Aleksander Gudzowaty, VIVA! luty 2011, 4/2011
Fot. Piotr Porębski
WSPOMNIENIE

Aleksander Gudzowaty mówił: „Wyznaję kult duszy, a nie ciała. Nie jestem hedonistą, tylko idealistą” 

Jeden z najbogatszych Polaków odszedł dziewięć lat temu

Krystyna Pytlakowska 14 lutego 2022 20:48
Aleksander Gudzowaty, VIVA! luty 2011, 4/2011
Fot. Piotr Porębski

Należał do grona najbogatszych Polaków. Majątek zrobił na rosyjskim gazie. Zawsze budził emocje. Przedsiębiorca przez wiele lat zmagał się z bolesną chorobą stawów. „Objawiła się z zaskoczenia. Byłem wtedy w Ameryce, tam chcieli mi amputować nogę. Jak to? – pomyślałem. Trzeba uciekać. I uciekłem do Polski. W szpitalu na Szaserów nogę mi uratowali”, wspominał. Był osłabiony, miał problemy z poruszaniem się. „Wie pani, jak ja kocham żyć?”, mówił w rozmowie z Krystyną Pytlakowską. W 2011 udzielił nam osobistego wywiadu, w którym opowiedział o życiu prywatnym, miłości do ukochanej żony. W 2010 ożenił się po raz drugi z Danutą Korycką, z którą doczekał się syna Michała. Owocem pierwszego małżeństwa jest syn, Tomasz Gudzowaty. Aleksander Gudzowaty, prezes Bartimpeksu, jeden z najbogatszych Polaków przełomu XX i XXI wieku odszedł 14 lutego 2013 roku w wieku 75 lat. Dziś mija dziewiąta rocznica jego  śmierci.

Aleksander Gudzowaty w rozmowie VIVY!

Poniższy tekst i fragmenty wywiadu pochodzą z archiwalnego wywiadu VIVY! Rozmowa Krystyny Pytlakowskiej z Aleksandrem Gudzowatym została opublikowana w 2011 roku (VIVA! 4/2011).

Rezydencja w Wólce. Tak mieszka jeden z najbogatszych Polaków. Wszystko jest zautomatyzowane – brama sama się otwiera, pachołki broniące dostępu obcym samochodom chowają się w ziemię. Po kilkuhektarowym ogrodzie spacerują pawie i bażanty. Dom wewnątrz przypomina muzeum – z obrazami, lustrami, meblami z XVII i XVIII wieku. Wchodzę do ogromnego salonu, wysokiego na 10 metrów. Niemal ginie w nim łóżko, na którym leży. Choroba kręgosłupa położyła go rok temu. Gudzowaty już powolutku wstaje, lekarze go pionizują. Unieruchomienie dla takiego aktywnego całe życie, silnego mężczyzny to klęska. Ale nie poddaje się depresji, niczego nie zaniedbuje, kieruje z łóżka firmą i domem, pisze bloga, krytykuje polityków i decyzje gospodarcze, polemizuje z nimi nieraz w dosadnych słowach. Nie boi się. Nawet wiadomość o planowanym na niego zamachu przyjął spokojnie. „Ja już długo żyję. Najbardziej chodzi mi o synów, wnuki. Ale nieraz samo postraszenie zamachem jest mocną bronią”. Łatwiej znosi chorobę, bo blisko jest żona Danuta – prawdziwy przyjaciel, jak mówi.

Porozmawiajmy o... miłości.

Miłości? Ludzie w moim wieku nie mają wiele do powiedzenia o miłości.

Kokietuje Pan. Ludzie w Pana wieku żenią się.

Ja też się ożeniłem, 22 stycznia rok temu. Powiem pani, że z miłością to jest tak: kiedy przechodzą pierwsze emocje, napięcie, kiedy życie się stabilizuje, a ludzie nadal lubią być razem, to jest prawdziwe uczucie. Miłość ma swoje podłoże w duszy, a nie w fizjologii. Żeby odkryć, że jest prawdziwa, potrzeba czasu. Ja 15 lat byłem z Danusią, zanim się pobraliśmy. Ślub był dowodem na miłość.

Czemu żony nie ma przy Pańskim łóżku?

Pojechała do Jerozolimy.

Modlić się o Pana zdrowie?

Nie, pojechała zamiast mnie otworzyć konferencję naukową moim referatem „Nauka a religia”. Będzie przyjęta przez Szymona Peresa, prezydenta Izraela i mojego przyjaciela. A wieczorem weźmie udział w modlitwie ekumenicznej pod pomnikiem Tolerancji, który ufundowałem. To monument, ruch tolerancji, bardzo silny, bo świat zmierza w kierunku zniszczenia. Tolerancja może je zahamować, choć to długi proces. Bo w pewnym momencie kłótnie ludzkości mogą zakończyć się tragicznie.

Ktoś w końcu naciśnie ten guzik? Obchodzi Pana, co będzie po nas?

Obchodzi, bo śmierć to tylko zmiana formy bytu. Będziemy istnieć, tylko że w innej postaci. Nie można zamienić się w nic, bo „nic” nie ma. Mam 72 lata i dużo przemyślałem. W każdym razie mój pomnik w Jerozolimie to próba trafienia do sumień, żeby ludzie skończyli zabijać.

Pana koledzy biznesmeni nie stawiają pomników w Izraelu. W ogóle nie stawiają. Dlaczego Pan się tym zajmuje? Żeby po sobie coś zostawić?

Po pierwsze, ja nie jestem maniakiem biznesu. Nigdy nie czułem się biznesmenem. Mam całkiem inne zadania przed sobą. Wyznaję kult duszy, a nie ciała. Nie jestem hedonistą, tylko idealistą. Siedzi pani w sali koncertowej. Niedawno ją zbudowałem. Poszłoby szybciej, gdyby nie moja choroba. Tu odbywają się koncerty i przedstawienia teatralne, jak to bywało przed wiekami. Byli tu wirtuozi muzyki klasycznej. Operetka. I Cyganie, i teatr Buffo. Jestem pasjonatem dawnej architektury i sztuki. Kiedy słucham muzyki, chciałbym się unieść w powietrze. Ale ciało nie pozwala, więc unoszę się we śnie.

Choruje Pan wiele lat, a jednak nie dopuścił Pan do tego, by ciało Panem zawładnęło?

Wiele lat cierpię na reumatoidalne zapalenie stawów, ale teraz doszło coś nowego. Ta choroba objawiła się z zaskoczenia. Byłem wtedy w Ameryce, tam chcieli mi amputować nogę. Jak to? – pomyślałem. Trzeba uciekać. I uciekłem do Polski. W szpitalu na Szaserów nogę mi uratowali. A teraz czekam, aż kręgosłup nabierze siły. Wzmocni się. Dlatego muszę leżeć.

Aleksander Gudzowaty polski przedsiebiorca, wspolwlasciciel spolki akcyjnej Bartimpex, sesja fotograficzna, Warszawa, 22.11.1999
Fot. Zbigniew Furman/Wprost/East News

Aleksander Gudzowaty, 22.11.1999 rok

Ślub Pan brał jeszcze na własnych nogach?

Tak, byłem wtedy jeszcze bardzo młody (śmiech). Zawsze w bólu, ale sprawny. Wszystko wytrzymałem, choć nie pracowałem w tym czasie.

Ile Pan stracił przez chorobę?

Bardzo dużo kilogramów. Pieniędzy też dużo, bo jestem w ciągłym konflikcie z władzą. Władza, sądząc, że jestem osłabiony, mocno mnie poturbowała. Skoro ma w tym przyjemność, niech jej Bóg wybaczy. To takie małostkowe typy, dosyć prymitywne.

Już nie jest Pan królem gazu, rząd przejął nad nim kontrolę. Przemawia przez Pana rozgoryczenie, że dogadali się z Putinem za Pana plecami?

Żenująca sprawa z tym Putinem. Rosjanie już zrozumieli, że popełnili falstart – dawali mi takie sygnały. Ale mnie się zbiera na wymioty, jak sobie pomyślę, że mój premier mnie nie obronił. Wmawiali ludziom, że jesteśmy takim zielonym punktem na mapie, a przecież nasz dług w Rosji rośnie katastrofalnie. Pisałem o tym w swoim blogu. Eksport trzeba wzmacniać, walczyć o autorytet w świecie. Gdyby 10 lat temu pozwolili mi zbudować rurociąg Bernau–Szczecin, inaczej by to teraz wszystko wyglądało. Bylibyśmy uniezależnieni od Rosji i gaz byłby tańszy. A tak... sprywatyzowano PGNiG, mnie odsunięto...

Użył Pan w blogu słowa „rozpacz”: „Z rozpaczą piszę o tych wydarzeniach”. Ale przecież czy to takie ważne, że zabrali Panu gaz? Sam Pan nie wie, ile ma pieniędzy. Pan nie zbiednieje.

Pani mnie prowokuje? Nie wiem, ale moje konto jest zabezpieczone. Moja rodzina też. Założyłem fundusz ochronny rodziny. Starczy im na to życie i następne. Rozpacz, bo chodzi o Polskę. Byłem wychowany w bardzo patriotycznej rodzinie. Przejąłem od rodziców ich patriotyzm. Gdy jeszcze pracowałem w państwowym przedsiębiorstwie, udzielałem olbrzymiej pomocy Polonii. Od dawna mam tytuł honorowego obywatela Polonii na Białorusi. Przy pomocy księdza, świętej pamięci arcybiskupa Dąbrowskiego, wysyłałem im miliony.

Dzięki temu lepiej się Pan czuł?

Człowiek powinien myśleć sercem. Tego uczyłem mojego syna Tomka: patrz sercem. Może dlatego robi takie wspaniałe zdjęcia?

Nie poszedł w Pana ślady. Żal, że syn nie przejmie firmy?

Żal? Nie. Może dzięki temu będzie spokojniej żył niż ja. Nikt mu nie będzie groził zamachem. Podoba mi się, że ma własne zdanie, własne życie. Zdobył tyle nagród na świecie. Jest dobry w tym, co robi. Mam powody do dumy, podziwiam go i kocham. Co będzie robił młodszy, Michał, jeszcze nie wiem. Na razie pochłania go Internet i motoryzacja. Ja tego nie rozumiem.

Bo Pan jest z XX wieku, a on z XXI. Poza tym nie musi martwić się o przyszłość. Pan na nią zapracował.

Irytuje mnie, gdy jestem postrzegany wyłącznie przez pryzmat konta w banku. Pomawiany o rozbuchanie, bo mam pieniądze. One muszą służyć wyższym celom. Na przykład ten park tutaj. Wie pani, ile w niego włożyliśmy, żeby uratować las, który kupiliśmy od Kampinosu? Kampinosowi daliśmy inne ziemie – taka zamiana. Ale oczywiście zaczęto mnie atakować. Chciałem tu zrobić park ptaków. Mnóstwo drzew tu zasadziłem, dorosłych drzew. Śmiano się: Gudzowaty drzewa do lasu wozi. Już chodzą tu luzem pawie, sowy, gęsi, kaczki. Chciałbym, żeby młodzież szkolna miała tu dożywotnio wstęp. Omówiłem to z wójtem. A przecież mogłem za te pieniądze kupić sobie samolot, jak niektórzy biznesmeni.

I tak Pan może kupić.

To prawda, wolałem jednak włożyć w dom i ogród, bo to da pamięć o mnie. Zawsze marzyłem o lustrach z Murano, nigdy mnie nie było na nie stać wcześniej. No i są tu weneckie lustra. Żyrandole też z Murano – wykwintne cacka, ręczna robota. Kocham kolory i przyrodę. Matka mnie tego nauczyła. Woziła mnie na wieś, pokazywała pola, kwiaty. Uczyłem się od niej tego piękna, cały czas za nim tęskniłem, gdy mieszkałem w betonowych klatkach. Dlatego pewnie miałem taką determinację, by zbudować dom. Razem z Tomkiem zbudowaliśmy go na Żoliborzu. Sami lepikowaliśmy teren pod wylewkę betonową, w upał. To było w roku wybuchu w Czarnobylu. 1986. Żyłem tak, jak całe moje pokolenie. Od pierwszego do pierwszego.

Ale powodziło się Panu lepiej niż innym. Był pan socjalistycznym VIP-em, dyrektorem Centrali Handlu Zagranicznego Kolmex.

Ale jak chciałem dziecku kupić zabawkę za granicą, przeliczałem skrzętnie złotówki. Nasze pierwsze mieszkanie miało 18 metrów. Miałem 50 lat, gdy mnie z Kolmexu wyrzucono. Wysikałem się na wszystko z góry, dosłownie – z balkonu, a potem wymyśliłem płacenie towarami za gaz w Rosji. Na tych towarach zarabiałem, nie na gazie. Pieniądze zaczęły płynąć strugą. Ale niech mi pani wierzy, że to nie one są najważniejsze. Przez tyle lat nie miałem grosza. W młodości starczało mi na tramwaj i kino. Wolność za pięć złotych. Ale wspominam te czasy z sentymentem. Prowadziłem kino-kabaret, chciałem kręcić filmy, łódzkie wiadomości dnia robiliśmy. Młodość, dziewczyny, Spatif – w sumie dziadowski, ale wspaniały. Myśmy nie wiedzieli, co to znaczy mieć pieniądze.

Aleksander Gudzowaty, VIVA! luty 2011, 4/2011
Fot. PIOTR PORĘBSKI

Aleksander Gudzowaty, VIVA! luty 2011, 4/2011

Aleksander Gudzowaty z żoną, 2008 rok
Fot. STEFAN MASZEWSKI/REPORTER

Aleksander Gudzowaty z żoną Danutą, 2008 rok

A co to znaczy?

Że nie ma barier. Że można pojechać w najbardziej egzotyczny zakątek świata, można zaprosić Teatr Bolszoj z Moskwy i wysłać ludziom darmowe zaproszenia, że...

Pamiętam, wynajął Pan cały Teatr Wielki. Mówiono: „Gudzowaty szaleje”. Wiele znakomitych osób jednak Pana zlekceważyło – na widowni były puste krzesła.

Na miejsca po niechętnej mi ówczesnej prawicy zaprosiłem młodzież szkół artystycznych. Zapraszałem także La Scalę i Filharmonię Filadelfijską.

 Przyjaźni się Pan z biznesmenami?

Nigdy się nie przyjaźniłem. Nigdy nie chodziłem na żadne gale biznesu, tylko do Teatru Wielkiego czasem. Biznesmeni mnie nie lubią przez czarny PR, jaki wokół mnie robiono. Jakiś czas byłem w Radzie Biznesu, ale krótko. To nie mój świat. Mówią o mnie, że jestem „dziki”.

– „Dziki”, bo na własnych urodzinach zbierał Pan z Henryką Bochniarz i Małgosią Niezabitowską datki na Animalsów zamiast kwiatów i prezentów? Dużo uzbieraliście, bo miał Pan kilkuset niebiednych gości.

Ale zostałem przy swoich starych przyjaciołach, a z tymi milionerami nie mam kontaktu. Nie umiałbym się chyba przy nich zachować. Z politykami też nie jestem blisko.

[...]

Podobno swojej kupił Pan carską biżuterię? Dobrze jednak mieć pieniądze!

Nie kupiłem, chociaż biżuterii podarowałem jej dużo. Dla Danusi związek ze mną był nową sytuacją. Z tłumaczki stała się nagle bardzo bogatą kobietą. Ale muszę przyznać, że stara się być skromna. Podziela moje pasje, nie buntuje się przeciwko nim. W 1997 roku pierwszy milion dolarów, jaki zarobiłem, oddałem na fundację Crescendum est – Polonia (Rozwijaj się, Polsko) – dla wybitnie zdolnych ludzi.

A nie na garnitury od Armaniego? Rezydencje? Wypasione samochody?

Garnitury szyłem na miarę, bo byłem za gruby na kupowanie gotowych. A na rezydencje też starczyło. Ale to fundacja przynosiła mi prawdziwą satysfakcję. Kilka dni temu wyczytałem w gazecie, że mój stypendysta jest już belwederskim profesorem medycyny w wieku 36 lat i laureatem nagrody dla najlepszego naukowca w Polsce. Inny stypendysta wybrany został w tym roku najlepszym polskim chemikiem. Wreszcie polska perła operowa, Aleksandra Kurzak, to najlepszy debiut w Metropolitan Opera. Dom tutaj, w Wólce, wybudowałem dopiero później. Teraz są tu dwa niedaleko siebie. Jeden dla Tomka, a ten odziedziczy mój drugi syn – Michał.

 Michał jest synem Pana żony?

I moim, ma 13 lat. Urodził się, kiedy już od dwóch lat byłem z Danusią. I tyle samo w separacji z pierwszą żoną. Pyta pani, czemu tak długo trwała ta separacja? Chyba żeby syna Tomka nie urazić... Zaraz, gdy dostałem rozwód, kupiłem upatrzony wcześniej pierścionek z ładnym brylantem i pojechałem się oświadczyć. Zadzwoniłem, żeby Danusia przyjechała do mnie do biura, i tam jej go wręczyłem. Nie spodziewała się, pewnie już myślała, że nigdy się nie pobierzemy. Tyle lat mieszkaliśmy przecież razem bez ślubu. Ale jest coś w kobietach, że poza miłością chcą mieć papier (śmiech).

A Pan nie? Dlaczego właściwie się Pan ożenił?

Bo nasz związek z Danusią jest bardzo trwały i silny. Nigdy się nie pokłóciliśmy, nigdy. Czasem nawet zastanawiamy się, dlaczego się nie kłócimy i co wpływa na to, że tworzymy taki udany związek. Jak ją poznałem, była mężatką. Ale nie ukrywałem przed jej mężem mojego uczucia. Mało tego, powiadomiłem go o nim sam. Byliśmy wtedy z Danusią we Francji. Dostałem ataku arytmii. Pani wie, jak to jest? Serce wariuje, człowiek myśli, że umiera. Wysłałem wtedy faks do jej męża, że kocham jego żonę. Bo jakbym umarł, to chciałem, żeby wiedział, że to nie była przygoda, tylko silne uczucie. A potem poprosiłem go o zgodę na rozwód i o rękę Danusi. Mówię: „Może to nie wypada, ale proszę pana uczciwie”. Między nimi już się wypaliło, więc zgodę wyraził. Śpieszyłem się z tym naszym ślubem dlatego też, żeby Michał miał wreszcie prawdziwego ojca i nazwisko. Uwielbiam tego chłopca. Taki jest duży, piękny, mądry. Baby będą za nim szaleć. Już za nim szaleją koleżanki. Dla Michała warto żyć. Wie pani, jak ja kocham żyć? Nawet gdy po każdym kroku – od wczoraj trochę wstaję – bolą mnie kolana, kostki, a łzy same ciekną po policzkach. Ja chcę żyć dla moich synów. Mam z nimi doskonały kontakt. I nie pamiętam, jaki już jestem dorosły.

I jest Pan, i nie jest. Mężczyźni nigdy nie dorastają tak naprawdę.

Może dlatego nie czuję lat, że jestem bardzo szczęśliwy? Kilka dni temu przyglądałem się Danusi, jak chodziła po bibliotece. „Wiesz, ja cię coraz bardziej kocham”, powiedziałem ni stąd, ni zowąd. Poczułem potrzebę wyznania jej tego, co czuję, bo gdy widzę, jak się porusza, jaka jest zgrabna, ile ma wdzięku, to ją wielbię po prostu. Znam dużo pięknych i mądrych kobiet, ale ona dla mnie jest jedyna, wyjątkowa.

Dochodzimy więc do sedna – nie pieniądze, a miłość jest najważniejsza?

Nie konto, a serce. Moi rodzice cały czas byli w sobie bardzo zakochani. Ojciec całował mamę w rękę za każdy posiłek. O miłości moich rodziców myślę z szacunkiem i jestem wdzięczny Bogu, że też do takiego portu dopłynąłem. Miłość jest bardzo ważna, lecz dla mnie liczy się jeszcze coś innego. Wie pani, że dostąpiłem wielkiego zaszczytu? Zostałem wyróżniony przez Żydów bardzo prestiżowym międzynarodowym odznaczeniem. Nagrodą imienia Teddy’ego Kolleka za istotny wkład w życie Jerozolimy. Mają mi ją wręczyć 2 czerwca w parlamencie izraelskim. Pani pierwszej o tym mówię.

 Ciekawe, jak w Polsce – kraju dalekim od tolerancji, pełnym ksenofobii – przyjmą tę informację?

Przyjmą źle, ale trudno. Dla mnie najważniejsze, że ta nagroda pomoże stosunkom polsko-żydowskim. I że moja działalność na rzecz tolerancji jest dla nich tak znacząca.

Pojedzie Pan sam ją odebrać?

Mam taką nadzieję. Mam nadzieję, że znów będę mógł podróżować. Co roku robiłem sobie miesięczny urlop, jechaliśmy gdzieś z Danusią. Miałem w Prowansji dom – bardzo go lubiłem. Ale w rozliczeniu majątkowym dałem go Tomkowi i byłej żonie. Syn tam nie zagląda, nie ma czasu. Chciałbym więc, żeby jego córka – moja wnuczka Zosia – jeździła do Prowansji pod moją opieką. Teraz przybędzie wnuk Aleksander. Może on też pokocha Prowansję? Ja tak wyobrażam sobie przyszłość – z synami, wnukami, Danusią. Doceniam rodzinę. Kiedyś żyłem skromnie, ale miałem rodziców. Ciągle za nimi tęsknię. Wiem, że są gdzieś tutaj, w tej innej formie bytu.  

Aleksander Gudzowaty, Warszawa, marzec 2001
Fot. Karol Mikula/Wprost/East News

Aleksander Gudzowaty, 2001 rok

Aleksander Gudzowaty, VIVA! luty 2011, 4/2011
Fot. PIOTR PORĘBSKI

Aleksander Gudzowaty, VIVA! luty 2011, 4/2011

18-24 KWIETNIA
szaleństwo zakupów
-30% na wszystko
-30% na wszystko
Rabat -30% na cały asortyment,... więcej»
Kod rabatowy:SZALENSTWO30
Zobacz
+
-30% na wszystko
Online

Rabat -30% na cały asortyment, również produkty przecenione. Kupuj na www.gap.pl. Szczegóły na stronie.  

Najniższa cena produktu ze zdjęcia z 30 dni przed obniżką - 239 zł.  

Cena produktu po zastosowaniu rabatu – 167,30 zł

Oferta ważna:18 - 24.04.2024
Kod rabatowy:SZALENSTWO30
Zobacz
-20% na cały asortyment
-20% na cały asortyment
Rabat 20% na cały asortyment m... więcej»
Kod rabatowy:SZALENSTWO20
Zobacz
+
-20% na cały asortyment
Online

Rabat 20% na cały asortyment marki Awesome Cosmetics. Oferta i szczegóły dostępne na awesomecosmetics.eu

Oferta ważna:18 - 24.04.2024
Kod rabatowy:SZALENSTWO20
Zobacz
20% rabatu na kosmetyki Clarena
20% rabatu na kosmetyki Clarena
Rabat na cały asortyment dostę... więcej»
Kod rabatowy:SZALONE20
Zobacz
+
20% rabatu na kosmetyki Clarena
Online
Stacjonarnie

Rabat na cały asortyment dostępny w sklepach stacjonarnych i na e-clarena.eu. Promocja obowiązuje dla zamówień powyżej 100zł oraz obejmuje produkty nieprzecenione. Szczegóły u sprzedawcy i na stronie.

Oferta ważna:18 - 24.04.2024
Kod rabatowy:SZALONE20
Zobacz
-20% przy zakupach za min. 150 zł
-20% przy zakupach za min. 150 zł
Rabat 20% dla wszystkich klien... więcej»
Kod rabatowy:SZALENSTWO20
Zobacz
+
-20% przy zakupach za min. 150 zł
Online
Stacjonarnie

Rabat 20% dla wszystkich klientów przy zakupach za min. 150 zł. Oferta obowiązuje w sklepach stacjonarnych oraz na www.calzedonia.com, nie łączy się z innymi promocjami. Szczegóły w sklepach i na stronie.

Oferta ważna:18 - 24.04.2024
Kod rabatowy:SZALENSTWO20
Zobacz
-20% na wybrane produkty
-20% na wybrane produkty
Odbierz rabat -20% na naszyjni... więcej»
Kod rabatowy:SZ20
Zobacz
+
-20% na wybrane produkty
Online
Stacjonarnie

Odbierz rabat -20% na naszyjniki złote oraz -20% na bransoletki srebrne. Rabat nie łączy się z innymi. Oferta i szczegóły promocji dostępne w salonach stacjonarnych i na jubilerschubert.pl.

Oferta ważna:18 - 24.04.2024
Kod rabatowy:SZ20
Zobacz
25% na wszystkie produkty
25% na wszystkie produkty
Aż 25% zniżki na wszystkie pro... więcej»
Kod rabatowy:ZAKUPY25
Zobacz
+
25% na wszystkie produkty
Online

Aż 25% zniżki na wszystkie produkty kosmetyczne cenionej marki RevitaLash oferującą m.in. najlepszą na rynku odżywkę do rzęs. Oferta i szczegóły dostępne na revitalash.pl. 

Oferta ważna:18 - 24.04.2024
Kod rabatowy:ZAKUPY25
Zobacz
REKLAMA

Wideo

Bogna Sworowska o pracy w modelingu kiedyś i dziś…

Akcje

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

FILIP CHAJZER w poruszającej rozmowie wyznaje: „Szukam swojego szczęścia w miłości, w życiu, na świecie…”. GOŁDA TENCER: „Ludzie młodzi nie znają historii. Patrzą do przodu (…). A ja robię wszystko, by ocalić pamięć”, mówi. JAN HOLOUBEK i KASPER BAJON: reżyser i scenarzysta. Czego nie nakręcą, staje się hitem. A jak wyglądają ich relacje poza planem filmowym? MONIKA MILLER od lat zmaga się z depresją i chorobą dwubiegunową, ale teraz za sprawą miłości pierwszy raz w życiu jest szczęśliwa.