Reklama

Była muzą artystów, ikoną mody, symbolem stylu, elegancji i rockandrollowej bohemy lat 70. Bianca Jagger miała jednak inne ambicje: chciała walczyć o prawa słabszych i uciskanych. Robi to do dziś – jest ekspertem w dziedzinie praw człowieka i słuchają jej najważniejsze światowe instytucje. Pani Jagger zmienia świat na lepsze.

Reklama

Wie wszystko o egzekucjach w Chinach i w USA i o sytuacji kobiet, rolników w Azji i Afryce, którym odmawia się prawa do posiadania ziemi. Bianca Jagger – ikona mody lat 70., była aktorka i przez osiem lat żona najsłynniejszego rockmana na świecie – poświęciła ostatnie 40 lat na walkę o sprawiedliwość społeczną i wspieranie tych, których głos słychać najsłabiej. Z jej determinacją i wiedzą liczą się wszyscy: Jagger jest ambasadorem dobrej woli na rzecz zniesienia kary śmierci przy Radzie Europy, prowadzi własną fundację walczącą o prawa człowieka, współpracuje z ONZ i Amnesty International.

„Czy to nie typowe, że media do dziś chcą ze mną rozmawiać przede wszystkim o moim małżeństwie z Mickiem Jaggerem, które skończyło się prawie cztery dekady temu?”, zapytała retorycznie dziennikarkę brytyjskiego „Guardiana”. „Oczywiście, że mnie to irytuje, ale też pokazuje, w jakiej mizoginii wciąż tkwimy. Bo gdybym była mężczyzną robiącym to, czym zajmuję się przez większość życia, nikt nie definiowałby mnie przez pryzmat zamierzchłego związku z piosenkarzem”.

To tylko rock and roll

Biance Pérez-Mora Macias i dwójce jej rodzeństwa nie brakowało niczego – rodzinom dyplomatów w jej ojczystej Nikaragui żyło się dostatnio. Jednak gdy ojciec postanowił zostawić swoją żonę z trójką dzieci, jej matka, dotychczas gospodyni domowa, musiała utrzymać ich wszystkich z dorywczych prac i mizernych pensji. Bianca, wówczas 10-letnia, obiecała sobie, że sama nigdy się nie rozwiedzie.

„Dopiero po latach zrozumiałam, jak ogromny wpływ na moje poglądy miała matka. Po niej odziedziczyłam przekonania polityczne, od niej nauczyłam się sprzeciwu, gdy na moich oczach dzieje się niesprawiedliwość. Słuchałam, gdy mówiła: »Jeśli możesz coś zrobić – rób. Nie stój, nie przyglądaj się bezczynnie«”. Jako studentka chodziła na marsze polityczne, uciekała przed armatkami gazowymi. Jej ojciec odetchnął z ulgą, gdy dostała stypendium na studia politologiczne w Paryżu – przynajmniej będzie bezpieczna, a on nie będzie musiał w pracy unikać pytań o swoją krnąbrną córkę.

Bianca miała cel: zobaczyć jak najwięcej Europy, zdobyć jak najlepsze oceny na uczelni i zaangażować się w politykę. To przecież jasne, że będzie kiedyś startować w wyborach do parlamentu, a może nawet w prezydenckich. Nikaragua czeka na taką kobietę jak ona. Paryż przełomu lat 60. i 70. oferował jednak sporo atrakcji, które były w stanie nawet świętego sprowadzić ze ścieżki cnoty.

„Chodź, poznasz zespół”, nalegała jej koleżanka Nathalie Delon, była żona Alaina Delona. The Rolling Stones schodzili właśnie ze sceny w paryskim klubie. Na imprezie po koncercie Bianca została przedstawiona wszystkim członkom grupy, ale to Mick Jagger nie odstępował jej na krok przez cały wieczór. Muzyk, któremu cała modna Europa słała się u stóp, wymógł na niej odwiedziny w Londynie. Brytyjska stolica urzekła Biancę atmosferą rebelii i tego, że wszystko jest możliwe. Micka znali wszyscy, a ją przyjmowali jak egzotyczną królową.

„Na początku myślałem, że to po prostu ładna, ale przeciętnie ciekawa dziewczyna”, pisał w swojej autobiografii Keith Richards. „Nie doceniłem jej jednak: to niezwykle inteligentna i silna kobieta. Imponowała mi. Gdyby miała poczucie humoru – do dziś nie jestem w stanie sobie przypomnieć żadnej sytuacji, kiedy udało mi się ją rozbawić – sam bym się z nią ożenił!”.

Ślub i koniec

Bianca nie miała jednak zamiaru porzucać Paryża i postawiła Jaggerowi ultimatum: „Jeśli chcesz być ze mną, musisz przenieść się do Francji”. „Doskonale się składa”, usłyszała, „bo wyprowadzamy się tam całym zespołem. W Anglii są za wysokie podatki!

Gdy Bianca zaszła w ciążę, Mick nie wahał się ani chwili: wezmą cichy ślub w Saint-Tropez. Bedą na nim tylko najbliżsi i przyjaciele. Nie wziął pod uwagę, że francuskie prawo traktowało cywilne ceremonie jako imprezę publiczną, na którą wstęp miał każdy z ulicy. Państwo młodzi przedzierali się więc przez ulice miasteczka w tłumie dziennikarzy, fotografów i gapiów, torując sobie drogę łokciami. W trakcie ślubu jeden z paparazzich prawie usiadł Biance na kolanach.

Ojciec Jaggera, odepchnięty przez gapiów, nie mógł nawet wygłosić na ślubie syna kilku słów. Prezent, który chciał wręczyć synowej, zabrał ze sobą do domu. „Mam nadzieję, że mój drugi syn nie zostanie gwiazdą rocka”, powiedział podobno po uroczystości. Całym dniem rządził chaos: Roger Vadim do końca nie był pewny, czy rzeczywiście ma być świadkiem. Keith Richards stawił się rzekomo ubrany w nazistowski mundur, ale nie może tego potwierdzić, bo upił się tak, że padł na wznak, zanim wesele zaczęło się na dobre.

Bianca szybko udała się na spoczynek, ale do jej pokoju wparował Keith Moon z grupy The Who, ubrany tylko w przyczepione do głowy sprężynujące czułki z oczami. Okazało się, że jego zespół przejeżdżał w okolicy i wpadli się przywitać. Nie o takim ślubie marzyła. Tego samego dnia rano odbyła z Mickiem ostrą rozmowę, gdy odmówiła podpisania naprędce sporządzonej intercyzy, a wieczór skończył się wyganianiem z pokoju gołego rockmana, podczas gdy jej mąż bawił się w towarzystwie francuskich modelek. „Moje małżeństwo skończyło się w dniu mojego ślubu”, powiedziała kilka lat później.

Na białym koniu

Małżeństwo ze „złym chłopcem rock and rolla” znacznie odbiegało od dziewczęcych wyobrażeń Bianki o szczęśliwym stadle. Micka głównie nie było w domu, bo albo coś nagrywał, albo był w trasie koncertowej. Bianca i jej córka Jade kursowały pomiędzy Paryżem, Niceą, Londynem a Nowym Jorkiem, a Jagger dobijał do nich od czasu do czasu. Jego żona zbudowała sobie zatem wierne grono przyjaciół, na których mogła liczyć, gdy mąż pracował i bawił się na drugim końcu świata. Należeli do nich między innymi Andy Warhol, projektant mody Halston, którego była muzą, Bob Dylan i Truman Capote.

Była stałą bywalczynią słynnego nowojorskiego klubu Studio 54, a jej unikalny elegancki styl, który opierał się trendom swojej epoki, inspirował wszystkie czytelniczki plotkarskich i modowych kolumn w gazetach. Jeśli Bianca chodziła w kapeluszach, toczkach z woalką i turbanach z piórami, pół nowojorskiej i londyńskiej ulicy chodziło w tym samym. Jej zamiłowanie do perfekcyjnie skrojonych żakietów na gołe ciało – najchętniej od Yves’a Saint Laurenta – przysporzyło krawcom i temu projektantowi rzeszę nowych klientek. Nikt inny nie wyglądał tak świetnie w garniturze, nikomu innemu nie uchodziło na sucho przebieranie się na salonach za wiktoriańską damę czy bawarską wieśniaczkę. Na swoich 30. urodzinach w Studiu 54 objechała klub na białym koniu, prowadzonym przez obsypanego złotym brokatem olbrzyma.

Pozycja królowej artystycznej bohemy i nazwisko męża dały jej sławę, znajomości i wpływy. Nie czekała długo, aby je z pożytkiem wykorzystać. Gdy w 1972 roku Nikaraguę zdewastowało trzęsienie ziemi, Bianca niezwłocznie poleciała do ojczyzny, aby odszukać rodziców. Sprowadziła samolot pełen środków medycznych, bo w kataklizmie życie straciło około 10 tysięcy ludzi. Namówiła Rolling Stonesów, aby zagrali w Managui koncert charytatywny na rzecz ofiar, ale rząd kraju, wykorzystujący kataklizm do swoich politycznych celów, się na to nie zgodził. Przez całe małżeństwo z Jaggerem Bianca angażowała się w pomoc nie tylko opozycji w jej rodzinnym kraju, ale też w Gwatemali i w Hondurasie.

Romans Micka z Jerry Hall nie pozostawił jej wyboru – wniosła sprawę o rozwód. „Pochodzę z rozbitej rodziny, więc bardzo to przeżyłam. Strach, aby nie przechodzić przez to ponownie, powstrzymał mnie przed kolejnym małżeństwem. Ale poczułam się też wyzwolona: wreszcie mogłam być sobą i robić to, co zawsze chciałam”, powiedziała w jednym z wywiadów. Nie musiała pracować, bo od męża dostała na otarcie łez milion dolarów. Nie miała też ochoty kontynuować kariery filmowej, mimo nalegań znajomych artystów. Wolała udzielać ekspertyz politycznych i doradzać komisjom rządowym zajmującym się sprawami Ameryki Łacińskiej. Dzięki swojej wiedzy i zaangażowaniu prędko zyskała reputację rzetelnego i bezstronnego doradcy.

Jej walka

Udział w misji w Hondurasie i odwiedziny w obozie dla uchodźców w 1981 roku utwierdziły ją w przekonaniu, że obrała właściwą drogę. Podczas jej wizyty do obozu wkroczyli uzbrojeni mężczyźni i porwali kilku uchodźców, aby dokonać na nich egzekucji. Bianca i jej towarzysze udali się za nimi. Porywacze najpierw chcieli zastrzelić ich wszystkich, ale po namyśle nie tylko darowali życie kłopotliwym cudzoziemcom, ale i uchodźcom. „Dotarło do mnie wtedy, że nawet najmniejszy akt odwagi, sam fakt bycia świadkiem, może zmienić losy człowieka, społeczności, a może i całego kraju”.

Zmiana statusu z party girl na orędowniczkę praw człowieka nie była prosta. „Kąśliwe komentarze to mała cena do zapłacenia za to, co mogę robić. Ciekawe jest też, że moim zdaniem znów wynikają one z tego, jak traktowane są kobiety. Choć byśmy w kółko udowadniały własną pracą, że mamy dorobek, zasługi i wiedzę, ciągle kładzie się na nas cień naszych mężów lub partnerów. Wystarczy spojrzeć na Hillary Clinton, której część Ameryki ma wręcz za złe, że wyszła z cienia swojego męża”.

Bianca Jagger od lat nie musi już wychodzić z niczyjego cienia – jej rolą jest rzucanie światła na sprawy, które światowe rządy najchętniej zamiotłyby pod dywan. Nie odwraca się ani od problemu wycinania lasów w Brazylii, ani przemocy seksualnej. Lobbuje zarówno na rzecz praw człowieka w Tybecie, jak i przeciwko kastracji dziewczynek we wschodniej Afryce.

Jej zdaniem wszystkie problemy związane z niesprawiedliwością społeczną są powiązane i dopóki starczy jej sił, będzie je nagłaśniać. „Kiedy zaczynałam tę pracę i zakładałam swoją fundację, byłam zbyt dużą optymistką”, przyznała w wywiadzie dla „The Telegraph”. „Zrobiliśmy wielkie postępy w niektórych dziedzinach, ale nie przypuszczałam, że wiele lat później wciąż będziemy rozmawiać o konieczności zrównania płac mężczyzn i kobiet, liczbie kobiet w zarządach dużych firm czy o molestowaniu seksualnym w pracy. Ta walka wciąż trwa, a ja mam obowiązek brać w niej udział”.

Reklama

Tekst Zuzanna O’Brien

Reklama
Reklama
Reklama