Agnieszka Maciąg odbiła się od dna i zaczęła nowe życie: „Zrozumiałam, ze muszę naprawić siebie”
- JG
1 z 4
„Żyłam pełnią życia i jednocześnie myślałam sobie, że to, co robię, kompletnie nie ma sensu. Czułam się jak wystrzelona w kosmos, leciałam bezwładnie, nie wiedząc, gdzie jestem, bez żadnego oparcia. Próbowałam różnych rzeczy, ale zrozumiałam, że najpierw muszę naprawić siebie” - mówi Agnieszka Maciąg Annie Maruszeczko w wywiadzie dla marcowej Urody Życia.
Co ją zmieniło, dlaczego zaczynała od nowa i co ją doprowadzało do obłędu? Dowiecie się z naszej galerii.
Cały wywiad z Agnieszką Maciąg w Urodzie Życia nr 3/2016 - już w kioskach!
2 z 4
Czy są w twoim życiorysie jakieś zdarzenia, które wymazałabyś, gdybyś mogła?
Agnieszka Maciąg: Żyłam pełnią życia i jednocześnie myślałam sobie, że to, co robię, kompletnie nie ma sensu, jestem niespójna, skaczę z kwiatka na kwiatek, niczego nie doprowadzam do końca, jestem wiecznym debiutantem. Ale potem wszystkie puzzle wskoczyły na swoje miejsce. Przychodzi taki fantastyczny moment w życiu, że już rozumiesz, po co było to czy inne zdarzenie.
Na swoich warsztatach mówisz tak: „Nazywam się Agnieszka. Mam 46 lat, ale moje prawdziwe życie zaczęło się dziewięć lat temu”.
Agnieszka Maciąg: Dziewięć lat temu zaczęło się moje świadome życie – życie człowieka, który coś przeżył, wyciągnął wnioski i zaczął kreować swoją rzeczywistość. Na to,w jakim stanie byłam wcześniej, mam dwie metafory: czułam się jak wystrzelona w kosmos, leciałam bezwładnie w tej przestrzeni, w samej sukience, nie wiedząc, gdzie jestem, co się wydarzy, bez żadnego oparcia. Kiedy indziej wyobrażałam sobie, że jestem rozbitkiem na tratwie na szalejącym oceanie i w każdej chwili mogę spaść. Ten kryzys doprowadził mnie do kompletnego dna.
Czy w twoim życiu były wtedy realne burze?
Agnieszka Maciąg: Na pozór było dobrze: „O co chodzi? Odnoszę sukcesy zawodowe, jestem piękna, podziwiana, mam przy sobie kochającego mężczyznę, syna, mnóstwo znajomych i to wszystko się kręci”, ale wewnątrz byłam bardzo samotna.
Co sprawiło, że odbiłaś się od dna?
Agnieszka Maciąg: Odpuściłam wszystkie teorie, które zbudowałam na temat świata, ludzi, związków, przyjaźni, czyli wszystkie swoje przekonania, które doprowadziły mnie do tego punktu, w którym poczułam się nieszczęśliwa. Powiedziałam: „Dobra, Panie Boże, nic nie wiem. Prowadź mnie”.
Zaczynały ci się wyświetlać drogowskazy?
Agnieszka Maciąg: Tak. Przychodziły w postaci ludzi, zdarzeń, książek, filmów. Kluczowa jest świadomość tego, że otrzymaliśmy największy dar, jaki istnieje, czyli wolną wolę. Jeżeli nam się wydaje, że ktoś
z góry będzie kierował naszym życiem, to jest nieprawda. To jest nasze życie. To „Prowadź mnie” było moją decyzją, bez tego „poproszę” nic się nie wydarzy. Jeśli ja przestaję słuchać swojego wszystkowiedzącego Ego, to wtedy wszystko zaczyna mi się układać.
Polecamy także: Agnieszka Maciąg: „Rodzina to dar i cud, który mi się przydarzył.
3 z 4
Czujesz się częścią natury?
Agnieszka Maciąg: O tak! Przeżyłam stan, który sama dla siebie nazywam moim prywatnym „oświeceniem”.
To był jakiś konkretny moment czy po prostu dochodziłaś do tego? Pamiętasz?
Agnieszka Maciąg: Takich rzeczy się nie zapomina: mój tato zachorował na raka. Przechodziłam to
z nim, bardzo intensywnie. Jeżeli doświadczamy nieuleczalnej choroby rodzica, to wracamy do naszej przeszłości, w ogóle zastanawiamy się nad sensem życia, po co tu jesteśmy, także nad tym, co on mógł zrobić, czego nie zrobił… Kiedy tata już odszedł, wyjechałam na Korfu.
4 z 4
Jesteście z Robertem znaną parą. Również z tego, że jesteście spektakularnie szczęśliwi. Ale lubisz też podkreślać swoją niezależność: „To, że jestem szczęśliwa, to jest moje dzieło”.
Agnieszka Maciąg: Jesteśmy razem od 20 lat. 10 lat temu, w czasie mojego kryzysu, przeszliśmy coś w rodzaju „separacji”, chociaż nie lubię tego słowa. To był mój pomysł. Bardzo wcześnie zostałam mamą, kobietą odpowiedzialną za innych i pierwszy raz w życiu chciałam mieć swoją własną przestrzeń, żeby po prostu się do siebie dokopać. Docierało do mnie, że nie mogę oczekiwać, że drugi człowiek mnie uszczęśliwi, załata moje wewnętrzne dziury, a to jest problem większości kobiet.
Nie możemy się wieszać na męskim ramieniu?
Agnieszka Maciąg: Wtedy ten związek jest po prostu kulawy. My z Robertem przechodziliśmy różne fazy, był czas, kiedy staliśmy się jak bliźniacy syjamscy.Nie zapomnę, jak kiedyś jednakowo ustrojeni pojechaliśmy do Paryża. Lubię męski styl, więc włożyłam ciężkie martensy, oboje mieliśmy skórzane spodnie, takie same swetry, kurtki, plecaki i zegarki. Szliśmy za ręce. Nie mogłam zrozumieć: „Co oni tak na nas patrzą?!”. (śmiech)
„Separacja” to nie było posunięcie ryzykowne?
Agnieszka Maciąg: Bardzo ryzykowne. Nie wiedziałam, do czego nas to doprowadzi. Robert uważał, że zwariowałam. „Ale przecież ja cię kocham, jak ty możesz tak mówić?” A ja wiedziałam, że dopóki sama ze sobą nie zrobię porządku, to będę miała „dzień świstaka”, będę wchodziła w kolejne związki i ciągle powtarzała ten sam błąd. Szłam za tym, żeby siebie uratować,z bardzo dużą determinacją i samodyscypliną. Oboje byliśmy na tyle mądrzy, że nie weszliśmy w tym czasie w inny związek.
Kiedy poczułaś, że już możecie znowu być razem?
Agnieszka Maciąg: Gdy zaczęłam za nim tęsknić. Ale najpierw musiałam dojść do punktu,w którym naprawdę poczułam, jak może mi być dobrze samej ze sobą. To nie było łatwe. Pomimo „separacji” przez cały czas byliśmy w przyjaźni, a być może wtedy tak naprawdę zaczęliśmy tę przyjaźń budować, bo ja mu cały czasz ekscytacją opowiadałam, co przechodzę, co odkrywam, co jest moją prawdą.
Cały wywiad z Agnieszką Maciąg w Urodzie Życia 3/2016 już w kioskach.