Reklama

Był jednym z najsłynniejszych reporterów wojennych po 1989 r. Waldemar Milewicz żył, nieustannie czując na karku oddech śmierci. Wielokrotnie wymykał się z jej szponów oraz ryzykował własnym bezpieczeństwem, by dostarczać mediom wartościowe materiały. Wyjazd do Iraku w 2004 r. był jego ostatnim. "Cały czas czuję jego brak. Do tej pory w każdą niedzielę rano czekam na telefon od niego" — mówiła o nim córka dziennikarza.

Reklama

Waldemar Milewicz doczekał się jednej córki. Gdy zmarł, miała 23 lata

Od tragicznej śmierci Waldemara Milewicza mija dokładnie dwadzieścia lat. Podróżował wówczas z Bagdadu do Nadżafu, aby nakręcić kolejny odcinek programu "Dziwny jest ten świat". Jedna z teorii głosi, że zginął przez pomyłkę. Irakijczycy mieli tamtego dnia polować na znanego handlarza bronią o tym samym nazwisku, nie reportera TVP...

Tamtego dnia reporter nie czuł się najlepiej, miało to związek z licznymi chorobami przewlekłymi. Zamierzał zrobić sobie dłuższą przerwę na rehabilitację po zabiegu, któremu poddał się tuż przed wylotem. "Pod koniec życia z tatą było coraz gorzej. Organizm odmawiał mu posłuszeństwa. Miał problemy z kręgosłupem, słabe serce. Widać było, że ucieka przed starością" — wyznała jego córka Monika w rozmowie dla Vogue.

Waldemar Milewicz, 2001 r.

East News

Monika wie, że prawdopodobnie nigdy nie pozna prawy na temat śmierci swojego ojca. Tamtego feralnego dnia przebywała ze swoją rodziną — mężem oraz roczną córeczką — w Chicago, gdzie studiowała w National Louis University. Miała wówczas 23 lata. "Była trzecia rano, kiedy zaczęli do mnie dzwonić ludzie, żeby powiedzieć, że być może tata zginął w Iraku, ale że jeszcze nic nie wiadomo. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że on może nie żyć. Parę godzin później zadzwonił do mnie ktoś z telewizji, że to jednak był tata" — powiedziała później w rozmowie z Galą.

Monika Milewicz, córka Waldemara Milewicza, 20.08.2004 r.

Kosycarz/KFP/REPORTER

Córka była dla Waldemara Milewicza najważniejsza. Kierował całym jej życiem

Waldemar Milewicz przez swoich bliskich wspominany był jako człowiek lubujący się w samotności, o specyficznym poczuciu humoru. Wobec córki był z kolei wymagający i obcesowy. Wiele spraw załatwiał na ostro, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Monika Milewicz wiedziała najlepiej, jak surowy potrafił być. Nie zaakceptował jej pierwszego wyboru na studia. Marzenia o hebraistyce porzuciła pod wpływem ojca. "Pamiętam, że powiedział: „Absolutnie nie ma takiej opcji” i już nigdy więcej o tej hebraistyce nie rozmawialiśmy. Nie poszłam na kierunek, na który chciałam. Skończyłam studia, które on wybrał", mówiła w Vogue.

"W stu procentach mnie kontrolował. Wiedział wszystko o moim życiu, podejmował za mnie decyzje. Przez całe życie byłam przyzwyczajona, że zawsze jest obok. Dlatego po jego śmierci nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Kiedyś poszłam do sklepu i przez pół godziny patrzyłam na półkę z papierem toaletowym, bo nie wiedziałam, który wybrać. Ciężko mi było odnaleźć samą siebie".

Nie protestowała, wiedząc, że chce dla niej jak najlepiej. "Wywinęła się" dopiero na trzecim roku studiów; zaszła w ciążę i zaręczyła z ówczesnym chłopakiem. Jej dzieciństwo było strasznie stresujące — są jednak chwile, które wspomina z uśmiechem na ustach. "Sprostać wymaganiom taty było ciężko, ale nie szczędził mi pochwał, gdy był na to moment. Mówił: „Jestem z ciebie dumny”, klepał po plecach i wiedziałam, że jest zadowolony. Był szczęśliwy, że studiuję w Stanach i że mówię po angielsku lepiej niż on".

Waldemar Milewicz, 2.12.2001 r. Warszawa. Rozdanie nagród Grand Press.

East News

Córka Milewicza nigdy nie pogodziła się z odejściem ojca

Zależało mu, by wyrosła na silną i niezależną kobietę. Nie chciał, by córka spędziła życie, zajmując się domem i dziećmi. "Uważał, że kariera i własne pieniądze dadzą mi niezależność i wolność. I tak się stało. Problem w tym, że choć skończyłam w Stanach studia, mówię wieloma językami, jestem wolna i stać mnie, by wykształcić trójkę dzieci, nie idę do pracy z pieśnią na ustach, tak jak on szedł do telewizji", wyznała trzy lata temu córka zmarłego reportera. Wciąż dotkliwie odczuwa jego brak, zastanawia się, co doradziłby jej w kryzysowych momentach...

"Oddałabym wszystko, żeby mieć go dzisiaj przy sobie albo żeby był gdzieś tam żywy. Gdy wyjechałam, dzwonił do mnie w każdą niedzielę rano, a gdy miałam problemy, dzwonił nawet codziennie. Do tej pory w każdą niedzielę rano czekam na telefon od niego".

Monika Milewicz nie zawsze była w stanie podejmować świadome decyzje w życiu. Szła przez nie bezrefleksyjnie, dopiero ostatnio coś zaczęło się zmieniać. Niełatwe doświadczenia z dzieciństwa pomogły jej zrozumieć, jaką drogę chce obrać jako rodzic. "Powoli zaczynam się budzić. Wyciągam wnioski z doświadczeń. Mojej córce zostawiłam wolną rękę w wyborze studiów. Był czas, że kontrolowałam ją tak, jak tata kontrolował mnie, i to powodowało między nami wiele napięć. Gdy zorientowałam się, że to robię, a właściwie zmusiłam się do tego, by zdać sobie z tego sprawę, wysłałam ją na studia do innego stanu. Chciałam dać jej wolność, której sama nie miałam" — wyznała w rozmowie z Vogue.

Monika Milewicz, córka Waldemara Milewicza, 20.08.2004 r.

Kosycarz/KFP/REPORTER
Maciej Figurski / Forum
Reklama

Pogrzeb Waldemara Milewicza, na zdjęciu mama dziennikarza i jego córka Monika Milewicz, Warszawa, 14.05.2004 rok

Reklama
Reklama
Reklama