Uratowani chłopcy z jaskini wyszli ze szpitala! Co powiedzieli na konferencji prasowej?
Opowiedzieli o marzeniach i oddali hołd królowi
O akcji ratunkowej w Tajlandii pisały media na całym świecie. Na szczęście wszystkich chłopców udało się uratować i od kilku dni powoli dochodzili do siebie w jednym ze szpitali. Dziś opuścili szpital i wzięli udział w konferencji prasowej.
Akcja ratunkowa w Tajlandii: chłopcy wyszli ze szpitala
których w zeszłym tygodniu uratowano w skomplikowanej akcji ratowniczej z zalanej jaskini w Tajlandii. Dziś chłopcy zostali wypisani ze szpitala i wzięli udział w konferencji prasowej. Był to pierwszy publiczny występ chłopców od czasu wydostania się na powierzchnię. Przed kamerami zaprezentowali się w koszulkach swojej drużyny piłkarskiej Dzików, do których należą. Towarzyszył im trener oraz lekarze. Wszyscy chłopcy są już zdrowi i przeszli testy psychologiczne - przybrali na wadze i czują się w pełni sprawni.
Na konferencji opowiadali dziennikarzom m.in. o chwili, w której po ponad tygodniu od wejścia do jaskini zostali odnalezieni. W kontakcie z przybyłymi płetwonurkami pomagał jeden z chłopców, który znał angielski. „Siedzieliśmy na kamieniach, myśleliśmy, że jest wieczór. Usłyszeliśmy głosy ludzi i trener powiedział nam, byśmy się nie odzywali, by posłuchać tych głosów. Potem okazało się, że to nie było złudzenie, że to były prawdziwe głosy ludzi”, mówił jeden z uratowanych chłopców.
Konferencja prasowa chłopców z Tajlandii
Pierwszą informacją, jaką im przekazał był fakt, że wszyscy są bardzo głodni. Później głos zabrał trener, który opowiedział o tym, kiedy zdali sobie sprawę, że zostaną w jaskini na noc. „Przeszliśmy około 200 metrów od rozwidlenia, teren szedł trochę w górę. Był tam mały wodospad, powiedziałem im, że tutaj może być dobre miejsce, przynajmniej jest blisko wody - opowiadał. - Powiedziałem im, by się pomodlili. Wtedy się jeszcze nie baliśmy, zakładaliśmy, że poziom wody powinien wkrótce opaść, a jutro już będą nas szukali”, mówi.
Jak dodaje jeden z chłopców, dopiero po dwóch dniach zaczęli odczuwać, że coś jest nie tak - pojawił się głód, zmęczenie, a woda, spływająca z góry po kamieniach przestała wystarczać. Cierpliwie czekali na ewakuację. Chłopcy podkreślili jednak, że bardzo dotknęła ich informacja o śmierci nurka, który pomagał w akcji ratunkowej.
„Gdy nam to potwierdzono, poczuliśmy się strasznie smutni. Poczuliśmy się trochę winni, że być może przez nas on mógł zginąć”, powiedział trener informując jednocześnie, że wraz z chłopcami sprezentują rodzinie zmarłego jego portret z podpisami wszystkich uratowanych.
Tajscy piłkarze przyznali, że od tego wydarzenia ich marzenia w pełni się zmieniły. Część z nich chciałaby teraz spróbować swoich sił jako komandosi jednostki SEAL lub zostać wojskowymi. Co ciekawe, chłopcy przyznali, że o wyprawie nie poinformowali rodziców, a latarki, które ze sobą zabrali ukryli w plecakach.
Opowiedzieli także o tym, jak wyglądała lista ulubionych potraw, jaką złożyli po wyjściu z jaskini. Wśród dań był smażony ryż oraz... jedzenie z KFC. Jak mówią, część z tych rzeczy już udało im się zjeść. Na koniec chłopcy oddali hołd królowi Tajlandii mówiąc, że bez niego sukces tej akcji byłby niemożliwy. Przed kamerami sprawiali wrażenie szczęśliwych - w końcu po niemal dwóch tygodniach wreszcie wrócą do domów.