Reklama

Beata Sadowska jest matką dwójki dzieci. Chłopcy noszą bardzo oryginalne imiona, mianowicie Tytus i Kosma. Dziennikarka pierwszy raz matką została w wieku 39 lat. O tym, dlaczego tak późno zdecydowała się na macierzyństwo opowiedziała Katarzynie Burzyńskiej-Sychowicz w wywiadówce na blogu Ani Lewandowskiej.

Reklama

Beata Sadowska o dzieciach

„Ani tykający zegar, ani moda, ani inne koleżanki, które już miały dzieci, ani zdrowy rozsądek. Ja wierzę, że najpiękniejsze historie, takie jak pojawienie się dziecka, wydarzają się, dlatego, że jest na to odpowiedni czas”, powiedziała Beata Sadowska. Dodała, że nigdy nie miała histerii z powodu nie bycia 25-letnią matką. Dziecko pojawiło się w momencie, gdy Sadowska wraz z partnerem Pawłem byli po prostu gotowi.

Dziennikarka wyznała, że nie przeczytała ani jednego poradnika dotyczącego macierzyństwa, bo dzieci są intuicyjne i nie czuła takiej potrzeby. „Pomyślałam, że rzeczywiście to musi być intuicyjne, bo skoro radzą sobie kobiety w buszu, w Afryce i na końcu świata, to ja też sobie poradzę”, powiedziała Katarzynie Burzyńskiej-Sychowicz. Zapytana o pierwsze spotkanie z Tytusem wyznała, że gdy tylko położono go na jej piersi popłakała się. Nie był to jednak „nagły zalew miłości”, bo to, że kocha syna wiedziała już od momentu, gdy była w ciąży. „Po pierwszym wzruszeniu pojawiły się obawy, ja się bałam wyjść ze szpitala! Bałam się, że go zepsuję, że nie będę potrafiła go przewinąć, wykąpać, że o czymś zapomnę, że nie posmaruję pępka…Ten cały świat to był zupełnie nowy dla mnie rozdział”, powiedziała.

Sadowska przypomniała sobie, że nie miała baby bluesa. Trudne momenty oczywiście były, gdy np. trzeba było karmić osiem razy w ciągu jednej nocy, ale kryzys nie nastąpił. Trzy lata po przyjściu na świat Tytusa dziennikarka ponownie została mamą. Urodziła drugiego synka, który otrzymał na imię - Kosma.

„Chcieliśmy, żeby Tytus miał rodzeństwo, bo i ja, i Paweł je mamy, ale nie wyliczaliśmy. Ustaliliśmy, że jak się pojawi, będzie super. Jak się nie pojawi, to też nie będzie dramatu. Paweł dowiedział się o Tytusie przed wyprawą na Alaskę. Dałam mu wtedy niebieskie śpiochy z napisem „I love daddy”. Był totalnie zaskoczony (...) O Kosmie dowiedział się, jak był w Himalajach. Jak tylko się dowiedziałam, zadzwoniłam do niego, zdążyłam mu to powiedzieć i …zerwało połączenie, nie byliśmy już w stanie ze sobą pogadać. Opowiadał potem, że siedział wtedy z jakimś buddyjskim mnichem na dachu i ten mnich uśmiechnął się, przytulił go i powiedział: To teraz zostań sam ze swoimi myślami”, powiedziała Beata.

Dziennikarka wraz z Pawłem Kunachowiczem prowadzą życie w Polsce i we Francji. Partner Beaty jest instruktorem narciarstwa alpejskiego, przewodnikiem wysokogórskim. Czy Sadowska przenosi francuskie wychowanie na dzieci?

„Francuskie wychowanie jest dla mnie zbyt hardcorowe, bo oni są bardzo ostrzy i kategoryczni w stosunku do dzieci. Ale to, co mi się podoba to to, że od początku starszakom jest wpajane, żeby zajmowały się młodszymi, żeby potrafiły się z nimi bawić, nie nudząc się. Na placach zabaw obce dzieci asekurują, pilnują, pomagają tym młodszym i to jest ujmujące”, powiedziała. Dodała, że Tytus i Kosma uczą się górskiej kultury, maszerowania po górach.

Reklama

A jaką matką jest Beata Sadowska? „Najlepszą w miarę swoich możliwości, nie staram się być mamą idealną, bo po pierwsze uważam, że takie nie istnieją, po drugie – to kompletnie nie ja. Jestem raz słaba, raz silna, raz cierpliwa, raz niecierpliwa. Raz jestem Oceanem Spokojnym, raz wzburzonym, wściekłym Bałtykiem, różnie. Myślę, że jestem mamą pokorną, jak zrobię błąd, to potrafię przeprosić swoje dzieci”, zakończyła.

Reklama
Reklama
Reklama