnie i mówią, że postawiłam ich związek na nogi. Albo że po lekturze zerwały ze swoimi facetami.
Odpowiedzialność?
Misja. Chcę, żeby kobiety zrozumiały, że mają prawo mieć oczekiwania w związku. I w życiu. Super, gdy kobiety zaczynają szukać. Gdy zaczynają chcieć. Ja jestem rewolucją seksualną XXI wieku. Jestem pragnieniem narodu. Usłyszałam to na gali Plejady. Nie w sensie, że naród mnie pragnie. Tylko że ja jestem głosem tego pragnienia. Tak mi się to spodobało, że na Instagramie napisałam o sobie: „Twórca własnego filmu. Pragnienie narodu”. To wspaniała i bardzo trudna rola. Ale kiedy widzę, jak kobiety się zmieniają, kiedy czytam te wszystkie podziękowania, tysiące, dziesiątki tysięcy, serce rośnie. Wspaniałe uczucie, kiedy dziewczyna podchodzi do mnie ze łzami w oczach i pyta: „Mogę cię przytulić? Zmieniłaś moje życie!”. A ja myślę sobie: Kurde, Lipińska, ale sobie wzięłaś odpowiedzialność na plecy! Ale wzięłam i tu nie ma guzika stop ani pauza. Tu jest już tylko play.
1 z 5
Blanka Lipińska w sesji VIVY!
2 z 5
Blanka Lipińska w sesji VIVY!
3 z 5
Blanka Lipińska w sesji VIVY!
4 z 5
Blanka Lipińska w sesji VIVY!
5 z 5
Blanka Lipińska w sesji VIVY!