Reklama

Anna Starmach rok temu została mamą. Macierzyństwo jest dla niej siłą napędową do dalszego rozwoju i spełniania kolejnych marzeń. Zdarza się, że przeżywa też te gorsze momenty. ,,Ja mam jedno dziecko i opiekę babci, a czasami jest mi bardzo ciężko. Na razie nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym zrezygnować z pracy, może też dlatego, że praca nie do końca mi na to pozwala. Ale kilka rzeczy odpuściłam i nauczyłam się odmawiać. Teraz częściej mówię: „Nie, nie mogę. Weekendy i wakacje są tylko dla rodziny”, mówi w najnowszym wywiadzie Beacie Nowickiej. Co zdradziła na temat więzi z córeczką?

Reklama

Rozumiem, że życie singla nigdy Pani nie kusiło?

Rzeczywiście, jak byłam młoda, wiedziałam, że będę miała rodzinę, minimum trójkę dzieci, dwa psy i dom pod miastem. Bardzo długo trzymałam się tego scenariusza. Kiedy moja kariera zaczęła się rozkręcać, zastanawiałam się, czy ja na to wszystko mam czas? Czy to odpowiedni moment. A potem poznałam Piotra i już po miesiącu znajomości mogłam wychodzić za mąż i mieć dzieci (śmiech). Po ślubie rozmawialiśmy o tym, kiedy te dzieci? Ja, że może jeszcze poczekamy, a Piotr powiedział: „Kochanie, jesteśmy tacy szczęśliwi, jest sens czekać?”. Jagienka pojawiła się bardzo szybko. I dobrze nam z nią, ale zupełnie inaczej! Kiedy dzisiaj z córeczką jadłam śniadanie, odkryłam, jak fascynujące może być obserwowanie małego człowieka, który odkrywa smaki. Słyszała pani o metodzie BLW?

Nie.

Po angielsku to: „baby led weaning”, a w polskiej wersji: „bobas lubi wybór”. W myśl tej metody nie karmimy malucha papkami. Moja cała rodzina je mniej więcej podobnie, przy czym Jagna ma te rzeczy niedoprawione, bez soli i cukru. Dzisiaj na przykład dostała jajecznicę, do tego swoje guacamole i twarożek, zawsze podaję jej kilka wersji i obserwuję, na co ma ochotę. Oczywiście część jedzenia ląduje na suficie, część na podłodze, ale reszta trafia do buzi. Córka na nowo uczy mnie tego, żeby jedzenia nie traktować mechanicznie.

Jako rutynowe zaspokojenie głodu?

Tak. Ona za każdym razem wkłada w to całą siebie, jest takim małym odkrywcą, a ja dzięki niej na nowo odkrywam najprostsze rzeczy. To jest urocze i śmieszne, ja ją uczę jeść łyżeczką, ona mnie uczy jeść palcami. Uwielbiam patrzeć, jak ona tymi malutkimi paluszkami odkrywa świat, wszystko czuje – konsystencję, temperaturę. Dawno tyle nie eksperymentowałam w kuchni co przy córce.

Jaki smak ma miłość? Oprócz tego, że jest pyszna, oczywiście…

(śmiech) Miłość dla mnie jest połączeniem głodu z nasyceniem. Najbardziej na świecie lubię taki stan, kiedy mam wspaniały posiłek, zjem odpowiednią ilość moich ulubionych rzeczy i potem siedzę na kanapie, jest mi tak błogo, tak wspaniale, wspominam z rozmarzeniem to, co zjadłam, te pyszne smaki, ale nie jestem przejedzona. Myślę, że jeszcze zjadłabym łyżkę tego tatara, kilka łyżek tej zupy dyniowej i kolejny kawałek ciasta czekoladowego, ale nie zjem, bo nie mam. Cały czas czuję niedosyt i cieszę się na tę chwilę, kiedy znowu to zjem. To takie poczucie bezpieczeństwa połączone z tęsknotą.

Poznałaby Pani Jagnę po zapachu?

Mam nadzieje, że tak. Pachnie tak pięknie, że prawie przestałam używać perfum. Stwierdziłam, że to byłby grzech zabijać tak idealny zapach: słodki, mleczny, lekko waniliowy, z nutą brzoskwini, nutą mango, odrobiną róży. A przy tym jest rześki, świeży, czysty, trochę w nim pudru, trochę wykrochmalonej pościeli. Uwielbiam ją wąchać, budzić się, kiedy jej twarzyczka jest blisko mojej. To jest magia.

Czy wciąż chodzi Pani z mężem na randki?

Oczywiście, może nie, jak dawniej, raz w tygodniu, ale raz w miesiącu. Jest kino, kolacja we dwoje. Babcia wtedy przychodzi na dyżur. Zawsze mówi: „Wracajcie, kiedy wam będzie pasowało, możecie wrócić nawet jutro”. Na początku w każdej minucie myślałam o dziecku, potem co pięć minut, teraz ten czas wydłużył się nawet do pół godziny, ale tylko dlatego, że Jagna jest w rękach kochającej babci.

Reklama

Cały wywiad z Anną Starmach w nowej VIVIE! w kioskach od czwartku, 3 października.

Adam Pluciński/MOVE
Adam Pluciński/MOVE
Reklama
Reklama
Reklama