Dzięki mamie wydostała się z piekła. Róża Kozakowska stara się utrzymywać z nią dobre relacje
"Rodziców jednak się nie wybiera"
Róża Kozakowska, znana polska paraolimpijka, była ofiarą przemocy domowej. Tak koszmarne dzieciństwo zostało zgotowane przez jej ojczyma. Mężczyzna brutalnie znęcał się nad córką swojej partnerki, a ona sama modliła się o śmierć... O wiele lepszą (lecz wciąż nieidealną) relację miała ze swoją matką, z którą do dziś utrzymuje kontakt.
Róża Kozakowska wydostała się z piekła
Mrożącą krew w żyłach historię utalentowanej lekkoatletki poznała swego czasu cała Polska. Róża Kozakowska opowiedziała, z jak bestialskim okrucieństwem traktował ją partner matki, gdy miała zaledwie kilka lat...
„Przeżyłam prawdziwe piekło. Jako małe dziecko nie mogłam nigdzie usiąść w domu, bo ojczym, który nie jest moim biologicznym tatą, zawsze groził, że mnie zabije. Nieraz, jako mała dziewczynka, uciekałam z domu na potwornym mrozie w samych rajstopach. Dlatego teraz jestem taka wysportowana, bo musiałam przed nim uciekać i przeskakiwać przez wszystko, co napotkałam na drodze i to w niezłym tempie, żeby mnie nie dopadł. Czasami jednak nie zdążyłam przeskoczyć przez bramę i potem leżałam w kałuży krwi. Straszliwie się nade mną znęcał. Potrafił łapać mnie za włosy i bić moją głową z całych sił o ścianę. Tłukł mnie do nieprzytomności. Przy tym wszystkim wydzierał się, że mnie zabije, że nie mam prawa żyć. Takich sytuacji w domu przez całe moje życie były tysiące” — wyznała w rozmowie dla Onet Sport.
- ZOBACZ: Ojczym zgotował jej piekło. Róża Kozakowska: „Upadłam na kolana i prosiłam Boga, by mnie zabrał”
Nie tylko ona padła ofiarą przemocy — Beata, jej matka również była bita i zastraszana, nie potrafiła bronić swojej córki. Jednak to dzięki rodzicielce wyprowadziła się z domu do kontenera mieszkalnego, gdzie żyła bez ogrzewania i bieżącej wody. „Odkładałam zarobione pieniądze. Udało się zebrać pięć tysięcy złotych. Resztę dołożyła mama, która ściągnęła kontener” — mówiła w 2020 roku.
Róża Kozakowska znalazła nową rodzinę. Z mamą utrzymuje kontakt
Los złotej medalistki z Tokio odmienił się dzięki wolontariuszom Szlachetnej Paczki oraz pani Kasi Lach-Pieszczek. To ona zapoznała ją z adopcyjną mamą, Anią Chodowiec. „Jej rodzina jest teraz dla mnie drugą rodziną. Prowadziła ona prywatny gabinet biorezonansu i trafiłam do niej z moim porażeniem. [...] Kiedy otworzyła drzwi do gabinetu to miałam wrażenie, jakbym zobaczyła anioła. Była uśmiechnięta, a potem przekonałam się, że jest czuła i wrażliwa” — opowiadała Róża, która w przybranej rodzinie odnalazła wszystko to, czego nie otrzymała od najbliższych w dzieciństwie.
„Poznałam, co to: czułość, troskliwość, prawdziwy wspólny posiłek. Zobaczyłam, jak wyglądają rodzinne wyjścia z domu i jak można fajnie spędzać czas przy wspólnym oglądaniu telewizji. To były niesamowite chwile dla mnie. Cieszyłam się z najmniejszych drobiazgów. Zaopiekowali się mną. Spędziliśmy razem święta. Nazywają mnie „naszą Rózią”, a nawet córeczką. To dla mnie najwspanialsza rodzina, jaką mogłam sobie wymarzyć” — wyznała dla Onet Sportu.
Sportsmenka nadal utrzymuje kontakt z biologiczną mamą i bardzo ją wspiera, mimo że w przeszłości ich relacje były dalekie od idealnych.
„Rodziców jednak się nie wybiera. Jest moją mamą i chcę jej pokazać, że kocham ją taką, jaką jest. Nie ukrywam jednak, że nie zawsze zgadza się z tą drugą rodziną. Owszem, nie są oni moją biologiczną rodziną, ale dali mi wiele radości w życiu, a przede wszystkim pokazali, jak wygląda prawdziwy dom. Są wspaniali. Z nimi czuję się bezpiecznie” — mówiła w przeszłości.
- SPRAWDŹ TEŻ: Nie ma medalu. Róża Kozakowska zwycięstwem i rekordem świata cieszyła się tylko trzy godziny
Źródło: Rozrywka.radiozet.pl