Piotr Kraśko i Karolina Ferenstein-Kraśko. O miłości, rodzinie i dzieciach! TYLKO U NAS
Są prawie 10 lat po ślubie, mają trójkę dzieci i stworzyli fantastyczną rodzinę. Piotr Kraśko i Karolina Ferenstein—Kraśko żyją między Warszawą, gdzie oboje pracują, a Gałkowem, domem rodzinnym Karoliny z przepiękną stadniną koni. Łączą swoje pasje z pracą i wychowaniem Konstantego, Aleksandra i Laury. I wciąż są w sobie zakochani. O tym jak się poznali i jak ona uczyła go jeździć konno opowiedzieli Beacie Nowickiej w najnowszym numerze VIVY!.
Historia miłości Piotra Kraśki i Karoliny Ferenstein
VIVA!: Pamięta Pani to pierwsze wrażenie, pierwszą myśl, kiedy zobaczyła Pani Piotra?
Karolina: To są zupełnie nieuchwytne sprawy. Dlaczego właśnie on, właśnie ten? Kiedy tylko poznałam Piotra, od razu pomyślałam sobie, że on jest taki jakiś mój. I już. Na początku wiele lat po prostu przyjaźniliśmy się, ale to był taki mój Piotruś i tak zostało.
Piotr: Mam przed oczami taki obrazek, jak Malina stoi przy barze w białych bryczesach, wtedy akurat był dzień zawodów, w których ona startowała. W niebieskiej koszuli i białych bryczesach. Włosy miała ściągnięte w kucyk. Doskonale pamiętam ten moment. A wiele lat później pomyślałem – będziemy mieli trójkę dzieci.
Karolina: Myślałam, że to są żarty. Nie brałam tego na poważnie. Ale mój tata zawsze powtarza, że jak Piotr coś sobie zaplanuje, to tak ma.
Lekcje konnej jazdy
Zanim jednak Karolina i Piotr wzięliślub połączyła ich inna relacja. Karolina, mistrzyni jeździectwa i trenerka uczyła Piotra jazdy konnej. Nie bylo łatwo.
Karolina: Wtedy jeździectwo traktowałam tylko i wyłącznie na poważnie, byłam takim strasznie zafiksowanym sportowcem. Teraz moją misją, jest to żeby zarazić tym sportem, czy tym sposobem na życie jak największą ilość ludzi i myślę, że przez Gałkowo, przez naszą stadninę fantastycznie się to udaje. W każdym razie wtedy wydawało mi się, że nie jestem stworzona do trenowania amatorów i dlatego Piotr nie był w moim obszarze zainteresowań (śmiech).
Piotr: Co też było dla mnie urzekające. Na pewno była najbardziej wyjątkowym trenerem jakiego w życiu spotkałem. Taki Hubert Wagner jeździectwa: bezwzględny, wymagający, surowy. Dostawałem tam szału, bo uważałem, że daje mi zadania niewykonalne i że ona doskonale o tym wie.. Nie rozumiałem dlaczego upiera się przy tym, żeby to zrobić, skoro tego się przecież nie da zrobić! To, jak Malina potrafi angażować się w lekcje, ile emocji w to wkłada, jak bardzo jej zależy, ja nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem. Było w tym coś niezwykle urzekającego. Mówię o tym w sensie sportowym, jako zawodnik uzależniony od emocji trenera, któremu tak potwornie zależy na sukcesie swojego ucznia.
Więcej w najnowszym numerze VIVY!