Zdobyła osiem ośmiotysięczników, zginęła, próbując zdobyć kolejny. Matka Wandy Rutkiewicz do końca wierzyła, że jej córka żyje
„Ty już nie wrócisz” miała usłyszeć od tybetańskiej szamanki przed swoją ostatnią podróżą
Dokładnie 46 lat temu, 16 października 1978 r. jako pierwsza Europejka, pierwsza osoba z Polski i zaledwie trzecia kobieta na świecie, Wanda Rutkiewicz udowodniła, że niemożliwe jest możliwe i stanęła na wierzchołku najwyższej góry świata — Mount Everest. W swojej karierze zdobyła aż osiem ośmiotysięczników. Niestety dziewiąty ją pokonał — himalaistka zaginęła w drodze na szczyt Kanczendzonga. Chociaż uznano ją za zmarłą, fakt, że jej ciała nigdy nie odnaleziono, sprawił, że wiele osób wierzyło w to, że Polka tak naprawdę przeżyła tę podróż, jednak postanowiła uciec od dotychczasowego życia. Jedną z tych osób była jej matka...
[Ostatnia publikacja na Viva Historie i VUŻ 17.10.2024 r.]
Ostatnie momenty Wandy Rutkiewicz
Wanda Rutkiewicz wierzyła, że góry są jej prawdziwym domem i zupełnie nic nie mogło stanąć jej na przeszkodzie, by zdobyć kolejny szczyt. Nawet choroba, którą zdiagnozowano u niej na krótko przed wyprawą. Himalaistka niedługo przed swoją ostatnią podróżą w Himalaje wybrała się do lekarza Lecha Korniszewskiego, który po zbadaniu jej USG znalazł w jej brzuchu niepokojącą zmianę.
„Według niego Wanda wyglądała źle. Patrzył na nią jak na osobę chorą, która dodatkowo lekceważy swoje zdrowie i nie był w tej myśli osamotniony. Arek Gąsienica-Józkowy, który był z nią pod Kanczendzongą, mówił, że Wanda była „opuchnięta” już na początku wyprawy. Powiedział: „Nie byłem gotowy na to, żeby z nią iść w górę, bo nie byłem gotowy na śmierć” mówiła w wywiadzie udzielonym „Przeglądowi Sportowemu” Anna Kamińska, autorka biografii „Wanda. Opowieść o życiu i śmierci”.
Himalaistka była jednak zmotywowana do kolejnej wspinaczki i zlekceważyła zaniepokojenie lekarza i bliskich: „Spokojnie. Gdy tylko tam się znajdę, wszystko będzie dobrze” miała ich zapewniać. Wielu z nich nie wiedziało, że widzą ją po raz ostatni...
Sprawdź również: Jerzy Kulej przywoził synowi bajeczne zabawki, ale nie miał czasu, by się z nim bawić
Wanda Rutkiewicz wyruszyła na podbój ośmiotysięcznika Kanczendzonga z partnerem Carlosem Carsolio. To on widział ją po raz ostatni. Carsolio zdobył szczyt pierwszy — gdy wracał, napotkał na swojej drodze Polkę, która przebywając w tzw. strefie śmierci, nie była przygotowana na zbliżającą się mroźną noc. Mimo swojej sytuacji miała być nastawiona na dalszą wspinaczkę pozytywnie. „Próbowałem jakoś dookoła jej zasugerować, że sytuacja jest ciężka, że może powinna zejść, ale nie byłem na tyle stanowczy, żeby jej powiedzieć: »idziesz ze mną na dół«. Nie miałem takiego prawa. I tam się pożegnaliśmy” wspomniał w filmie „Ostatnia wyprawa”.
Informacja o tym, że wspinaczka zaginęła, dotarła do Polski aż dwa tygodnie późnej. Nikt nie wie, jak wyglądały jej ostatnie momenty. Jak mówiła Janina Fies, siostra himalaistki, Wanda Rutkiewicz mogła liczyć się z myślą, że już nigdy nie wróci z tej wyprawy. Ponoć gdy była w Nepalu, jedna z tamtejszych szamanek miała chwycić ją za rękę, spojrzeć jej głęboko w oczy i powiedzieć: „Ty już nie wrócisz”.
Wanda Rutkiewicz zaginęła w górach. Jej ciała nigdy nie odnaleziono
Niestety ani partner wspinaczkowy, ani nikt inny już nigdy nie zobaczył himalaistki. Wanda Rutkiewicz zaginęła bez śladu, i chociaż założono, że zginęła w drodze na szczyt, jej ciała nigdy nie odnaleziono. Właśnie dlatego jej bliscy i przyjaciele przez długi czas mieli nadzieję, że kiedyś się odnajdzie. „Fakty przemawiają za tym, że Wanda nigdy już nie wróci. Jest jednak coś takiego, takie skryte uczucie, taka iskierka nadziei, że może jednak... Zostawiam sobie jedną tysięczną procenta, że jest na to szansa” mówiła przed laty jej siostra, Janina Fies.
O podobnej ewentualności mówił także autor książek o Himalajach, Zbigniew Kowalewski. Jak pisał w książce „Wanda: opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz”: „Mogła zginąć zrzucona w dół przez lawinę, ale równie dobrze mogła zejść na drugą stronę góry. Nie stawiałbym na niej krzyżyka”. W 1995 r. na Kanczendzondze na wysokości 7600 m znaleziono zwłoki kobiety — wtedy spekulowano, że może być to zaginiona Polka, jednak wkrótce okazało się, że było to ciało Bułgarki Jordanki Dymitrowej.
Czytaj też: Janis Joplin i Leonard Cohen spędzili razem jedną noc, ale nigdy o sobie nie zapomnieli
Matka Wandy Rutkiewicz nie wierzyła w śmierć córki
Eliza Kubarska, reżyserka filmu „Wanda Rutkiewicz. Ostatnia wyprawa” przyznała także, że istnieje spekulacja, że Wanda Rutkiewicz tak naprawdę nie zginęła w drodze na szczyt. W swoim dokumencie zbadała nawet tę poszlakę: porozmawiała z mniszkami z Tybetańskiego klasztoru, które przyznały, że himalaistka mogła dołączyć do ich środowiska.
Jedną z osób, które dozgonnie wierzyły w tę wersję wydarzeń była Maria Błaszkiewicz, matka himalaistki. Przed wyprawą córka miała jej wyznać, że jeśli nie wróci ze swojej ostatniej wyprawy, to znaczy, że dołączyła do klasztoru. „Podobno przed wyprawą Wanda powiedziała jej, że jeśli nie wróci, to znaczy, że została buddyjską mniszką. Moja mama do swoich ostatnich dni nie chciała wierzyć, że Wanda już nie wróci. Twierdziła, że ukryła się w jakimś klasztorze, bo miała już dość życia tutaj, na dole. Że wybrała spokój. Przez 10 lat od jej zaginięcia mama nie chciała dać zgody na to, żeby uznać Wandę za zmarłą”, mówiła siostra zaginionej, Janina Fies.
Himalaiście Andrzejowi Zawadzie oraz sekretarz generalnej Polskiego Związku Alpinizmu Hannie Wiktorowskiej Maria Błaszkiewicz miała powiedzieć zaś: „Mam świetny kontakt z Wandą, ona jest w Tybecie, musi przemyśleć swoją dalszą ścieżkę życiową” czytamy w rozmowie Hanny Wiktorowskiej z Olgą Puncewicz.
Zobacz także: Połączył się gorący romans, nie mogli o sobie zapomnieć. Relację Marka Barbasiewicza i Gerarda Wilka ujawniono po latach
Matka himalaistki na każdym kroku podkreślała, że jej córka żyje. Na jednym z zebrań Komitetu Upamiętnienia Wandy Rutkiewicz miała krzyknąć do zgromadzonych: „To świństwo tak Wandę uśmiercać! Nie zgadzam się! Ona żyje. Jest w Tybecie i sama tam sobie założy komitet!”. Jej bliscy znajomi wyznali także, że Maria Błaszkiewicz miała otrzymywać od córki telefony w dzień matki. „Jeszcze się nie zdarzyło, żeby Wanda się w taki dzień do mnie nie odezwała” miała im przekazać kilka lat od dnia jej zaginięcia.