Jakiś czas temu zniknęła z anteny TVN. Ula Chincz w pełni poświęciła się prowadzeniu swojego Youtube’a, na którym zgromadziła ogromną społeczność. Wielbiciele Uli Pedantuli przyzwyczaili się już do jej szczerych odpowiedzi na swoje pytania. Niedawno udzieliła wywiadu Magdzie Mołek, w którym również nie wahała się odpowiedzieć na trudne pytania. Dziennikarka wróciła m.in. pamięcią do czasów pracy w telewizji. Z jej ust padły szczere słowa. „Nie brakuje mi telewizji, bo ona mi się nie podoba teraz”, powiedziała wprost. Co dokładnie miała na myśli?

Reklama

Ula Chincz o pracy w telewizji

Od niemal sześciu lat spełnia się jako youtuberka. Na początku swojej internetowej działalności, Ula Chincz godziła pracę w stacji TVN z prowadzeniem kanału na popularnym serwisie społecznościowym. W pewnym momencie zniknęła jednak z telewizji i w pełni poświęciła się prowadzeniu programu na Youtube. O kulisach zawodowych decyzji opowiedziała Magdzie Mołek w jej internetowym programie W moim stylu.

Ula Chincz i Magda Mołek porozmawiały m.in. o prowadzeniu kanału na Youtube, ale także pozycji kobiet we współczesnym świecie czy trudach macierzyństwa. Jak obie przyznały, godzenie pracy w telewizji z wychowywaniem dziecka nie było dla nich łatwe. NIe tylko to jednak przyczyniło się do ich rezygnacji z pracy w telewizji. Ula Chincz dość sceptycznie skomentowała swoją przygodę ze stacją TVN: „Nie do końca odnajdywałam się w telewizyjnym świecie. Kiedy kończyłam dziennikarstwo, miałam z tatą rozmowę i powiedziałam mu, że nie chcę być dziennikarką, bo nie ma obiektywnego systemu oceniania pracy. Lubią cię albo nie, komuś się podobasz albo nie. Otaczają cię życzliwi ludzie albo nie. Nie do końca dobrze się w tym czułam. Ktoś doceniał mój warsztat, a ktoś inny pisał, że mam duży nos. Nie ma jasnych kryteriów oceny”, powiedziała.

Otaczają cię życzliwi ludzie albo nie. Nie do końca dobrze się w tym czułam. Ktoś doceniał mój warsztat, a ktoś inny pisał, że mam duży nos. Nie ma jasnych kryteriów oceny

Przyznała także, że w swój kanał na Youtube od samego początku inwestowała spore sumy: „Czasy mojej pracy w Dzień Dobry TVN wyglądały mniej więcej tak, że 3/4 pensji szło na utrzymanie kanału. Nie wyobrażam sobie nie płacić ludziom. Wiem, że są takie przypadki, że ludzie pracują za dobre słowo, za możliwość współpracy z blogerką. Płacę operatorom, montażystom i innym osobom”, powiedziała wprost.

Wspomniała także, że praca w telewizji sporo ją kosztowała nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, szczególnie, że odbijała się także na jej życiu prywatnym: „W Dzień Dobry TVN pracowałam bardzo intensywnie, non stop. Każdy dzień, który nie był przepracowany dla Dzień Dobry TVN, był przepracowany dla kanału. Zaczynał się dzień, otwierałam oczy i płakałam ze zmęczenia. Nie byłam w stanie patrzeć na mój kalendarz z miesięcznym wyprzedzeniem. Koszt, który ja poniosłam wtedy, był ogromny. Moje dziecko siadało na kanapie, żeby powąchać moje rzeczy”, wyjawiła.

Zobacz także
Reklama

Pod koniec rozmowy z Magdą Mołek przyznała, że świat telewizji oferuje dziś niski poziom dziennikarstwa: „Nie brakuje mi telewizji, bo ona mi się nie podoba teraz. W telewizji nie ma miejsca na rozmowę. Ludzi mądrych zastępują ludzie ładni. Ludzi, których chcesz słuchać, bo kiedy rozmawiają o filmie, o ks. Twardowskim, masz poczucie, że coś przeczytali tego Twardowskiego, zastępują tacy, którzy mają pytania w scenariuszu. Dziennikarzy zastępują prezenterzy. Inne wartości są teraz, a ja nie będę startować w konkursie na urodę. Chyba nie chcę tam być. Jest miejsce na celebryctwo, na szybkie kariery, na kontrowersje, na sensację. Nie potrzebuję tego”, powiedziała Ula Chincz. Czy to oznacza, że ostatecznie pożegnała się z telewizją? Nie do końca, bo dziennikarka wyznała, że marzy jej się popołudniowy program na żywo, który przedstawiałby zarówno tematy poważne, jak i rozrywkowe.

Bartosz Krupa/East News
TRICOLORS/East News
Reklama
Reklama
Reklama