Reklama

Od 20 lat cała Polska ogląda ją w Klanie. Ale mało kto zna ją naprawdę. Rzadko udziela wywiadów, mało mówi o sobie. Jaką cenę zapłaciła za rolę Elżbiety Chojnickiej? Czy chciałaby cofnąć czas? Jedna z najpiękniejszych polskich aktorek, Barbara Bursztynowicz w wyjątkowej rozmowie z Aliną Mrowińską.

Reklama

Chciała Pani zrezygnować z Klanu, w którym od 20 lat gra Pani jedną z głównych ról?

Były takie momenty i będą się zdarzały. Bo rola Elżbiety Chojnickiej odcisnęła takie piętno na moim zawodowym życiu, że reżyserzy, producenci postrzegają mnie jako tę postać z Klanu. Widzowie zresztą też. Wiem, że widzom jest przykro, kiedy mówię, że chciałabym zrezygnować. Też biorę ich zdanie pod uwagę, bo wiem, że publiczność lubi mnie za rolę Elżbiety. Żyją z nią od 20 lat, jest w ich domach pięć razy w tygodniu. Siła oddziaływania takiego serialu jest niewyobrażalna. Często słyszę od ludzi na ulicy i podczas spotkań: „nasza Elunia”. Dla pań jestem dobrą koleżanką, córką albo nawet matką. Lubią mnie też dzieci. Podoba im się, jaką Elżbieta jest babcią, jak rozwiązuje rodzinne problemy.

„Zapominam, że jestem dobrą aktorką”

Pani lubi swoją postać?

Czasami tak, ale bywam też nią zmęczona. I od czasu do czasu proszę o zmiany w moich wątkach, które uatrakcyjniałyby moją postać. Bo czasem, snując codzienne dialogi, zapominam, że jestem dobrą aktorką.

Nie ma Pani co grać?

Nie chciałabym wciąż pytać: „Czy napijesz się kawy, czy może herbaty?” albo przytakiwać. W każdym dobrym serialu, filmie, sztuce teatralnej musi być konflikt. Nie chcę, by moja postać była tylko spolegliwa, dobra, ciepła. Chciałabym jej dodać kolorów, trochę ożywić. Elżbieta bywa czasem nudna dla mnie jako aktorki i jako widza. Ale serial na szczęście ostatnio ożył. Słyszę, że znowu jest interesujący. Wreszcie mam coś do zagrania.

Zaraz po studiach zaczęła Pani grać w znakomitym Teatrze Ateneum. A kiedy te 20 lat temu przyjmowała Pani rolę w serialu, to wielu Pani dawnych profesorów uważało, że serial to coś gorszego.

Już wtedy nie żyła Aleksandra Śląska, która miała ogromny wpływ na moje zawodowe wybory. Zawsze się jej radziłam. Kiedy mówiła, że czegoś mam nie robić, to nie robiłam. Stanisław Bareja prosił mnie, żebym zagrała w jego filmie. Ale pani Aleksandra uważała, że ta rola nie zbuduje mnie artystycznie. Filmy Barei okazały się kultowymi. Gdybym przyjęła tamtą rolę, pewnie wcześniej zaistniałabym publicznie.

Żałuje Pani?

Nie. A co do decyzji zagrania w Klanie, jeśli miałam wątpliwości, to tylko ze względu na reakcję środowiska. Mój mąż powiedział wtedy: „Od ciebie też zależy, jaki poziom będzie miał ten serial”. Od początku bardzo rzetelnie podeszłam do roli. Pierwsze lata Klanu były wielką gorączką u nas wszystkich. Towarzyszyły nam fantastyczne emocje, które podzielali widzowie.

Przez serial straciła Pani ważne role?

Pewnie tak. Już na początku grania w Klanie Krzysztof Zaleski zaproponował mi dużą rolę w teatrze. To było nie do pogodzenia. Ale Krzysztof powiedział wtedy: „Bierz serial”. Wielu moich kolegów mówiło: „Co ty robisz? Tak dobra teatralna aktorka w serialu?”. Dzisiaj oni wszyscy zmienili zdanie. Później zaczęłam się denerwować o swój rozwój artystyczny. Bo to, że mam tyle lat, ile mam, nie znaczy, że nie mogę się rozwijać. Jestem szczęśliwa, kiedy pojawia się ciekawa propozycja. Z wielką przyjemnością grałam w „Dziewczynach z kalendarza” i „Furiach” w Teatrze Komedia, a teraz w „Rannym ptaszku” Colleen Murphy. Jeździmy z tym spektaklem po Polsce. Małe miejscowości mają cudowną publiczność.

Przychodzą, żeby zobaczyć Elżbietę z Klanu?

Różnie. Ale przeważnie jest to publiczność Klanu. Cieszę się, że mogą mnie zobaczyć inną.

Kim Pani jest w Rannym ptaszku?

Wymagającą panią z ogromną wyobraźnią. To historia dojrzałego małżeństwa, które trochę jest już sobą

Jest romans?

Tego nie mogę zdradzić. Sztuka ciekawie się kończy. Ciągle odkrywam w mojej postaci coś nowego. Bardzo jestem szczęśliwa na scenie. Ale muszę też oddać sprawiedliwość Klanowi, który nauczył mnie natychmiastowego wywoływania w sobie różnych emocji. Przed kamerami trzeba umieć się rozpłakać o szóstej rano. A to nie takie proste.

Cały wywiad z Barbarą Bursztynowicz w nowej VIVIE! w kioskach już od 5 kwietnia!

Reklama

Olga Majrowska

Co jeszcze w nowej VIVIE! 7/2018?

Jaką cenę Barbara Bursztynowicz zapłaciła za rolę w Klanie? Robert Sowa zdradza, gdzie zrodziła się jego kulinarna „działalność” i czy zdarza mu się przypalić... ziemniaki. Po raz pierwszy razem! Beata Pawlikowska, do niedawna szczęśliwa singielka, w końcu znalazła miłość! Kim jest jej ukochany? Oprócz tego: Niezwykła historia Stephena Hawkinga. Mówił: „Odkrycie naukowe nie jest może lepsze od seksu, ale satysfakcja trwa dłużej”.

Reklama
Reklama
Reklama