Dziś rocznica śmierci Jerzego Kamasa. Jak wyglądało jego życie?
Odtwórca roli Wokulskiego z „Lalki” przegrał walkę z rakiem
Już 23 sierpnia 2020 roku mija piąta rocznica śmierci cenionego polskiego artysty, Jerzego Kamasa. Aktor znany głównie z roli Wokulskiego w ekranizacji Lalki, Ostrzeńskiego z Nocy i dni czy wuja Stefana z serialu Klan, zmarł chorując na raka w wieku 77 lat. Ciężka choroba przerwała karierę artysty. A jak wyglądało jego życie?
Kariera Jerzego Kamasa
Jerzy Kamas przyszedł na świat 8 lipca 1938 roku w Łodzi. Początkowo nic nie wskazywało na to, że wybierze artystyczny zawód. Od dziecka fascynował się morzem i chciał poszerzać swoją wiedzę w tym kierunku. Rozpoczął naukę w technikum budowy statków, lecz porzucił te marzenia i po obejrzeniu spektaklu Grzesznik bez winy w reżyserii Aleksandra Ostrowskiego, przystąpił do egzaminu do łódzkiej filmówki. Decyzję podjął jednak zbyt pochopnie i nieprzygotowany oblał egzamin. Dopiero przy drugim podejściu do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera dostał się bez większych problemów.
Najpierw pracował w teatrze zajmując się suflerką i rekwizytami. Z czasem pozwolono mu stanąć na scenie. Zadebiutował 1 lutego 1957 roku. Wówczas na deskach Teatru Ziemi Łódzkiej zagrał w sztuce Kowal, pieniądze i gwiazdy. Następne role przyszły błyskawicznie. Po latach z rodzinnego miasta przeniósł się do Krakowa i w latach 1964–1967 był aktorem Teatru im. Słowackiego. Już od 1968 roku współpracował z Teatrem Narodowym w Warszawie, a trzy lata później przystąpił do zespołu Teatru Ateneum, którego był członkiem przez 44 lata – aż do swej śmierci.
Kamas nie krył, że to właśnie na scenie czuje się całkowicie spełniony, ale kiedy trafiła mu się szansa na występ przed kamerami, nie odmówił. Równocześnie więc z karierą teatralną, zdobywał doświadczenie w filmach oraz serialach. Najbardziej kojarzony był z rolą Wokulskiego w ekranizacji Lalki z 1977 roku. W roli Izabeli Łęckiej partnerowała mu aktorka Małgorzata Braunek (która w 2014 przegrała walkę z nowotworem). Publika pamięta go również jako Strzeńskiego z Nocy i dni czy wuja Stefana z serialu Klan.
Mimo sukcesów, nigdy nie należał jednak do pierwszej ligi aktorów. Czemu? Z biegiem lat przestał rozumieć przemysł rozrywkowy: „Jego przyjaciele wspominają, że nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości lat 90. kiedy w Polsce zaczął się rodzić show-biznes z prawdziwego zdarzenia”, podano w Super Expressie. Sam przyznawał, że „nie ma parcia na granie” i nie przyjmował wszystkich ról, które mu proponowano. Twierdził: „Lubię mieć przekonanie do postaci, którą gram, wierzyć w sens jej zaistnienia na scenie”.
Życie prywatne odtwórcy roli Wokulskiego
Jego pierwsze małżeństwo zakończyło się rozstaniem. Ewa Miękus-Kamas również pracowała jako aktorka i tak jak jej mąż była absolwentką łódzkiej filmówki. Przez lata była związana z teatrem we Wrocławiu. Ich uczucie nie przetrwało jednak próby czasu. Kamas ułożył sobie później życie u boku Beaty, z którą miał dwóch synów - Pawła i Karola.
Śmierć Jerzego Kamasa
Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej pisał o nim: „Był podporą scen telewizyjnych, zarówno poniedziałkowego Teatru TV, jak czwartkowych widowisk sensacyjnych firmowanych czołówką z Kobrą. Jednocześnie nie miał nic w sobie z gwiazdora, nie starał się nigdy wybić na pierwszych plan, przyćmić partnerów. Jego sztukę cechowało umiejętne wyważanie racji kreowanych bohaterów, troska o staranne podawanie słowa i chęć podejmowania intelektualnego dialogu z odbiorcą. Tacy aktorzy jak on potrafią skupić uwagę widzów, przekonać ich, że to, co mają do przekazania, jest naprawdę ważne”.
Jego karierę przerwała diagnoza raka jelita. Wówczas niemal całkowicie zniknął z pola widzenia i zrezygnował z pracy. Cierpiał, ale się nie poddawał. Niestety przegrał walkę 23 sierpnia 2015 roku w wieku 77 lat. Informację o jego śmierci podał na swojej stronie internetowej Teatr Ateneum, pisząc: „Z głębokim żalem i smutkiem żegnamy Jerzego Kamasa, wybitnego aktora, naszego przyjaciela i mistrza. (...) Pozostanie w naszej pamięci na zawsze”.
Jerzy Kamas