Po raz pierwszy w historii WRC zawitało do Arabii Saudyjskiej – jak wspomina Pan ten rajd? Czy pustynne oesy i bliskowschodni klimat rzeczywiście były aż tak wymagające, jak zapowiadano?

W kalendarzu Rajdowych Mistrzostw Świata nie ma łatwych rund. Każda z nich ma swoją charakterystykę i w określony sposób sprawdza możliwości i ludzi, i sprzętu. Natomiast są w tym zestawie rajdy szczególnie wymagające i tak było w przypadku Arabii Saudyjskiej. Już sam fakt nowości stanowił niemałe wyzwanie – nikt nie wiedział, czego tak naprawdę się spodziewać. Wielu porównywało tę rundę WRC z Dakarem, zresztą aktualnie również rozgrywanym w Arabii Saudyjskiej, i mieli rację. Było sporo piasku, często bardzo kopnego, a o wydmy obijaliśmy się miejscami jak o śnieżne bandy. Nie brakowało również kamieni, czy raczej wielkich głazów. Każdy błąd mógł skończyć się jednym czy dwoma urwanymi kołami. No i temperatura – w okolicach 35 stopni Celsjusza, a w nagrzanym aucie nawet i 70! Dla mnie jednak im trudniej, tym… lepiej. Jechało nam się naprawdę dobrze, długo prowadziliśmy, więc nie taki diabeł straszny, jak go malują [śmiech].

Arabia2
Mat. prasowe

Do samego końca walczyliście z pilotem Maciejem Szczepaniakiem o podium, a dramatyczna awaria odebrała szansę na sukces. Jak wyglądały te ostatnie kilometry, gdy wszystko wisiało na włosku? Co się wtedy działo w Pana głowie?

Ten rajd przypomniał mi, jak bardzo techniczny jest nasz sport. Mimo że to ja trzymam kierownicę, a Maciek notatki, naprawdę sporo rzeczy nie zależy od nas. Ostatni etap rajdu rozpoczynaliśmy jako wiceliderzy, mając jeszcze szanse nawet na mistrzostwo świata. Po czym zaledwie 6 kilometrów po starcie pierwszego odcinka dnia spadł wąż doprowadzający ciecz chłodzącą. Puściła opaska warta pewnie 5 czy 10 euro… A co działo się w mojej głowie? Na pewno wiedziałem, że tracimy cenny czas. Bardzo dużo czasu. Lokalizacja usterki i jej naprawa pochłonęły kwadrans. To przekreśliło szanse na podium, ale w głowie miałem jedno – musimy dojechać do mety. Dla kibiców, dla zespołu, dla partnerów, ale też dla samych siebie.

WRC_SAU_25_K_KAJETANOWICZ_275
Mat. prasowe

Na trasie finałowego etapu za wszelką cenę, nawet kosztem poparzonych rąk, starał się pan naprawić samochód. Skąd bierze się ta determinacja, by jechać dalej, nawet kiedy ciało mówi „dość”?

Nie zwykłem się poddawać. „Never give up” – to motto, które od lat widnieje na każdej kolejnej parze moich rajdowych rękawic. Nim zawsze się kieruję, zresztą nie tylko w sporcie. Mówię sobie, że dopóki jest szansa, by samochód ruszył, trzeba próbować. Tak było w Arabii Saudyjskiej, gdzie „składając” układ chłodzący rajdówki faktycznie solidnie poparzyłem sobie ręce, choć gdy buzują emocje i adrenalina, to nic nie czuć. Z kolei w Kenii, na początku sezonu, wraz z Maćkiem przez pół godziny naprawialiśmy leżąc w błocie tylne zawieszenie auta, które bez naszej winy poddało się w najmniej oczekiwanym momencie. Wtedy też udało się dojechać do mety. Szczęście może nam nie sprzyjać, ale determinacji na pewno nam nie brakuje.

Rajdy to nie tylko walka z czasem, ale też z własnymi możliwościami. Czy po finale sezonu w Arabii Saudyjskiej był moment refleksji i pytanie „czy warto”? Jak wygląda u Pana regeneracja po tak intensywnych emocjach i obciążeniach?

Ten sport to na pewno sprawdzian dla sprzętu, ale i własnych możliwości. No i wielki test charakteru. Regeneruję się dość szybko. Tuż po rajdzie mogę być zmęczony i kolokwialnie mieć „wszystkiego dość”, ale po kilku dniach już mnie zaczyna „nosić” i zerkam w kalendarz, kiedy mamy w planie kolejny start. Nie oznacza to, że nie lubię się wyciszyć czy wrzucić „na luz”. Najlepiej odpoczywam w moim ukochanym Ustroniu u boku najbliższych. Cieszę się, że chociaż w okresie świąteczno-noworocznym spędzą z rodziną odrobinę więcej czasu niż w trakcie sezonu.

21
Mat. prasowe

Jest Pan ambasadorem ORLEN OIL i reprezentuje ORLEN Rally Team. Jak ta współpraca przekłada się na codzienne przygotowania i starty?

Na pewno daje spokój i ogromny komfort. Dzięki współpracy z takimi partnerami jak ORLEN OIL mogę w pełni skoncentrować się na codziennych treningach i przygotowaniach do kolejnych startów. Rajdy to sport zespołowy, a cykl WRC to najwyższy możliwy poziom w tej dyscyplinie, dlatego takie wsparcie jest nieocenione. Ponadto ważne są profesjonalne podejście, nowoczesne technologie oraz odpowiedzialne i sumienne wykonywanie swoich obowiązków. I ORLEN OIL, i ja kierujemy się tymi wartościami, dlatego nasza współpraca przebiega tak sprawnie i przynosi obopólne korzyści. No i wszyscy kochamy rajdy!

W rywalizacji z fabrycznymi zespołami mierzy się Pan z kierowcami, którzy mają do dyspozycji znacznie większe zaplecze. Czy zwycięstwa w takich starciach dają jeszcze większą satysfakcję?

Jako ORLEN Rally Team jesteśmy jak na polskie warunki dużym rajdowym zespołem. Jednak przykładając miarę mistrzostw świata, stajemy się niewielką, prywatną ekipą. Przepisy zostały tak skonstruowane, że walczymy też z rywalami, za którymi stoją producenci samochodów. Mają lepszy i szybszy dostęp do technologicznych nowinek oraz rzeczy, które mogą dawać realną przewagę w konkretnych warunkach, zastanych na odcinkach specjalnych. Ponadto zespoły fabryczne czy wspierane przez producentów przysyłają na rajd personel w liczbie kilkudziesięciu osób, a załogi mają nieporównywalnie więcej okazji do testów. To wszystko powinno stawiać nas na straconej pozycji, ale nie załamujemy rąk. Uczymy się, wykorzystujemy swoje doświadczenia, podglądamy i wyciągamy własne wnioski. No i każdy z nas wkłada w rajdy całe swoje serce. Pokazaliśmy niejednokrotnie, że mamy tempo tych największych i umiemy ich pokonać. Satysfakcja po takiej wygranej jest podwójna.

Rok 2025 był pełen wzlotów i wyzwań – od zwycięstwa w Grecji po pechowy finał w Dżuddzie. Jak Pan sam podsumowałby ten rok za kierownicą, z perspektywy sportowej i osobistej?

Sezon na pewno zleciał, a raczej przejechał, bardzo szybko. Dopiero co prezentowaliśmy nasze plany, a teraz podsumowujemy to, co za nami. Niewątpliwie był to rok naznaczony nowościami. Po latach startów Škodą, którą zdobyłem mistrzostwo świata WRC2 Challenger 2023 i sześć razy z rzędu wjechałem na podium, postanowiłem zmienić samochód. Decyzja ta nie była łatwa, ale zawsze lubiłem wyzwania. Czułem też, że Toyota ma spory potencjał i nie myliłem się, choć trzeba było trochę czasu, aby go chociaż częściowo wykorzystać. Do zestawu nowinek doszedł także tuner, czyli firma przygotowująca samochód i dbająca o logistykę naszego programu w WRC.

Wspominając sportowe emocje, było bardzo cenne dla mnie zwycięstwo w Rajdzie Akropolu, rozgrywanym w ekstremalnych upałach. Drugie miejsce na Sardynii po walce dosłownie do ostatniego metra też z pewnością będę długo wspominał. Generalnie na pewno było sporo bardzo dobrego tempa, ale i pecha. Usterki w Kenii czy w Arabii Saudyjskiej kosztowały nas masę punktów. Mnie również gdzieś tam błąd się przytrafił. A stawka w WRC2 Challenger jest naprawdę potężna i jeden czy dwa gorsze wyniki na przestrzeni roku sprawiają, że po raz pierwszy od dawna jesteśmy poza trójką. Czy czuję zatem sportową złość? Do pewnego stopnia na pewno. Natomiast nie można na cały sezon patrzeć tylko przez pryzmat suchego wyniku. Jeśli dałeś z siebie wszystko, wiesz, że sumiennie się przygotowywałeś i niczego nie zaniedbałeś, powinieneś móc spojrzeć na swoje działania z podniesioną głową. Brak zwycięstwa to nie porażka. Porażką byłoby niepodjęcie walki, nie tylko z rywalami, ale i napotkanymi trudnościami. To jak sobie z nimi radzisz, mówi o twojej sile i pokazuje determinację. A to czasem ważniejsze niż końcowy rezultat.

Każda sportowa podróż zaczyna i kończy się w domu, a zwłaszcza w przypadku tak ekstremalnej dyscypliny, jaką są rajdy, rodzina ma ogromne znaczenie. Moja wspaniała żona Aneta jest dla mnie największym oparciem, a dzieciaki: Oriana i Gracjan całym światem

WRC_SAU_25__1624
Mat. prasowe

Mówi się, że rajdy to styl życia, a nie zawód. Co się dzieje z Kajetanem Kajetanowiczem, gdy zdejmuje kombinezon i wyłącza silnik? Jak ładuje Pan baterie poza sezonem?

Miniony sezon skończył się wyjątkowo późno. Z Arabii Saudyjskiej wróciliśmy dopiero na początku grudnia. Potem mieliśmy sporo spotkań i zobowiązań, kilka wyjazdów w różne rejony Polski, więc na razie tego silnika nie wyłączyłem, choć kombinezon już zdjęty [śmiech]. Na długie urlopy nie jeżdżę, a najlepiej wypoczywam w domu z najbliższymi. Ważne jednak, by po naprawdę wymagających fizycznie i psychicznie miesiącach znaleźć czas dla siebie. Musi odpocząć nie tylko ciało, ale i głowa. Ja najlepiej regeneruję się w gronie rodziny. Zdaję sobie sprawę, ile dni w trakcie sezonu jestem poza domem i choć tego teraz nie nadrobię, chciałbym czerpać z tej chwili oddechu tyle, ile tylko się da! Chcę wiedzieć co u córki w szkole, jak syn radzi sobie w przedszkolu... Takich z pozoru błahych i zwykłych chwil bardzo mi brakuje. Chyba z każdym kolejnym sezonem coraz bardziej… A po Nowym Roku zacznę odliczać dni do najbliższego startu!

Materiał promocyjny marki ORLEN OIL