Fenomen Draculi i nowy "Nosferatu" – Jak wampir z Transylwanii wciąż rządzi kulturą?
Nowa wersja "Nosferatu" nie pozwala o sobie zapomnieć

Wampir. Słowiański wąpierz. Istota o nadprzyrodzonych zdolnościach, nieśmiertelna, okrutna, żywiąca się krwią. Jak napisał Aleksander Dumas: „Dokądkolwiek pójdziemy, będzie szedł za nami”. Z ludowych podań i historycznych przekazów wampir trafił na łamy powieści, by szybko zadomowić się w kinie, zawładnąć masową wyobraźnią i budzić skrajne emocje. Niektórych do dzisiaj fascynuje, innych brzydzi. Jedni go uwielbiają, dyskutują o nim, oglądają filmy, czytają książki, inni boją się i unikają jak ognia. I mimo tego, że nie istnieje, już dawno wszedł do mainstreamu i zamierza tam pozostać. Przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał od nowa opowiedzieć jego mroczną historię.
[Ostatnia publikacja na Viva Historie i VUŻ 23.02.2025 r.]
Kim jest Dracula? Geneza legendarnego wampira
Najsłynniejszy wampir świata narodził się w głowie Brama Stokera. W 1897 irlandzki pisarz wydał powieść „Dracula” i tym samym przyczynił się do rozpowszechnienia wizerunku pijącego krew okrutnego hrabiego. Wzorowany na postaci żyjącego w XV wieku Włada Palownika Dracula nie był jednak pierwszym wampirem w literaturze. Pisemne wzmianki o demonicznych istotach pijących krew pochodzą już z XI wieku, ale w ludowych przekazach te nieśmiertelne istoty siejące grozę pojawiały się już nawet w IV wieku. Rozkwit powieści z wampirami w rolach głównych przypadł na XIX stulecie.
Na stronie whosome.pl czytam: „Wampiry świetnie wpisywały się w czas swojego rozkwitu, czyli XIX wiek. Spełniały wszystkie romantyczne standardy, żyjąc w zmurszałych zamczyskach i prezentując średniowieczną mądrość oraz dworską etykietę. Mimo to były potworne. Nie tylko przez sam fakt mordowania ludzi, ale także swoją seksualną rozwiązłość, która towarzyszy im w literaturze niemal od zawsze”.
Już w 1819 roku brytyjski lekarz i pisarz John Polidori zakochany w lordzie Byronie i zafascynowany jego niedokończonym opowiadaniem napisał „The Vampyre. A Tale”. Stworzył postać lorda Ruthvena, przystojnego wampira, kuszącego kobiety osobistym urokiem, dla którego liczyły się tylko własna przyjemność i przetrwanie. A że najbardziej lubił krew młodych dziewcząt… zabił nawet swoją nowo poślubioną żonę, wysysając z niej krew podczas nocy poślubnej. Kolejna była wampirzyca zakochana w kobiecie. W 1872 roku powieść pod tytułem „Carmilla” irlandzkiego pisarza Josepha Sheridana Le Fanu publikowana była w odcinkach w literackim magazynie „The Dark Blue”. Choć więc w literaturze Dracula na pewno nie był pierwszy, to stał się nieśmiertelny. W popkulturze jego mit opowiadany wciąż na nowo jest z pewnością najważniejszy, choć i inne potwory cieszą się sporą popularnością.

Friedrich Murnau i jego "Dracula" – narodziny Nosferatu
„Jego twarz była bardzo blada, a jego usta, choć były cienkie, wydawały się zakrzywione w okrutnym uśmiechu. Miał długi, cienki nos, jak u orła, i bardzo ciemne wąsy, które wygięły się na końcach”, opisywał Draculę Bram Stoker. Jednak ten opis nie odpowiada postaci z pierwszej ekranizacji z 1922 roku. Prawdopodobnie reżyser Friedrich Murnau ze względu na kłopoty z prawami autorskimi zmienił imię głównego bohatera na Nosferatu oraz jego wygląd.
Mimo to jego film „Nosferatu – symfonia grozy” wywołał duże poruszenie. Wdowa po Stokerze złożyła pozew, w którym zażądała zaprzestania wyświetlania filmu. Sąd przychylił się do jej żądania i zdecydował, że wszystkie kopie muszą zostać zniszczone. Na szczęście kilka udało się zachować i do dzisiaj możemy oglądać Draculę – Nosferatu jako upiorną zgarbioną postać ze szponami, łysą głową, spiczastymi odstającymi uszami, dwoma wystającymi zębami, wychodzącą z trumny i spalającą się w promieniach słonecznych.
Podobnie widział go 57 lat później Werner Herzog, który w „Nosferatu wampir” w roli demonicznego hrabiego obsadził Klausa Kinskiego. Robert Eggers, reżyser najnowszej wersji opowieści o słynnym wampirze – „Nosferatu”, aż do amerykańskiej premiery 25 grudnia 2024 roku (w Polsce 21 lutego 2025 roku) ukrywał wizerunek potwora. Wiadomo było jedynie, że Nosferatu miał szpony i wampirze zęby, a odtwarzający go Bill Skarsgård codziennie spędzał kilka godzin na charakteryzacji. Bardziej ludzki, przynajmniej z wyglądu, był Dracula w wykonaniu Béli Lugosiego z 1931 roku – elegancki, w smokingu, z czarną peleryną z czerwonym podbiciem (w takiej pochowano go w 1954 roku na życzenie syna i żony).
W „Draculi” w reżyserii Francisa Forda Coppoli hrabiego zagrał Gary Oldman, który mówił, że warto było przyjąć tę rolę tylko po to, żeby móc wypowiedzieć słynną kwestię: „Przemierzyłem oceany czasu, by cię odnaleźć”.
W ciągu 103 lat pojawiło się wiele filmów poświęconych transylwańskiemu władcy, który sieje grozę w zachodniej Europie, w zależności od wersji, najczęściej w Anglii lub Niemczech. A co z Transylwanią?
Czytaj także: Ta kultowa animacja Disneya zachwyca do dziś, a mało kto wie, że Polak dostał za nią Oscara

Zamek Bran, Wład Tepes i powstanie postaci Draculi
Turyści sądzą, że rumuński zamek Bran zbudowany na 60-metrowej skale był siedzibą Włada III Tepesa zwanego Draculą, którego losy posłużyły Stokerowi do stworzenia swojego wampira. Jednak w zachowanych dokumentach nie ma żadnej informacji na ten temat. Badacze podejrzewają, że na tym zamku mógł być jedynie więziony. Wiadomo bowiem, że trafił do niewoli tureckiej oraz że Turcy okupowali zamek. Właściwą siedzibą Włada Tepesa był zamek Poenari, z którego do dzisiaj zachowały się jedynie ruiny. Tak czy inaczej to Bran jest najczęściej odwiedzanym obiektem historycznym w Transylwanii, choć próżno tam doszukiwać się powiązań z Draculą.
Co najwyżej można kupić pamiątki z jego wizerunkiem, w sali kinowej zobaczyć film albo zwiedzić komnatę, w której znajdują się narzędzia tortur. A co oznacza przydomek Tepes i dlaczego Dracula nazywa się Dracula? Znawczyni historii Rumunii Halina Mirska-Lasota w Polskim Radiu tłumaczyła pochodzenie imienia, które Stoker nadał bohaterowi swojej powieści: „Wład Tepes był synem Włada Diabła (rum. Dracul), stąd przydomek Dracula (rum. Syn Diabła). Różne są wersje pochodzenia przydomku. Według jednej z nich ojciec Draculi miał być równie zły jak diabeł. Wedle innej Dracul to zniekształcone Dracu, czyli smok. Za tą wersją przemawia członkostwo Włada Diabła w Zakonie Smoka, który został powołany do obrony chrześcijaństwa przed Turkami”. Jest też inny przydomek, Tepes, oznaczający Palownik. Zawdzięcza go zwyczajowi okrutnego rozprawiania się z wrogami.

Istnieje XV-wieczny niemiecki drzeworyt przedstawiający Włada siedzącego przy zastawionym stole. Przed nim leżą pozbawione głów ciała, a za nimi widnieje las pali z wbitymi na nich ciałami ludzi. Podobno pewnego razu Wład Palownik zaprosił żebraków na ucztę. Gdy zasiedli przy suto zastawionych stołach, zamknął wrota do zamku i podpalił go. Był to sygnał dla wszystkich mieszkańców jego włości, że żebracy nie będą tolerowani.
Maciej Müller w „Tygodniku Powszechnym” tłumaczył: „Kiedy do Rumunii dotarły twory popkulturowe na podstawie książki Brama Stokera, Rumuni byli zażenowani tym, co zrobiono z ich średniowiecznego władcy, rycerza walczącego z Turkami o wolność. To tak, jakby ktoś napisał powieść, w której Tadeusz Kościuszko wstaje z grobu i poluje na ludzi w XIX-wiecznej Warszawie”.
Powieściowy Dracula powstał z połączenia różnych legend i postaci, a o jego okrucieństwie krążyły legendy. Wojciech Duch na historia.org.pl pisał: „Połączył historyczne relacje o okrucieństwie Włada z folklorem wschodnioeuropejskich wampirów, istot żywiących się krwią żywych. To połączenie faktu i folkloru zaowocowało powieścią, która nie tylko odzwierciedla lęki i niepokoje czasów Stokera, ale również przetrwała próbę czasu jako kluczowe dzieło literatury grozy”.
Zobacz też: Wielki sukces Jacka Komana. Wybitny aktor zagrał w nominowanym do ośmiu Oscarów filmie „Konklawe”

Credit: Aidan Monaghan / © 2024 FOCUS FEATURES LLC
Wampiry w popkulturze: Od „Zmierzchu” po nowy „Nosferatu” – powrót strachu, krwi i mroku
Wampiry rozpanoszyły się w popkulturze na dobre. Na ekranach, na teatralnych scenach (aktualnie w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie można oglądać balet do muzyki Wojciecha Kilara, z choreografią Krzysztofa Pastora), w książkach. Pisarze podchodzą do tematu i poważnie, i z dużym poczuciem humoru. Miłośnicy książek Terry’ego Pratchetta w powieści „Carpe jugulum” z serii „Świat Dysku” mogą więc trafić na wampira i dowiedzieć się: „Istnieją dziesiątki sposobów pozbycia się wampira, nie licząc nawet kołka wbitego w serce, który działa też na zwyczajnych ludzi, więc jeśli pozostaną jakieś kołki w zapasie, to się nie zmarnują”.
Andrzej Sapkowski w „Wieży jaskółki” pisał: „Najwięcej pożytecznych rzeczy pobrał z kazionnych zapasów wampir Regis, który po ciemku widzi lepiej niż za dnia. Regis dodatkowo obniżył obronność lyrijskiej armii o grubego myszatego muła, którego wywiódł z zagrody tak sprytnie, że ni jeden zwierzak nie zaparskał ani nie tupnął. Opowieści o zwierzętach wyczuwających wampiry i reagujących na ich woń panicznym strachem należy zatem włożyć między bajki – chyba że chodzi o niektóre ze zwierząt i niektóre z wampirów. Muł nosi imię Draakul. Został tak nazwany przez Regisa zaraz po kradzieży i tak już zostało. Regisa najwyraźniej bawi to imię, niezawodnie mające jakieś dowcipne znaczenie w kulturze i mowie wampirów, ale nam wyjaśnić tego nie zechciał, twierdząc, że to nieprzetłumaczalna gra słów”.
Dzieci bawią się lalkami Monster High, klockami z ludzikiem przedstawiającym Draculę, oglądają seriale o wampirach i kochają animację „Hotel Transylwania”. W 1995 roku Mel Brooks, twórca słynnych absurdalnych komedii, zabawił się konwencją i zrealizował „Draculę – wampiry bez zębów” z Leslie Nielsenem w roli głównej, a początek lat dwutysięcznych przyniósł kolejne realizacje, w których wampiry przestały być tak straszne.
Te z początku XXI wieku w miarę możliwości żywią się jedynie krwią zwierząt i świecą w blasku słońca niczym kule dyskotekowe (saga „Zmierzch”), spożywają japoński syntetyk True Blood (serial „Czysta krew”) i zamieszkują w małych amerykańskich miasteczkach („Pamiętniki wampirów”). Nic więc dziwnego, że fani filmów o wampirach zacierają z radości ręce, ponieważ wraz z nowym filmem „Nosferatu” powrócą strach, krew i mrok.

Dzieło Roberta Eggersa nazwane zostało przez jednego z amerykańskich krytyków „bezbożnym arcydziełem, które można stawiać obok klasyków gatunku”. Choć w USA film miał premierę w Boże Narodzenie, w ciągu pierwszych pięciu dni zarobił ponad 40 milionów dolarów. Jego akcja toczy się w niemieckim mieście Wisburg. Piękna Ellen, w tej roli Lily-Rose Depp, błaga nadprzyrodzoną istotę, aby do niej przybyła, i tym samym ściąga do miasteczka zło pod postacią hrabiego Orloka.
Michał Jarecki na spidersweb.pl pisał: „Filmowiec ponownie stworzył obraz technicznie doskonały, skrupulatnie dopracowany, wręcz onieśmielający stopniem dbałości o drobiazgi. Piękne, wręcz urzekające – choć niepokojące zarazem – są tu jednak wyłącznie kadry. W samej historii miłośnicy współczesnych, romantyzowanych opowieści o wampirach nie znajdą nic, do czego przyzwyczaiła ich współczesna popkultura. Ten stylowy, ponury gotycki horror pławi się w szpetocie, w precyzyjnie utkanej atmosferze zła ostatecznego. Tak intensywnego, że wgniata w oparcie fotela już w pierwszych sekundach i nie daje zbyt wiele przestrzeni na złapanie oddechu. (…) Klątwy, przepowiednie, modły, które przynoszą jakiś skutek; pradawne zło, które nie tylko spija ludzką krew, unosi się w powietrzu i zmienia swoje kształty, lecz także modyfikuje strukturę rzeczywistości. Ponura nadzwyczajność zanurzona w historii i folklorze zarazem”.

Credit: Aidan Monaghan / © 2024 FOCUS FEATURES LLC
Wampiry jako lęk i kontrola: Jak „Nosferatu” Roberta Eggersa wywołuje emocje i strach w kinie grozy
„Wampira z kultury wypędzić się nie da. Zresztą byłoby to bezcelowe – bez jego pomocy nie moglibyśmy opowiedzieć o wielu swoich lękach, tęsknotach i fobiach”, pisze Marek Mikos na łamach „Gazety Wyborczej”. Doktor Małgorzata Bulaszewska, kulturoznawczyni z Uniwersytetu SWPS, uważa, że rozwój nauki i cywilizacji sukcesywnie pozbawiał człowieka strachu, powoli tępiąc zmysł, który pozwolił przetrwać ludzkiemu gatunkowi: „W zamian podsuwał nam inne powody do bania się. Nagłe zainteresowanie filmami grozy, serialami kryminalnymi czy dokumentami opartymi na krwawych zbrodniach wzrasta, gdy społeczeństwo znajduje się w sytuacji kryzysowej”. A w sytuacjach kryzysowych jesteśmy permanentnie.
Jak widać, lepiej więc wybrać się do kina lub sięgnąć po lekturę, bo one wywołują strach, nad którym możemy mieć kontrolę. I świadomość, że choć opowieści o wampirach mają swoje źródło w podaniach ludowych sprzed setek lat, są po prostu nieprawdziwe. Bulaszewska uważa, że strach doświadczany poprzez sztukę, w tym filmową, jest przez ludzki mózg rozpoznawany jako nierealny, nieprawdziwy i staje się emocją kontrolowaną, a panowanie nad emocjami daje człowiekowi poczucie satysfakcji.
Miejmy więc nadzieję, że wszyscy, którzy pójdą do kina na „Nosferatu” w reżyserii Roberta Eggersa, wyjdą z niego usatysfakcjonowani tak jak Michał Jarecki, który pisał jeszcze: „To nienaturalnie wysoka, chuda, naruszona zepsuciem kreatura; istota wywołująca lęk w pewnym sensie niemal atawistyczny. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak jej głos: nie wiem, jak filmowcy i Skarsgård osiągnęli ten efekt, ale przeciągający sylaby hrabia brzmi, jakby w istocie przemawiał zza światów. Jego dudniący, głęboki głos dobiega jednocześnie zewsząd i znikąd, jest gniewny, niecierpliwy, przygnębiony, nieznoszący sprzeciwu, ludzki i nieludzki na zmianę. Cała ta inkarnacja jest jedną z najbardziej odpychających i obscenicznych maszkar, jakie widziałem w kinie grozy w ostatnich latach. Patrząc na nią i słuchając jej, niemal czuje się słodkawy zapach ziemi i zgnilizny. Wspaniałe”.
Czytaj także: Architekt widmo? Widzowie „The Brutalist” odkrywają zaskakującą prawdę

Credit: Aidan Monaghan / © 2024 FOCUS FEATURES LLC