Joanna Sarapata w jednej chwili straciła wszystko. "Tata umarł, mama umarła i małżeństwo umarło"
"Byłam w kompletnym amoku"
Mieszkała w Paryżu, Saint-Tropez, Barcelonie. Jej obrazy znajdują się w kolekcjach Eltona Johna i członków zespołu The Who. Dwa razy wychodziła za mąż i dwa razy się rozwodziła. Była okradziona i oszukana. Zostawała samotną matką bez dachu nad głową. Joanna Sarapata sto razy zaczynała od nowa. Ale tylko raz napisała książkę. Właśnie ukazała się jej autobiografia „Do stu razy sztuka”. Gotowy scenariusz na film.
Joanna Sarapata o życiowych rozterkach, zmianach i Paryżu — wywiad VIVY!
– Po raz kolejny pojechała Pani do Paryża. I po raz kolejny zupełnie nie wiedząc, co Panią czeka.
To miasto nie było już w moich oczach takie jak dziewięć lat wcześniej. Byłam starsza, miałam dziecko, obowiązki. I coraz częściej zaczęłam przyjeżdżać do Polski, bo chciałam być przy rodzicach. A potem mama dostała wyrok. Nowotwór. Wróciłam więc do Polski, ale ciągnęło mnie w świat. Poleciałam do Barcelony i tam to się dopiero zadziało! „Wszyscy nam zazdroszczą sukcesu, ale nikt nie chce iść naszą drogą”. Moja była kręta i wyboista. W Hiszpanii zostałam okradziona, oszukana, zostałam bez domu, bez pieniędzy, za to już z dwoma synami na utrzymaniu.
– Związek z Jarosławem Jakimowiczem też nie przetrwał próby czasu. A Pani mama miała nadzieję, że to właśnie z nim stworzy Pani szczęśliwy dom?
Mama nie wiedziała, kim jest Jarek, bo nie znała filmu „Młode wilki”. Nie chodziła ani do teatru, ani do kina, bo uważała, że jest tam duszno i za bardzo czuć perfumy Pani Walewska (śmiech). Ona po prostu chciała, żebym miała u boku kogoś, z kim będę się czuła bezpiecznie. Gdy przyjechałam do Polski z małym Chrisem, komentowała, że teraz już tylko ktoś z odzysku będzie ze mną chciał być. Rozwodnik albo wdowiec. Nie dość przecież, że miałam dziecko, to jeszcze byłam dobrze po trzydziestce. A Jarek? Nie był z odzysku i był prawie 10 lat młodszy. Mamie nie mieściło się to w głowie. A my się zakochaliśmy, urodził się Jovan. A potem wszystko się pokićkało. Tata umarł, mama umarła i małżeństwo umarło.
– Pani mąż nie sprawdził się w trudnych momentach?
Wręcz przeciwnie. Ale ja byłam w kompletnym amoku. Oboje rodzice zmarli, a ja w krótkim czasie przestałam być dzieckiem. A jednocześnie sama miałam dwoje małych dzieci. I skrajne doznania. Z jednej strony śmierć, z drugiej nowe życie. Poruszanie się w tym było bardzo trudne. Jarek tego nie zniósł. Powiedział naszemu terapeucie: „Wchodzę do łazienki, a tam ołtarz. Wchodzę do sypialni – ołtarz. Wchodzę do jadalni – ołtarz”. Nic dziwnego, że uciekał z domu. Nie mogłam się z rodzicami rozstać i stawiałam im ołtarze. U tego psychiatry pomyślałam: Co ja robię mojej rodzinie? Niestety skończyło się rozwodem.
[...]
– Pani książka ma tytuł „Do stu razy sztuka”. Ile razy zaczynała Pani wszystko od nowa?
Tak naprawdę to nie liczyłam. Przecież każda minuta, każde spotkanie jest nowym początkiem. Ale dzisiaj jestem w bardzo przyjemnym okresie życia. Budzę się rano i cieszę się, że słyszę śpiew ptaków. Wie pani, myślę, że kto zna Paryż, ten zna życie. Tam jest wszystko. Jest miłość, jest dramat, jest szczęście i łzy. Ja znam. I mam chęć życia, którą przelewam na płótna.
– Dlaczego akurat teraz napisała Pani autobiografię?
Dojrzałam do tego, żeby się rozliczyć z przeszłością. I żeby pokazać, że wszystko w życiu jest możliwe, że nie musimy się bać, bo nie ma sytuacji bez wyjścia. Jestem na to żywym dowodem.
Rozmawiała Katarzyna Piątkowska
Cały wywiad dostępny w nowym numerze magazynu VIVA! w punktach sprzedaży już od czwartku, 21 listopada.