„Najbardziej kręciło ją pisanie i faceci”. Dziś Agnieszka Osiecka obchodziłaby urodziny
Bez niej nie powstałyby najsłynniejsze polskie przeboje
Agnieszka Osiecka we wspomnieniach polskich artystów - z okazji 84. rocznicy urodzin poetki. Musiała kochać, cierpieć i doświadczać najsilniejszych emocji. Goniła za wielką miłością, tęskniła. Wtedy pisanie szło tak lekko, jak oddychanie. Na kawiarnianych serwetkach Cafe Sax przy Francuskiej, gdzie siadała przy swoim stoliku, w okamgnieniu powstawały trafiające w sedno, chwytające za serce piosenki. „Widzisz, mała, jak to jest, tyle serca, taki gest…” Jej teksty zapisały się na stałe w polskiej kulturze, i znają je wszyscy, niezależnie od wieku. Aż trudno uwierzyć, że minęło już 23 lata od śmierci poetki, bez której nie powstałyby najsłynniejsze polskie przeboje. By uczcić pamięć Agnieszki Osieckiej przypominamy tekst, który ukazał się w "VIVIE!" w 2007 roku.
Rocznica śmierci Agnieszki Osieckiej
Jest autorką nieskończonej liczby pięknych fraz. Te szlagworty, zwroty, tytuły stały się cząstką językowego krwiobiegu. Każdy miał je za swoje: „Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach”, „Gonić króliczka”, „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”, „I znów księżniczka Anna spadła z konia”, „Nikomu nie żal pięknych kobiet”... Dla Daniela Passenta takim zwrotem szczególnym jest: „Tylko nie mów do mnie jak do żony”. Uważa go za uniwersalny, dotyczący obu płci, nie tylko kobiet. Markowi Grechucie tak spodobały się teksty piosenek „Rajski deser” i „Raj”, że skomponował do nich muzykę.
Jego żona Danuta pamięta, że na wyobraźnię podziałał mu refren: „Ole, ole, ola, oli, niech żyją młode żądze. Ole, ole, ola, oli, dopóki są pieniądze”. Krystyna Kofta przyswoiła sobie zwrot „Nie mam innego wyjścia”: „Agnieszkę Osiecką poznałam na premierze jej pierwszej sztuki »Niech no tylko zakwitną jabłonie«. Pamiętam, że była ubrana w ciemnoczerwoną suknię z jedwabiu, na ręku miała wielki zegarek. Mój szwagier Jonasz Kofta na jej widok wykrzyknął: »Świetnie wyglądasz!«, na co usłyszał: »Nie mam innego wyjścia«. Natychmiast to zawłaszczyłam i od lat mówię, gdy słyszę podobny komplement. Miłe, zwłaszcza po chorobie”.
Czy można lapidarniej i mocniej ująć dramat porzuconej dziewczyny niż to, co udało się Osieckiej w „Małgośce”: „Jej suknia utkana jest z moich łez”? Czy można lepiej pocieszyć istotę cierpiącą na chandrę, niż mówiąc: „Malwy po chatach kwitną i bledną, po sześciu latach nic już nie jest tragedią”? Andrzejowi Mleczce po wsze czasy Agnieszka Osiecka będzie się kojarzyła z twierdzeniem: „Każdy dobry uczynek musi zostać ukarany”. Jego zdaniem trafność tej życiowej obserwacji jest porażająca. Janusz Głowacki: „W jednym błysku potrafiła uchwycić istotę spraw damsko-męskich tak trafnie, jak Bergman w »Scenach z życia małżeńskiego«. Czy jest »w tych sprawach« ważniejsze pytanie niż »czy te oczy mogą kłamać?«”.
Niech żyje bal!
Agnieszka jak nikt potrafiła pocieszać, że „życie to bal jest nad bale” i wznosić toast „niech żyje”. Nie ma jej wśród nas. Ze swojego balu wybiegła, zostawiając skonsternowanych tancerzy na parkiecie. Czy poetce, która żyje pełnią kobiecości, wypada się starzeć? Cierpieć na nieuleczalną chorobę, zmagać się z bólem, umierać przedwcześnie? Ona sama musiała mieć co do tego wątpliwości. Może dlatego jej postawy wobec choroby w żaden sposób nie można nazwać waleczną. Może dlatego z biegiem lat wybierała towarzystwo coraz młodszych ludzi, żartując, że jej rówieśnicy albo mówią o chorobach, albo już zmarli.
Janusz Głowacki wspomina: „Nie wszyscy ludzie umieją być starzy. Agnieszka bała się starości. Udało jej się tego uniknąć. Dostała w prezencie bardzo ciekawe życie. Była bardem mojego pokolenia. »Piosenka o okularnikach« czy »Kochankowie z ulicy Kamiennej«, którą śpiewała Elżbieta Czyżewska, wyrażały myśli i odczucia generacji. Potem stała się po prostu świetną poetką, Oglądaliśmy świat poprzez jej wrażliwość”.
To właśnie o „Okularnikach” napisał wybitny krytyk literacki Artur Sandauer: „Nie wiem, czy to jest wielka poezja, ale wiem, że to jest arcydzieło”. „Cesarzową naszej piosenki” nazwał Osiecką Jerzy Markuszewski, a znali się od czasów STS-u. Oboje byli jego filarami, ona ponadto „dobrym duchem”.
Agnieszka Osiecka i Maryla Rodowicz na 50. urodzinach Daniela Olbrychskiego w 1996 roku.
Osiecka do reklamy!
„Coca-cola to jest to!” – reklamowe hasło, imponujące lapidarnością, jest również autorstwa Osieckiej. Dzisiaj poetka z pewnością zrobiłaby karierę w agencji reklamowej. Była nastolatką, gdy zainkasowała swoje pierwsze honorarium za nieskomplikowane rymy jednoaktówki powstałej na Dzień Czystości Małego Dziecka. Była tam mowa o pluszowym misiu, który strasznie nie lubił myć rąk, ale potem polubił („Nie poznaje mama misia, tak się czysto umył dzisiaj”). „Byłam szczęśliwa, ponieważ miałam 19 lat i zainkasowałam honorarium. Roznosiła mnie radość”, wspominała w „Szpetnych czterdziestoletnich” (przyp.red. swojej książce, której pierwsze wydanie ukazało się w 1985 roku).
Radość zmąciła refleksja ciotki – siostry mamy, Basi Sikorskiej – erudytki i poliglotki, że nad tą „nawet miłą” młodzieńczą poezją „nie unosiła się aureola filozoficzna”. Osiecka postarała się więc o dyplom wydziału filozoficznego UW „w dziedzinie dziennikarstwa”, a potem zdobyła jeszcze drugi fakultet w łódzkiej Filmówce, czym bardzo zaimponowała ojcu pianiście, koncertującemu w eleganckich lokalach.
Pierwsze studia Osiecka wspomina jako „ponure i nudno skowane lodami obowiązującego programu” (plus wszechobecne donosicielstwo). Za to „w szkole filmowej, rozpłomienionej Październikiem, panowała fantazja, swoboda i widzimisię, i to nie tylko wśród profesorów, ale również studentów”. Po studiach wybrała jednak pisanie zamiast reżyserii. Do legendy przeszło słynne westchnienie jej ukochanej gosposi Heleny: „Biedna ta moja pani, nic nie umie, tylko pisać”. Z grubsza rzecz biorąc co prawda, to prawda.
Napisała dużo dzieł prozatorskich i do rymu, sztuk teatralnych i widowisk telewizyjnych. W latach 1954–72 napisała sto kilkadziesiąt tekstów dla STS-u – Studenckiego Teatru Satyryków, wreszcie ponad dwa tysiące piosenek.
„A to Osiecka”
Nie wszystkie jej piosenki znamy. Jacek Mikuła – kompozytor przebojów: „Sing, sing”, „Bossa nova do poduszki” wciąż nie nagrał „Jokohamy”, którą dostał od Osieckiej w latach 90.: „Im więcej wkoło chama, tym bardziej Jokohama nęci mnie”. Katarzyna Gaertner – kompozytorka słynnej „Małgośki” – ma szufladę pełną jej dzieł. Z takich właśnie tekstów powstał musical „A to Osiecka”. Szedł w Teatrze Lubuskim przy pełnej sali dwa lata.
Gaertner i Osiecka poznały się w latach 60. „Wystartowałyśmy w konkursie radiowej Trójki i na sześć kategorii piosenkarskich wygrałyśmy pięć. Poznałam mamę i ojca Agnieszki, bywałam w ich domu. Tak się zaczęła przyjaźń i współpraca. Potem ja do niej jeździłam do Krzyży, ona do mnie do Somin. U mnie napisała »Wielką wodę«, oczywiście dla Maryli Rodowicz”.
To był twórczy tercet! Takich jak te trzy nie było w polskim show-biznesie nigdy przedtem ani potem. Kompozytorka, autorka tekstów, piosenkarka. Trzy blondynki, atrakcyjne i przebojowe. I każda zdolna jak diabli. Przez lata współpracy rozbiły bank z nagrodami, zgarnęły wielką pulę na festiwalach, nie było na nie mocnych. Ich sława przekraczała granice. Pieśniarka Olena Leonenko, jeszcze wtedy mieszkająca w ZSRR, widziała w nich niemal „mityczne postaci, jak te trzy wieloryby, co podtrzymują świat”.
Osieckiej pisanie i faceci
Oprócz mężczyzn, z którymi obchodziła się „po męsku”, wybierała i porzucała, kochała też Saską Kępę. W domu Marii i Wiktora Osieckich, przy Dąbrowieckiej 25, gdzie przed pięcioma laty wmurowano tablicę pamiątkową ku jej pamięci, napisała najwięcej piosenek. I zawsze tam wracała. Z Falenicy, z Żoliborza, z Manhattanu.
W tym domu stało słynne biurko ze szklanym blatem, a pod nim fotografie osób, „które coś znaczyły, i trochę takich, które tylko tyle znaczą, że byli z Osiecką”. „Frykowski, człowiek światowej sławy, gdyż banda Mansona zamordowała go w Kalifornii razem z żoną Polańskiego. Był nawet ślubnym mężem Osieckiej. Spoczywają tam Andrzej Jarecki, Andrzej Wajda, Daniel Passent i Marek Hłasko, inżynier Jesionka – kolejny mąż ślubny”, pisał Jerzy Urban.
„Nonszalancja, z jaką żyła, przerażała mnie, nie rozumiałam jej i ona to wiedziała”, przyznała Krystyna Janda. W „Rozmowach w tańcu” Osiecka wyznała: „Jak kocham, to do końca. Jak potępieniec kochałam przez 14 lat jednego Zbyszka. Byłam już dorosła, miałam za sobą dorobek, jakąś popularność, jakąś osobowość, która się ludziom podoba. Ja dla Zbyszka zrobiłabym wszystko. I wszystko bym zostawiła. Niestety, nie miałam szansy się poświęcić. Gdyby Zbyszek, z którym rozstałam się cztery lata temu, przyszedł dziś i poprosił, żeby go podwieźć do Uzbekistanu, natychmiast bym pojechała”. Gaertner ubolewa nad źle umiejscowionym uczuciem do wiele młodszego mężczyzny: „Ten romans skrócił jej życie o kilka lat”.
W portrecie poetki, który ukazał się w magazynie Gazety Wyborczej w niespełna miesiąc po jej śmierci, 24-letnia wtedy Agata Passent szczerze opowiedziała o trudnych relacjach matki i córki: „O jej nieskończonej miłości do mnie dowiadywałam się od znajomych. Myślę, że najbardziej kręciło ją pisanie i faceci”.
Inne mocne fragmenty dotyczyły picia, nadmiernego picia. „Byłyśmy umówione, spóźniała się, poszłam tam, gdzie piła i powiedziałam: »Pijana masz się do mnie nie odzywać«. Trzeźwa czy nie, dzwoniła, błagała. Ja też prosiłam i błagałam, żeby nie piła i mówiła prawdę”. Czytelnicy oburzyli się, odezwały się głosy krytyki, ale słowa raz wyrzucone na zewnątrz podziałały terapeutycznie. Nigdy potem tak bolesny ton się nie pojawił.
Apetyt na śmierć
Janusz Głowacki: „Była cały czas w podróży. Ludzie kupowali domy, mieszkania, bogacili się. Ona nad tym przechodziła obojętnie. Nie przywiązywała wagi. Tak samo dobrze czuła się w Ameryce, Berlinie, Warszawie”. Nie tylko domy i wnętrza jej nie kręciły. Nie przejmowała się swoim wyglądem, ciuchami, choć natura obdarzyła ją przepięknymi włosami. O malowaniu, strojeniu się nie było mowy. Nudziły ją żurnale, a na pokaz nie udało się jej zaciągnąć nawet „prześlicznej modelce” i „niemal pasierbicy przez dwa lata” – Marcie Przyborzance, córce Jeremiego Przybory.
Przyznawała się w „Szpetnych czterdziestoletnich”: „Ja, o zgrozo, nie rozumiem mody”. Ucieszyła się, gdy Jadwiga Grabowska – królowa Mody Polskiej – zdradziła jej sekret, że „w dziedzinie mody w ciągu ostatnich 60 lat pojawiła się tylko jedna naprawdę nowa rzecz: zamek błyskawiczny”. Odetchnęła z ulgą. Autorka pogodnego spektaklu „Apetyt na czereśnie” w ostatnich miesiącach życia ułożyła song „Apetyt na śmierć”.
Katarzyna Gaertner wspomina: „Na ostatnią wspólną gwiazdkę dostałam od niej piękny tekst »Wróć, piosenko, wróć, kobieto, wróć, panienko«. Musiała wiedzieć, że umiera, ale ja nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jest chora. Zrobiłyśmy nawet wspólne zdjęcie. Nie wyobrażam sobie lirycznej muzyki do takiego tekstu. Musi być ostra”.
Ostatnie słowo niech należy do Maryli Rodowicz: „Bardzo mi jej brakuje. Świat bez wrażliwości, bez poetów i poezji jest światem szarym i banalnym. Tekst w piosenkach stał się ostatnio drugorzędny, wręcz zbyteczny, jakby przeszkadzał. Dlatego na mojej następnej płycie będą same poetyckie teksty. Jaka szkoda, że nie Agnieszki”.
tekst: LILIANA ŚNIEG-CZAPLEWSKA
Agnieszka Osiecka w 1993 roku