Maciej Kozłowski do końca wierzył, że wyzdrowieje. O chorobie dowiedział się przez przypadek...
Jakim człowiekiem był?
Najczęściej otrzymywał role gangsterów czy negatywnych bohaterów. Prywatnie mówiło się, że miał serce na dłoni. Zarażał uśmiechem i dobrą energią. „W życiu najważniejsze jest samo życie. I to, żeby być szczęśliwym”, zwykł mawiać. O chorobie dowiedział się przypadkiem, nie udało mu się wygrać z nią nierównej walki. I chociaż chciała odebrać mu wszystko, nigdy nie stracił nadziei. Nie udało mu się doczekać przeszczepu, który mógł uratować mu życie... Maciej Kozłowski zmarł 11 maja 2010 roku.
Kariera Macieja Kozłowskiego
Mimo choroby nieustannie angażował się w działalność charytatywną, nie rezygnował z aktorskich ról. Jego odejście wstrząsnęło światem show-biznesu. Maciej Kozłowski był jedną z największych gwiazd M jak miłość, ale radził sobie również na wielkim ekranie. Mieliśmy okazję podziwiać go w takich filmach jak: Kroll, Psy, Lista Schindlera, Ogniem i mieczem, Wiedźmin, Killerczy Świadek koronny. Świetnie radził sobie także na deskach teatrów. „Wszystko bardzo fajnie, byle mieć do tego dystans. Bo serial się skończy, a życie będzie biec dalej. Dla mnie punktem odniesienia jest teatr. I jestem szczęśliwy, że jestem w Narodowym, tu jest fantastyczny zespół o niebywałym potencjale. Za rok, dwa to będzie hegemon na mapie teatralnej Polski, czego sobie i kolegom życzę”, mówił w 2004 roku.
Zwykle obsadzano go w rolach gangsterów lub bohaterów negatywnych, ale Maciej Kozłowski nie miał nic przeciwko temu. Mawiał, że czarny charakter ma w sobie coś nieoczywistego: „Zawsze ciekawe jest zagranie, używając pretensjonalnego określenia »czarnego charakteru«, ponieważ jest taka szansa, że gdzieś tam na dnie w tym człowieku drzemie coś dobrego. A zło jest bardzo intrygujące, dużo bardziej niż dobro, bo to ostatnie jest oczywiste, natomiast zło jest zazwyczaj wieloznaczne”. Szybko podbił serca widzów, ale mimo ogromnych sukcesów na koncie, zawsze pozostawał skromny: „Płacą mi za to, więc gram, jak potrafię najlepiej. Jestem uczciwy w tym, co robię. Jestem najemnikiem. I zgadzam się bądź nie pójść na wojnę, jaką jest wspólna praca nad jakimś projektem”, mówił dziennikarzowi magazynu VIVA! w 2004 roku.
CZYTAJ TAKŻE: Niepokojące wieści ze Szwecji, chodzi o finał Eurowizji 2024. Mowa o incydencie z udziałem reprezentanta Holandii
Aktorstwem zainteresował się jednak w nieoczekiwanym momencie życia: „Nie wierzę w przypadki, ale tutaj zadziałał pewien splot okoliczności. Mój kolega z technikum próbował dostać się do szkoły filmowej i pojechałem z nim do Łodzi na spotkanie konsultacyjne przed właściwymi egzaminami. On wszedł na spotkanie, a ja siedziałem na korytarzu i przyglądałem się tej menażerii, która tam się poruszała. Doszedłem do wniosku, że to ciekawe miejsce, że może warto byłoby spróbować i być może będzie to moje miejsce w życiu. Okazało się, że przeczucie mnie nie myliło”, zdradził w jednym z wywiadów.
Choroba Macieja Kozłowskiego
Koledzy z branży zawsze mówili, że jest nie tylko dobrym aktorem, ale i dobrym człowiekiem. Często angażował się w kampanie i akcje charytatywne, pomagał ubogim i bezdomnym. Gdy wracał do rodzinnej miejscowości, odwiedzał uczniów w szkołach i zapraszał do Teatru Narodowego na spektakle. Angażował się w działalność organizacji wspierających walkę z rakiem. Brał udział w marszach Narodowej Koalicji do Walki z Rakiem. Jak sam przyznał, rozpoznawalność zawdzięczał jednak Ilonie Łepkowskiej. Maciej Kozłowski mówił, że to właśnie ona za sprawą roli w M jak miłość z dobrego aktora zrobiła popularnego.
„Tak naprawdę żyje się tylko dla tych paru spotkań […], a one albo się zdarzają, albo nie”, mówił w 2004 roku. Wówczas jeszcze nie wiedział, że rok później jego życie naznaczy choroba. W 2005 roku wziął udział w akcji Krewniacy, zainicjowanej przez Radosława Pazurę. Gdy chciał oddać krew, dowiedział się, że jest zakażony wirusem zapalenia wątroby typu C. Od razu podjął leczenie i nie tracił nadziei, że uda mu się pokonać chorobę. „Opowiadał o chemii, którą właśnie przeszedł i która była koszmarem. Dwa słowa i ciężki oddech, dwa słowa i pięć sekund przerwy. Tak zabija żółtaczka typu C, wirusowe zapalenie wątroby”, pisał o zmaganiach aktora Zbigniew Hołdys w książce Czas na mnie. Choć stan zdrowia Macieja Kozłowskiego z każdym miesiącem pogarszał się, on ani przez chwilę nie tracił nadziei na wyzdrowienie. „Jestem zdrowy jak koń, no niestety, mam tylko zakażoną wątrobę”, powtarzał.
ZOBACZ TAKŻE: Kiedy dorastały, nie uczestniczył w ich wychowaniu. Kim są córki Jana Englerta z pierwszego małżeństwa?
Poczucie misji, dobry humor i pozytywne myślenie go nie opuszczało. „Śmiem twierdzić, że urodziłem się z poczuciem humoru. I zwykle starcza mi inteligencji, żeby się z siebie śmiać i je ocalić. To pomaga zachować równowagę i dystans. Wiem to po kilku masakrach życiowych, po których powinno się mnie włożyć w słoik z formaliną i pokazywać w cyrku osobliwości jako przykład kompletnego idioty. Więc lepiej jest śmiać się z siebie, niż gryźć paluszki z bólu”, mówił dziennikarzowi magazynu VIVA! w 2004 roku.
Życie prywatne Macieja Kozłowskiego
Przez cały okres choroby mógł liczyć na ogromne wsparcie ukochanej partnerki. Agnieszka Kowalska i Maciej Kozłowski poznali się, gdy ona namalowała jego portret i przywiozła mu go do Warszawy. „To nie jakieś tam zakochanie, to miłość! Będę nią darzyć Maćka do końca moich dni”, mówiła dziennikarzom. Na dwa lata przed śmiercią aktora, 31 grudnia 2008 roku, stanęli na ślubnym kobiercu. Żona Macieja Kozłowskiego szybko stała się jego opoką. To dla niej wyprowadził się z miasta. Razem zamieszkali na wsi, gdzie Agnieszka miała swoją pracownię. Wspólnie ratowali bezpańskie psy, porzucone przez bezdusznych właścicieli.
Jego żona w jednym z wywiadów przyznała, że na zawsze zapamięta ostatniego SMS-a od niego: „Silne kobiety nie chodzą po prośbie”. „Nie rozumiałam tych słów. To było trzy dni przed śmiercią. Złościłam się trochę, bo zostawiał mnie samą, z długami, z remontem domu. Dopiero później wszystko stało się jasne. Pierwsze dwa lata były bardzo trudne, ale zauważyłam, że wiele spraw się układa. Problemy niejako rozwiązują się same. Wtedy dotarło do mnie, że to Maciej pomaga mi z góry, dlatego nie muszę 'chodzić po prośbie”, wyznała w rozmowie z Dobrym Tygodniem Agnieszka Kowalska.
Malarka w 2014 roku, by uczcić pamięć o mężu, założyła fundację imienia Macieja Kozłowskiego Pan i Pani pies, która ratuje porzucone czworonogi: „Wiele osób jest zaskoczonych, że mąż tak lubił psy. Większość kojarzyła go z jego rolami twardzieli, przestępców, gangsterów, a on był obsadzany na przekór, bo tak naprawdę był bardzo delikatnym człowiekiem”, mówiła w jednym z wywiadów.
Maciej Kozłowski nie poddawał się chorobie. Wielokrotnie powtarzał, że ma tak wiele do zrobienia. Zmarł 10 maja 2010 roku. Do samego końca cieszył się każdą chwilą i czerpał z życia garściami, bo jak mawiał: „W życiu najważniejsze jest samo życie. I to, żeby być szczęśliwym”. Dziś mija już 14 lat, odkąd nie ma go wśród nas, a jednak pamięć o wybitnym aktorze jest wiecznie żywa.
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 22.06.2024 r.]