Inspiruje do działania miliony Polaków. Nagrodę specjalną w plebiscycie VPP otrzymała Jolanta Kwaśniewska
Gala VIVA! PEOPLE AWARDS była pełna wzruszeń oraz ważnych, bardzo osobistych słów, które padły ze sceny podczas wręczania statuetek laureatom naszego plebiscytu. Wyjątkowym momentem tego wieczoru było pojawienie się na scenie Jolanty Kwaśniewskiej, która z rąk redaktor naczelnej magazynu VIVA! Katarzyny Przybyszewskiej-Ortonowskiej odebrała nagrodę specjalną VIVA! PEOPLE AWARDS. Dlaczego redakcja właśnie Panią Prezydentową postanowiła uhonorować tym wyróżnieniem?
- Redakcja
W wydanej w tym roku autobiograficznej książce, na którą czekaliśmy ponad dwadzieścia lat, Jolanta Kwaśniewska napisała: „Zawsze starałam się być osobą bardzo niezależną i nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś sprowadził mnie do parteru. Jestem wrażliwcem, jestem beksą, ale jednocześnie mam silną osobowość i idę jak taran. Gdy postanowiłam, że coś zrobię, robię to na sto procent. Nie ma możliwości, żebym odpuściła, mimo, że bardzo często płaciłam za to wysoką cenę. Odchorowywałam. Ale dałam komuś słowo, dałam samej sobie słowo, coś postanowiłam i muszę przynajmniej spróbować. Jak nie spróbuję, będę żałowała”.
Ukochana pierwsza dama Polaków
Prawnik, bizneswoman, w latach 1995-2005 pierwsza dama Rzeczpospolitej, ukochana pierwsza dama Polaków, wszystkich Polaków, ponad podziałami. Do dzisiaj wygrywa we wszystkich sondażach oceniających działalność żon prezydentów. Założycielka Fundacji Porozumienie bez Barier, dzięki której pomogła tysiącom małych pacjentów i tysiącom seniorów. Kiedy słyszymy nazwy programów, które zainicjowała, aż chce się żyć: „Tęczowe mosty”, „Motylkowe Szpitale”, „Otwórzmy Dzieciom Świat”, „Oswajanie Starości”, „Odnawiamy Nadzieję”.
Członkini wielu organizacji międzynarodowych, laureatka wielu nagród polskich i zagranicznych, do dziś najwspanialsza i najpiękniejsza wizytówka Polski w świecie. Mama, żona, przyjaciółka, kobieta o niezwykłej pamięci, szacunku dla każdego człowieka, wyjątkowej klasie, ikona stylu. Nie stanowiło dla niej problemu publiczne całowanie w rękę papieża, podejmowanie w Pałacu Prezydenckim gwiazd popkultury, pojawianie się na oddziałach onkologii dziecięcej.
Dla milionów Polaków i nie tylko Polaków inspiracja i motywacja. „Nigdy nie pytałam skąd kto przychodzi, tylko dokąd idzie”, mówi i zawsze dodaje, że „W życiu przede wszystkim trzeba być przyzwoitym człowiekiem”. Książkę „Pierwsza Dama” czyta się jednym tchem, bo nasza Pierwsza Dama nigdy nie dała się zaszufladkować, zawsze zaskakiwała, była zawsze autentyczna i nigdy nie bała się konfrontacji. Nigdy też nie myślała, by wrócić do Pałacu jako prezydent, choć w sondażach biła na głowę polityków różnych opcji.
W wywiadzie dla magazynu VIVA!, którego Jolanta Kwaśniewska udzieliła niedawno Katarzynie Piątkowskiej, zdradziła, jakie były kulisy powstawania jej autobiografii.
– Pani prezydentowo, długo kazała nam Pani czekać na książkę o sobie. Dlaczego teraz zdecydowała się Pani na publikację wspomnień?
Dlatego, że boję się, że odejdę i nikt inny tej historii nie opowie.
– A może pozazdrościła Pani mężowi, który w ubiegłym roku wydał swoją książkę i która została bardzo dobrze przyjęta?
Trochę mu pozazdrościłam (śmiech). Prawda jest taka, że od dawna byłam gotowa do pisania, ale tak się życie potoczyło, że nie miałam na to czasu. Najpierw przez pięć lat prowadziłam program „Lekcja stylu”, potem to, co w programie, przekładałam na książki. W związku z tym argument, że powinnam coś pisać, na mnie nie działał, bo ja ciągle to robiłam. W mojej Fundacji „Porozumienie Bez Barier” też wiecznie jakieś ważne rzeczy się dzieją. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że albo teraz, albo nigdy.
– Wydarzyło się coś, co Panią zmotywowało?
Spotkałam się z Anną Dziewit-Meller, która zasugerowała, że skoro świetnie sprzedała się książka mojego męża, to może i ja powinnam w końcu się pochylić nad swoją. Mój mąż napisał wspaniałą książkę, w której jest zawarta cała współczesna historia Polski i Europy. Dużo jest w niej polityki. Każdy młody człowiek powinien ją przeczytać.
– Pani prezydentowo, miałyśmy rozmawiać o Pani książce (śmiech).
Wiem, wiem. Zrozumiałam, że powinnam pokazać pierwiastek kobiecy w tym naszym wspólnym 10-leciu, które spędziliśmy jako para prezydencka. Doszłam jednak do wniosku, że muszę opowiedzieć wszystko od Adama i Ewy.
– Miała Pani zapewne dziesiątki propozycji z różnych wydawnictw.
Nie ukrywam, że zwróciły się już do mnie chyba wszystkie możliwe wydawnictwa. Ania Dziewit-Meller trafiła po prostu w dobry moment, bo gdy ona pojawiła się u mnie z propozycją, miałam już zaczętą książkę. Sama ją pisałam, ale niestety brzmiało jak „chwalba”, dlatego poprosiłam o kogoś do współpracy, kto na podstawie dokumentów, wywiadów, których przez lata udzieliłam, zada mi odpowiednie pytania. Uznałam, że to będzie bardziej wiarygodne.
– Nie boi się Pani, że ponownie pojawią się zarzuty pod Pani adresem, że afiszuje się ze swoim szczęściem i niesamowitym życiem?
To co? Mam sobie nogę odciąć (śmiech)? Z książki dowiecie się państwo, że nie zawsze było kolorowo…
– Lepiej niech Pani nie odcina. Pani ma bardzo zgrabne nogi.
I mąż je wychwala (śmiech). O wszystkich trudnych rzeczach, które się dzieją, o moich problemach z sercem nie będę mówiła. Powiem tylko, że nie jestem okazem zdrowia, więc nie ma tu czego zazdrościć. A jeśli chodzi o życie prywatne… to, jak każdemu z nas to życie prywatne wychodzi, zależy tylko od nas. Tutaj też nie ma czego zazdrościć, bo nad każdym związkiem trzeba ciężko pracować. Nastały takie czasy, że jak coś się między ludźmi psuje, to się od razu rezygnuje i szuka kogoś nowego, dlatego że założony model małżeństwa nie sprawdził się. Bo przecież miało być fajnie…
– A potem życie zweryfikowało oczekiwania.
Dobre życie, małżeństwo, rodzina to ciężka praca. To jak podlewanie roślinki. Będzie dobrze rosła, gdy będziemy coś dawać od siebie. To jest warunek konieczny do stworzenia dobrej relacji. Oraz to, że trzeba trafić na odpowiedniego partnera. Jeśli nadajemy na tych samych falach i mamy podobne poczucie humoru, łatwiej jest iść przez życie.
– Pani stworzyła fajną rodzinę. Wzorcem były Pani własne doświadczenia z dzieciństwa i młodości?
Z domu wyniosłam dużo miłości i ciepła. Miałam wspaniałych rodziców, szczególnie ciepłą osobą była moja mateńka. Altruistka, oddana nam bezgranicznie. Zrezygnowała z pracy, żeby wychować mnie i moje siostry. Już gdy byłyśmy starsze, na święta, imieniny przyjeżdżałam do Gdańska z prezentami dla mamy, a to jakiś sweter przywiozłam albo fajne buty, a ona mówiła: „Córeńko, ja nic nie potrzebuję”. Niestety mateńka zmarła, mając 62 lata. Całe życie była otwarta na ludzi. Pamiętam, że zawsze gotowała wielki gar zupy, aby wszyscy nasi kumple, których rodzice pracowali, zjedli na przykład kartoflankę i mogli lecieć na podwórko, bawić się. Wiedziałam dokładnie, jaką chcę mieć rodzinę. Gdy szukałam partnera na życie, pojawił się Olek. Skrząca inteligencja. Ogromne oczytanie. Świetne poczucie humoru, co było, jak już powiedziałam, bardzo ważne, bo w trudnych czasach, jeśli nie ma się poczucia humoru, nic nie pomoże. Gdy pojechał do rodziców do Białogradu i powiedział: „Żenię się z Jolą”, to jedyne pytanie, jakie zadała jego mama, brzmiało: „Czy ona nie jest »zanuda«”?
– Nie okazała się Pani „zanuda”.
Na szczęście nie. Mam poczucie humoru, które parę razy uratowało mnie w trudnych sytuacjach. Po prostu nauczyłam się, że lepiej ugryźć się w język, nawet jeśli bardzo chce się coś powiedzieć. Ile razy było tak, że chętnie bym szpilę wbiła, ale wiedziałam, że tylko zaognię sytuację.
Wywiad w całości można przeczytać w magazynie VIVA! Nr 20
Rozmawiała KATARZYNA PIĄTKOWSKA