Reklama

Książka „Steczkowscy. Miłość wbrew regule” jeszcze przed ukazaniem wywołała medialną burzę. Jak się okazuje, historia Danuty i Stanisława Steczkowskich jest idealnym pomysłem na film. Według informacji, do których dotarł Fakt, Agata Steczkowska dostaje wiele propozycji, jednak stawia twarde warunki. „Agata chce mieć wpływ na scenariusz i obsadę filmu oraz brać czynny udział w jego powstawaniu. Zamierza pilnować, by film był zgodny z jej postrzeganiem rodzinnej historii i nie przekłamywał faktów, nawet tych kontrowersyjnych, bo dotyczących kościoła’’, zdradza informator dziennika.

Reklama

Agata Steczkowska o książce „Steczkowscy. Miłość wbrew regule”

Co rozmowie ze współautorką Beatą Nowicką najstarsza z sióstr Steczkowskich mówiła w wywiadzie dla VIVY! o historii swojej niezwykłej muzycznej rodziny: związku rodziców i późniejszych losów ich dziewięciorga dzieci?

- Co jest w tej książce skandalicznego?

Agata Steczkowska: Nic. Mnie nie interesują takie rzeczy: ani parcie na szkło, ani to, co sobie ktoś pomyśli, ani w jaki sposób będzie o tym mówił. To jest sprawa osobista każdego człowieka. Jego reakcje też są osobiste. Mogę zrozumieć dlaczego to wzbudza emocje u niektórych ludzi.

- Bo ksiądz, który ma dziecko to jest tabu społeczne, o którym lepiej nie mówić.

Ludzie boją się rzeczy, których nie rozumieją, które przekraczają ich zdolność pojmowania. W związku z tym wolą unikać takich tematów, odpychają je od siebie.

- To co jest najistotniejsze w tej historii?

Że jest to opowieść oparta na dokumentach, które zbierałam przez 30 lat. Archiwum, które zgromadziłam jest ogromne: są to listy moich rodziców, listy znajomych rodziców, świadectwa wszelkiego rodzaju, nagrody, dyplomy, indeks taty z seminarium, listy od Królowej Belgii Fabioli i Brytyjskiej Królowej Matki, nagrania filmowe świadków tej historii, które robiłam przez dwadzieścia lat.

Materiały prasowe

- Jeden z najmocniejszych fragmentów książki opisuje moment, w którym Twój tato dowiaduje się, że zostanie ojcem. Zamyka się w pustelni w Dulki na tydzień, żeby rozmówić się ze swoim sumieniem i Panem Bogiem. Któregoś dnia na dole, na ławce, na kilka godzin siada Twoja mama.

Nie tyle czeka na niego, co jest z nim. Potem ona poszła, on dalej został. Moja mama jest bardzo skromną i skrytą osobą. Dała ojcu całkowitą wolność, całkowitą wolność wyboru. Dlatego była przekonana, że spędzi ze mną sama całe życie. Kochała tylko jednego mężczyznę w swoim życiu, mojego ojca, ale nawet nie marzyła o tym, że on porzuci kapłaństwo, żeby z nią żyć, mieszkać, wychowywać dzieci czy w ogóle płodzić kolejne potomstwo. Mama nigdy nie naciskała taty, nie płakała, nie prosiła, nie szantażowała emocjonalnie. Zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo ludzie go uwielbiali jako księdza ponieważ okazywali to na każdym kroku. Znała go od dziecka.

- Życie z Tobą w pojedynkę wydawało się dla niej oczywiste?

Tato nie został księdzem przypadkowo. Jego matka tego pragnęła, jego babka o tym marzyła i on sam tego chciał. Był przygotowywany do kapłaństwa od małego. Moja mama jest od niego młodsza o siedem lat, ale wiedziała, że ten chłopiec, Staszek Steczkowski będzie księdzem. Wszyscy o tym mówili, to nie było żadne zaskoczenie, więc skoro został księdzem to dlaczego miałby odejść z powodu dziecka. Nie on pierwszy, nie ostatni.

- Ale odszedł. Wtedy wielu się go wyrzekło. Została przy nich garstka przyjaciół na dobry początek nowego życia.

Ludzie są jacy są. Jeśli mają coś wartościowego i to im się odbiera, są wściekli. Chyba tak można zrozumieć myślenie takiej społeczności na wsi, bo mój tato nie był tuzinkowym księdzem, był charyzmatycznym księdzem, oni go uwielbiali. Kiedy odszedł z Kościoła, poczuli się oszukani, zdradzeni, porzuceni.

- Największe cięgi zebrała Twoja mama. Nie mogli jej wybaczyć, że uwiodła ich ukochanego księdza.

Moja mama nie uwiodła mojego taty. Tato kochał mamę. Jakby jej nie kochał, nic by z tego nie było. Oni ten związek zbudowali na miłości, zrozumieniu i przyjaźni. Jedno za drugim poszłoby w ogień, pomimo absolutnie różnych charakterów. My - ich dzieci byliśmy tylko dodatkiem do tej miłości.

Mateusz Stankiewicz/AF Photo

- Kiedy Twój ojciec odszedł z Kościoła nie był jedynym, odosobnionym przypadkiem.

W parafii kilka kilometrów od jego rodzinnej Duląbki inny ksiądz też odszedł i po dwóch miesiącach dostał tzw. dyspensę od celibatu, dzięki której mógł wziąć ślub kościelny i przyjmować sakramenty. Mojemu tacie Kościół w postaci jednego biskupa tego przywileju odmawiał. Rodzice czekali na swój ślub kościelny 32 lata.

- Zemsta?

Moim zdaniem chodziło o to, że tato nie schował się w mysią dziurę. Księża, który porzucają ten zawód, to powołanie często są niemrawi, nieporadni i nieprzygotowani do zwykłego życia. To nie jest tylko moja opinia. Jak może być inaczej, skoro do tej pory w jakiś sposób byli „chronieni” przed codziennością: ktoś im gotował, ktoś sprzątał, prał, ktoś zajmował się rachunkami, nie mieli kłopotów mieszkaniowych, nie zastanawiali się za co opłacić czynsz i rachunki. Nagle wychodzą za te „niewidzialnie mury” i nie mają nic. Mój tato został bez wykształcenia, tylko z maturą, dodatkowo urodziłam się ja.

- Dla UB był łakomym kąskiem, więc go kusili różnymi obietnicami.

Tato miał zasady i twardo się ich trzymał całe życie. W kościele trzeba być posłusznym. Mój tato był posłuszny, kiedy był księdzem, jak przestał nim być zaczął swoje życie. UB proponował mu korzyści finansowe za donoszenie na Kościół, a jemu nawet nie drgnęła powieka. Na spotkaniach po prostu milczał, wiem, bo sprawdziłam w IPN-ie. Sam sobie poradził. Tato i nasza rodzina zaczął być sławny. Był charyzmatyczny jako ksiądz i stał się sławny jako dyrygent wspaniałego chóru i niezwykłej, muzykującej rodziny. Tego dla Kościoła było już za wiele. Nie można było obok niego przejść obojętnie, uciszyć go, zrobić z niego potulnego misia. I choć przez całe życie cierpiał z tego powodu jak go Kościół traktował, nigdy nie powiedział na temat Kościoła ani jednego złego słowa. Nie tylko UB, ale nawet w zwykłych, codziennych rozmowach.

Reklama

- W bardzo mocnych - i trafnych - słowach podsumował to na końcu książki najbliższy przyjaciel Twoich rodziców.

Tak, to prawda, powiedział już po śmierci mojego taty: „Setki razy myślałem o tym, jakim Staszek byłby fantastycznym księdzem, który stworzył cudowną, kochającą się rodzinę. Jakim jasnym świeciłby przykładem dla swoich parafian. Ileż mógłby wtedy zrobić dobrego dla Kościoła. Rozumiem, że Kościół katolicki nie dał mu tej szansy. Ale nigdy nie zrozumiem, dlaczego przez trzydzieści dwa lat Kościół niszczył Staszka psychicznie za to, że zachował się jak przyzwoity człowiek? Gdzie jest w tym miłosierdzie, łaska, wybaczenie, szlachetność, miłość do bliźniego?”.

Reklama
Reklama
Reklama