Gdy miała czternaście lat, odkryła romans ojca. Agnieszka Osiecka miała do rodziców wielki żal
„Mówiłam długo o tym, że mając dziecko, rodzice o poziomie mego ojca i mamy powinni umieć je wychować” mówiła pisarka
Agnieszka Osiecka przez lata doświadczała niepodzielną miłość ojca — jako jedynaczka była przez niego pielęgnowana i rozpieszczana. Niestety jednego dnia ich relacja zmieniła się o 180°. Gdy nastoletnia wówczas dziewczyna odkryła romans ojca, znacząco zawiodła się na postawie obojga swoich rodziców. Jak wyglądała relacja Agnieszki Osieckiej z jej ojem?
Relacja Agnieszki Osieckiej z ojcem, Wiktorem Osieckim
Wiktor Osiecki był znakomitym pianistą, który zaszczepił w córce zamiłowanie do sztuki. Zarówno przed, jak i po wojnie, gdy rodzina Osieckich osiadła na Saskiej Kępie, starał się poświęcać jedynej pociesze jak najwięcej czasu. Zabierał ją na spacery, dbał o jej wszechstronną edukację, rozpieszczał prezentami. Przez lata dorastająca Agnieszka Osiecka widziała w nim prawdziwy ideał. „Ojcu zawdzięczam usposobienie trampa, niechęć do nacjonalizmu, rzemieślniczy nieco stosunek do sztuki, sceptycyzm w ocenie ludzi oraz swoiste szwejkowsko-galicyjsko-okupacyjne poczucie humoru” miała mówić o Wiktorze Osieckim [cytat za Sławomirem Koprem w książce „Zachłanne na życie”].
Pisarka była świadoma że to, jak wyglądało jej dzieciństwo, znacznie odbiegało od życia większości jej rówieśników żyjących w powojennej Warszawie. „Ja miałam głęboką świadomość, że jestem wychowywana inaczej niż inne dzieci. Jakaś taka królewna w biedzie” przyznała. Sielanka nastolatni jednak nie trwała długo: gdy miała zaledwie czternaście lat odkryła, że ojciec zdradza jej mamę z Józefiną Pellegrini — ten moment już na zawsze splamił ich dotąd zażyłą relację.
O szczegółach tego odkrycia rozpisała się na kartkach swojego pamiętnika, który możemy przeczytać w opublikowanej niedawno książce „Osiecka. Rodzi się ptak” autorstwa Karoliny Felberg. Zapraszamy do lektury fragmentu biografii.
Czytaj także: Dzieliły wspólnie dzień urodzin i miłość do sztuki. Magda Umer jako pierwsza skrytykowała teksty Agnieszki Osieckiej
„Osiecka. Rodzi się ptak” — fragment książki
Pierwszego września 1950 roku w „Skłodowskiej” odbył się koncert inaugurujący nowy rok szkolny. W charakterze gwiazdy wystąpiła Pellegrini. Przygrywał jej naturalnie Osiecki. Agnieszka jeszcze wtedy nie wiedziała, że więzi łączące ojca z artystką mają również charakter pozazawodowy. Bardzo była dumna z taty, więc pochwaliła się koleżankom, że Pellegrini niemalże każdego dnia szlifuje swój repertuar na Dąbrowieckiej. Jej wyznanie zelektryzowało podlotki z Saskiej Kępy – zwłaszcza te, które uważały obdarzoną włoską urodą śpiewaczkę za ikonę stylu i boginkę. Od tego momentu wiele z nich zaglądało do Osieckich tylko po to, by podsłuchiwać i podpatrywać idolkę.
Kilka tygodni później Agnieszka odkryła romans ojca i opisała go w dzienniczku. Świadoma tego, że rodzice od czasu do czasu monitorują jej zapiski, ostemplowała nieprzeznaczone dla ich oczu kartki.
Osiemnastego listopada 1950 roku Osiecki zauważył w dzienniku córki sklejone kartki, po czym zapytał o ich zawartość żonę. Maria wiedziała (albo domyślała się), co się na nich znajduje – w obawie przed gniewem męża odebrała mu zeszyt, wyrwała sekretne kartki i je
spaliła. Kiedy Agnieszka po powrocie do domu dowiedziała się o całym zajściu, wpadła w furię.
„Nie wiedziałam w ogóle, co zrobić. Przecież już tyle czasu umiałam grać komedię niewinnej nieświadomości o »romansie« ojca, a teraz…” – zapisała, a dzień później zrelacjonowała dokładnie całą sprawę:
Powiedziałam mamie, że powiem ojcu, że wszystko wiem o d n i e j, bo zachowała się jak głupi, idiotyczny tchórz i na to zasługuje, a wreszcie, naprawdę rozwścieczona Jej spokojem, kazałam Jej się wynosić z pokoju, a w końcu usiłowałam się pobeczeć, ale mi się to nie udało. Nie mogłam zebrać myśli. Nie chodziło mi o sam fakt straty kilku kartek. Nie wiedziałam tylko, czy ojciec już wie i do jakiego stopnia, co tam było napisane. W końcu zrobiło mi się Mamy żal i pomyślałam, że najlepiej będzie zrobić tak: udam, że wiem, że zaginęły kartki pamiętnika, ale, nie znając sprawcy, mogę o to posądzić tylko ojca. Napiszę więc do niego kartkę demaskującą mój obecny stosunek do niego i domowej sytuacji, ale niewydającą matki. Matka, co prawda, też mi wyrządziła w tym wypadku krzywdę i często denerwowała mnie tym, że ojciec mógł ją sobie zawsze naokoło palca okręcić, ale żal mi Jej było jako tzw. ofiary życiowej, którą ja nie jestem, ale którą mogę tym niemniej [!] zrozumieć.
Uspokoiwszy się zupełnie, kartkę taką napisałam, a następnie, przed położeniem jej u ojca na nocnym stoliku, pokazałam także już spokojnej Mamie. Mama po przeczytaniu powiedziała, że byłoby to całkiem dobre, gdybym n i e w i e d z i a ł a, że kartki wyrwała Mama, a tak to jest już intryga. Zaczęłyśmy się naradzać. Rozmawiałyśmy bardzo długo, chyba ze 3 godziny. Doszłyśmy do wniosku, że ojciec jeszcze nie wie dobrze, nie domyśla się, co tamte kartki zawierały, i że wskazanym [!] będzie, jeżeli komedia potoczy się dalej. Jak Mama sama zdążyła stwierdzić, ona zachowywała (cały czas) się jak smarkacz, a ja – jak dorosły. Tak, ona jest całkiem bierna i ciągle „pokrzywdzona”. Mówiłam długo o tym, że mając dziecko, rodzice o poziomie mego ojca i mamy powinni umieć je wychować; o tym ({kartki nie dałam więc ojcu i załączam jako „dowód”} 19 XI 1950), że egzaminu tego nie zdali, że ja nie jestem i nie mogę być już dzieckiem. Mama kładła to na karb tego, że u nas nie ma „domu”. Zresztą wciąż przyznawała mi rację. Miałam do niej i do ojca masę pretensji. Odmalowałam raz jeszcze wszystkie, kolejne, sprzeczne jej fazy i ustosunkowania się do „romansu” ojca, i całego, kolejnie [!] zmieniającego się jego postępowania. To się „rozchodzili”, to jedno z nich się „wyprowadzało”, dostawali ataków nerwowych, histerycznych, „wariackich”, kochali się „sielankowo”, kłamali, urządzali awantury. Mama śmiała się i płakała. W jednym dniu była w ojcu po uszy zakochana, w drugim była na niego wściekła, w trzecim znowu zrezygnowana. W jego i moich rękach dawała się całkowicie „urobić”. Oby tylko mieć dom i spokój. Ojciec wyprawiał pod naszym bokiem, nawet w domu, najgorsze świństwa, o których ja byłam przez mamę, a ona przez samego ojca‑tchórza, „życzliwych”, Krysię czy w jakikolwiek inny sposób poinformowana.
Znamienne, że „sprawą” wcale nie była zdrada Osieckiego, ale niedyskrecja Agnieszki. Córka bowiem, wykrywszy romans, opisała go w dzienniczku, który w tamtym czasie regularnie pokazywała koleżankom. Dzienniczki dziewczęce spełniały wówczas tę samą funkcję, jaką pełnią obecnie media społecznościowe. Stanowiły zatem narzędzie do dzielenia się wyselekcjonowanymi informacjami z życia prywatnego. Agnieszka wklejała do swoich zeszycików zdjęcia, wycinki z gazet, zeschnięte listki i inne pamiątki, a w czasach studenckich pozwalała kolegom umieszczać w dziennikach dowolnej treści komentarze, dopiski i rysunki. Tomy z jej zapiskami codziennymi rzeczywiście więc przypominają współczesne social media.
Wiktor Osiecki wiedział, że czytelnikami diariusza córki są nie tylko wybrane koleżanki, ale również matka i ciocia Basia. Istniało także ryzyko, że dziennik Agnieszki wpadnie w niepowołane ręce. Muzyk nie dbał więc o to, że swoim zachowaniem z pewnością zranił żonę i córkę. Przejął się natomiast tym, że jego sekret mogły poznać inne osoby. Agnieszka dobrze znała jego tok rozumowania. Dotąd starała się zachowywać tak, by nie sprawiać mu swoim zachowaniem większych zmartwień tudzież kłopotów. Tym razem postanowiła wygarnąć całą prawdę na jego temat.
Czternastolatka wyraziła ją w liście datowanym na 18 listopada:
Z mego pamiętnika zginęły kartki, kartki, których ukrycie ważne byłoby dla utrzymania pozy naszych stosunków domowych. Przyznam się, że o takie… chamstwo Ciebie nie podejrzewałam. Od tej chwili widzę w Tobie ojca i jako takiego Cię kocham, ale nie widzę w Tobie gentlemana, którego mogłabym szanować, i jako który mi zawsze imponowałeś.
Pomimo usiłowań zarówno ze strony matki, jak i Twojej, wiem o Tobie mniej więcej wszystko. Pomimo mego wieku potrafiłam jednak być delikatna, czego o Tobie powiedzieć nie mogę.
Jestem do tego stopnia zdemoralizowana, że na moją osobowość świadomość Twego postępowania absolutnie nie wpłynęła; nie martw się o to. Ja mam w domu to wszystko, co [!] potrzebuję i czego wymagam. Wychowywać mnie już nie potrzebujecie. Nie mam jeszcze swoich poglądów, ale mogę dać w życiu w mordę każdemu, kto mi w nim przeszkodzi.
O ile nie masz nic konkretnego przeciwko temu, to jestem gotowa przystać na to, abyśmy odgrywali nadal cnotliwą rodzinkę. Wybacz formę tej wypowiedzi, ale jestem silnie zdenerwowana. Myślałam, że ludzie dorośli mają ciekawsze metody badania psychologii swych tzw. trudnych dzieci i bardziej „na poziomie” zainteresowania.
Nie ma nic gorszego jak ośmieszyć się lub nie stanąć na wysokości zagadnienia [!]. W życiu trzeba być bezczelny [!], a nawet chamem, ale trzeba to także u m i e ć stosować. To jest obowiązkiem i prawem człowieka. Nie opisałam tu tego, co wiem i czuję w całej pełni. Ty to zrozumiesz i zechciej uważać kwestię za wyczerpaną.
Aga
PS Rozumiem, że sytuacja jest bezsprzecznie trudna, ale jeszcze nie najgorsza i stosunki mogą się ułożyć jak najlepiej. Najważniejszym [!] jest – nie denerwować się. O wiele więcej opłaca się np. udawanie zdenerwowania, co już zdążyłam wypróbować. Przepraszam za cynizm. Jest on tylko objawem braku inteligencji.
Twoja córka
Rodzice nie powinni stanowić dla dziecka problemu. Powinno być na odwrót. Zresztą, dzieci nie interesują się każdymi [!] problemami, na szczęście. M a j ą g ł ę b s z e zainteresowania.
W zapisku z 19 listopada Agnieszka uznała siebie za nazbyt „uświadomioną”, matkę zaś – za „biedną” i zanadto poświęcającą się dla rodziny. Zarzekała się więc na kartach dzienniczka, że ona nigdy nie stanie się taka jak jej matka.
„Nie dam, nie dam!! Będę zębami, pazurami darła tych, co mi c h c ą krzywdę wyrządzić, nie będę miała potrzeby zemsty, bo do jej p o w o d u nie dopuszczę” – oświadczyła.
Wyznała też, że z dwojga złego wolałaby być kimś takim jak jej ojciec. Owszem, uważała go za „tchórza” – i to „podłego” – lecz jednocześnie doceniała w nim umiejętność „[u]kłada[nia] sobie życie tak, jak mu jest względnie wygodnie”. To właśnie wtedy zanotowała sławetne zdanie o tym, że cokolwiek by się nie działo – ojciec przynajmniej pozostaje „Panem swojej męki, panem swej sytuacji”.
Burza na Dąbrowieckiej nie umywała się do tornada, jakie przeszło przez ulicę Francuską. Dowiedziawszy się o romansie żony, Przyłęcki wpadł w szał. W obu rodzinach zdarzały się w tamtych dniach „ataki” histerii, których skutki załagadzał doktor Mogielnicki. Medyk
od dawna przyjaźnił się z panią Osiecką i czuł się zobowiązany do informowania jej o sytuacji domowej artystki.
Tuż po tym, jak skandal z udziałem Wiktoria stał się najgorętszym tematem w dzielnicy, Agnieszka – z właściwej dla siebie przekory – postanowiła zdystansować się od tej sprawy, a nawet zdobyć się w ocenianiu postępków papy na „obiektywizm”.
Ojciec nie jest wcale większą świnią niż inni mężczyźni, ale niepotrzebnie jest tchórzem i dosłownie „zwierza” się z tym wszystkim Mamie. Potem zresztą żałuje, że tak zrobił (nie żałuje, naturalnie, postępków, tylko zwierzenia), kłamie, znowu się zmienia, chce z Dziadka pokoiku za pomocą podstępu zrobić sobie garsonierę, w chwili fiaska wykręca się obłudnie z dobrze znanych intencji, zaczyna szturm z drugiej strony…
– stwierdziła 19 listopada.
Zapraszamy do lektury biografii Agnieszki Osieckiej „Osiecka. Rodzi się ptak”, z której pochodzi opublikowany fragment. Ksiązka już w sprzedaży!
Zobacz również: Podróżowały wspólnie po całym świecie, łączyła je niezwykła więź. Anna Szałapak i Agnieszka Osiecka były nierozłączne