Anna Kalczyńska: „Świat jest brutalny, zwłaszcza w mediach. Ale ja broniłam się wiedzą”
Dziennikarka szczerze o początkach kariery. Dlaczego nie poszła w ślady rodziców?
- Krystyna Pytlakowska
Anna Kalczyńska wychowywała się w artystycznym domu. Ale dziennikarka nie poszła w ślady rodziców Haliny Rowickiej i Krzysztofa Kalczyńskiego. Dlaczego nie została aktorką? O tym opowiedziała w szczerym wywiadzie Krystynie Pytlakowskiej. ,,Gdy patrzę na Anię, mówię z zachwytem: „Ona to ogarnie”, dodaje w rozmowie Halina Rowicka.
Halinko, rozmawiałaś z Krzysztofem o wychowaniu Ani?
Halina: Nie. Nie bardzo chcieliśmy wpisywać ją w nasz zawód – zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jest łatwy. Niesie ze sobą wiele wyrzeczeń i problemów.
Anna: A jednak rodzicom wiele się udało. Wyjechałam do cioci Ali, do Belgii, i tam zetknęłam się z językiem francuskim. Potem więc w Warszawie poszłam do szkoły francuskiej, równocześnie ucząc się gry na pianinie w szkole muzycznej.
Halina: Krzysztof był muzykiem, grał na wiolonczeli i fortepianie, skończył Wyższą Szkołę Muzyczną jako reżyser dźwięku. Pewnie stąd u Ani zainteresowanie muzyką. A my cieszyliśmy się, że poszerza horyzonty i że jest wrażliwa na sztukę.
Anna: To tata zaprowadził mnie na egzamin do szkoły muzycznej, to z tatą pierwszy raz weszłam do szkoły pełnej obcokrajowców. Tata uczył mnie odwagi i kochał mnie bezwarunkowo.
Był zazdrosny o Twoich chłopaków?
Anna Kalczyńska: Nie. Zawsze się cieszył nowo poznaną osobą. Był bardzo kontaktowy i lubił kontakty z młodymi ludźmi. Gdy zaprosiłam kiedyś kolegów ze studiów, takie międzynarodowe grono, tata przyniósł albumy i pokazywał im zdjęcia, jak występował na Bałkanach.
Halina: Ja też jestem bardzo blisko z przyjaciółmi Ani. Spędzam z nimi część wakacji, jeżdżę z nimi na nartach. Kiedy Ania i Maciek byli w Zakopanem, zadzwonili, że właśnie przyjechał ich przyjaciel Adam. A ja na to, że może jednak bym do nich dojechała w takim razie.
Ania: Mama ma młodą duszę.
Halina: Trzeba się odmładzać. Krzysztof też miał coś z takiej naiwności dziecka. Był już starszym panem, ale nigdy nie widziałam w nim staruszka. Dla mnie pozostał młody, z młodą osobowością.
Anna: Tata zmarł na fizyczność, która nie pasowała do jego umysłu.
Halina: Umarł w biegu. Wprawdzie chorował przez te ostatnie dwa miesiące, ale nie leżał w łóżku. Pamiętam, jak na ostatnim obiedzie rodzinnym siedzieliśmy wszyscy
przy stole, łącznie z dziećmi Filipa i Ani, a Krzysztof jadł z apetytem. Przygotowałam mu wtedy wątróbki z drobiu, które bardzo lubił.
Nie powiesz mi, Halinko, że lubisz gotować!
Halina: Z czasem mi się to pojawiło. Teraz gotuję głównie dla dzieci Filipa. A podczas tamtego obiadu Krzysztof pierwszy wstał od stołu, przysiadł koło mnie z kompotem, którym się zachłysnął. Wezwaliśmy więc pogotowie. Przyjechało i spytali, czy znieść go na noszach, a Krzysztof na to, że zejdzie sam. Był o 14 lat ode mnie starszy, ale ja nigdy tej różnicy nie czułam. Byliśmy partnerami. Zaraził mnie pasją pływania i innymi sportami.
Anna: To jest też w naszych genach. Pływanie w morzu, bieganie, Marysia i Filip startują w triathlonie i runmageddonie.
To przejęłaś od ojca. A co od mamy?
Anna: Mnóstwo. Miłość do książek, wrażliwość na słowo. Właściwie wszystko. Delikatność, czułość, zainteresowanie światem. Życzliwość, gościnność, towarzyskość.
Halina: Ja po mojej mamie mam pracowitość, choć nie jestem jakimś tytanem pracy.
Anna: A ja o tobie zawsze mówiłam, że jesteś siłaczką. Praca zawsze była dla ciebie na pierwszym miejscu. Pomogłaś mi wymyślić siebie w roli matki pracującej, czyli osoby, dla której rodzina jest na pierwszym miejscu, ale która dba o swoją zawodową ścieżkę. Dzięki tobie wiem, jakie to ważne, by to wyważyć.
A jednak nie chciała, żebyś była aktorką.
Anna: Nie chciała, ale ja też nie chciałam. Natomiast pamiętam, jak kiedyś dostałam ofertę dodatkowej pracy i myślałam, by ją odrzucić, bo przecież sobie nie poradzę: telewizja, nowy projekt, a przecież dom, rodzina. A mama mówi: „To oczywiste, że sobie poradzisz. Dasz radę, wszystko się poukłada”. Mama tak właśnie podchodzi do życia. Uważa, że jeśli odpowiednio poukładamy klocki, to wszystko się uda.
Halina: Gdy patrzę na Anię, mówię z zachwytem: „Ona to ogarnie”.
Anna: A ja mówię mamie, że to pomoc najbliższych i trochę szczęścia.
Jak to się stało, że trafiłaś do telewizji? Nazwisko pomogło?
Halina: Nie mieliśmy z tym nic wspólnego.
Anna: Wtedy szefową „Pegaza” była Zuzia Olbrychska, do której trafiłam na praktyki. „Pegaz” to była dla mnie ogromna przygoda intelektualna. Funkcjonowałam tam na zasadzie totalnej pokory. Miałam 22 lata, kiedy współpracowałam przy realizacji materiału o Gustawie Herlingu-Grudzińskim. Przeczytałam jego „Dzieła zebrane”. To była dla mnie wielka szkoła. Ale potem wydawało się, że zupełnie zmienię azymut: po studiach wybrałam podyplomowe College of Europe w Natolinie.
Halina: I miałaś wątpliwości. Mówiłaś, że tam jest bankowość, ekonomia i ty nie masz szans. A ja mówiłam: „Jak to nie masz szans? Przecież ten projekt nie kończy się na finansach, a ty świetnie znasz języki”.
Anna: Studiowałam więc prawo po angielsku, historię po francusku. I okazało się, że z opanowanym językiem wszystko można przyswoić. Odbyłam staż w Brukseli w Komisji Europejskiej. Poznałam tam wielu ciekawych ludzi, dziennikarzy. Jednym z nich był Matthew Kaminski, który poradził mi, żebym zgłosiła się do Tomka Lisa, bo w Warszawie rusza nowa telewizja. I tak trafiłam do TVN24 do Adama Pieczyńskiego na staż, a właściwie już do pracy.
Pamiętam, że jako dziecko zawsze byłaś nieśmiała.
Anna: Podobno wielu ludzi telewizji przezwycięża przez pracę lęki i nieśmiałość. Świat jest brutalny, zwłaszcza w mediach. Ale ja broniłam się wiedzą. Akurat wtedy ruszała kampania informacyjna w Polsce przed referendum unijnym. Unia Europejska to był mój grunt. Dużo o niej wiedziałam, byłam jej ciekawa, chciałam, żeby widzowie poznali ją tak jak ja.
Halina: A ja byłam z niej bardzo dumna. Chociaż wiedziałam, że telewizja to drapieżne miejsce.
Anna: Wszystkie miejsca są drapieżne. Prawnicy, lekarze też mają trudności z przebiciem się, każde miejsce wymaga silnych łokci. I tego trzeba uczyć nasze dzieci.
Halina: Ja ciebie „łokci” nie uczyłam. I obawiam się, że twoje dzieci są tak wrażliwe, delikatne, że się też tego nie nauczą. Boję się o nie.
Cały wywiad w nowym wydaniu VIVY!. Magazyn jest dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 14 stycznia, a także w formie e-wydania na stronie hitsalonik.pl.