Bardzo się kochają, lecz często kłócą. Gdy rodzice wyjeżdżali, byli dla siebie największym wsparciem
Tak Rafał Zawierucha i Grzegorz Zawierucha mówili o swojej silnej braterskiej relacji
Nieustannie są dla siebie wsparciem, cały czas mają ze sobą kontakt. Rafał Zawierucha odwiedził nawet brata w Irandii, co bradzo dobrze wspomnia. „Pojechałem do Grzesia do pracy. To była praca na budowie", wspominał aktor w rozmowie z Krzysztofem Ibiszem. „Chłopaki z budowy przychodzą do mnie po pierwszym dniu pracy Rafała i mówią, że on przez osiem godzin recytował im wiersze, a oni nawet radia nie mogli posłuchać", dodawał Grzegorz. „Na lotnisku zatrzymały mnie służby celne, bo miałem w bagażu zabawki - strzelbę i dwa colty, a gdy już dotarłem do samolotu, okazało się, że na wyjaśnienia czeka wojsko i tak niemal wszystkie zarobione pieniądze wydałem na kolejny bilet do Polski", dodawał Rafał Zawierucha. I choć poszli zuepłnie innymi drogami, łączy ich silna więź.
Rafał Zawierucha i Grzegorz Zawierucha - silna braterska relacja
Rafał wybrał aktorstwo, natmiast Grzegorza najbardziej fascynowało gotowanie. Nie mieli więc problemu z odnalezieniem powołwania. Artysta zachwyca w wielu produkcjach, natomiast jego brat wygrał ósmą edycję programu MasterChef. O swojej wrażliwości mówią wprost: „Chyba razem jesteśmy. Mamy ogromne pokłady. Widzę, jak Grzesiek traktuje swoich synów i swoją żonę, i rodzinę w ogóle. To jest taka wrażliwość, którą dostaliśmy, myślę od rodziców, wszyscy, nie tylko my, ale nasze siostry również. Ta wrażliwość pomaga różnie, w różnych momentach życia. Mnie pomaga bardzo w moim zawodzie też, Grześkowi myślę, wrażliwość też pomaga w jego zawodzie, bo te potrawy potrafi jakoś tak zmysłowo ubarwić", opowiadali w Dzień Dobry TVN. A co zdradzili w rozmowie z naszym magazynem?
CZYTAJ TEŻ: Rafał Zawierucha o aktorstwie: „przebieraliśmy się od zawsze, bawiliśmy się w księdza”
Przypominamy wywiad Rafała Zawieruchy i Grzegorza Zawieruchy, który ukazał się na łamach magazynu VIVA! końcem listopada 2019 roku.
Od razu widać, że są braćmi, chociaż jeden brunet, drugi blondyn. Ale jest w nich taka sama siła i wiara w siebie, takie samo poczucie humoru i niewidzialna więź łącząca starszego o trzy lata Grzegorza i młodszego Rafała. Widać, że się lubią i podziwiają. Ta rozmowa skrzy się od śmiechu, anegdot, żarcików i fantastycznego nastawienia do świata. Bo świat ich obu traktuje jak wybrańców losu. Czy to rodzinne?
Rafał, nie wystarczy Ci Twoja sława i popularność? Chcesz mieć jeszcze sławnego brata?
Rafał: To on sam chce być sławny. Chociaż nie myślał o tym dotąd tak naprawdę.
Grzegorz: Tu nie chodzi o sławę, tylko o spełnianie marzeń. Po latach pozwoliłem mojej pasji się ujawnić.
Dzięki sukcesowi Rafała?
Rafał: Nie, nie… Moja osoba nie miała tu nic do rzeczy.
Grzegorz: Zawsze byliśmy dla siebie natchnieniem, ale decyzję o zgłoszeniu się do programu podjąłem po namowach żony, syna i jeszcze paru znajomych. A Rafał był jedną z ostatnich osób, które dowiedziały się o moim udziale w „Master-Chefie”.
Rafał: Mamy jeszcze dwie siostry. Starsze, ale lubią, żebyśmy mówili, że są młodsze i zawsze lubią, żebyśmy je pozdrawiali, bo inaczej się obrażają (śmiech).
Grzegorz: Mają inne nazwiska, bo wyszły za mąż. Pozdrawiamy was, siostry! (śmiech).
Rafał: Ale teraz zastanawiają się, czy nie wrócić do rodowego, Zawierucha, bo jest coraz bardziej rozpoznawalne. Oczywiście to żart. Tak naprawdę to Grzesiek pomagał przy obiedzie, a ja musiałem myć gary, bo byłem najmłodszy.
Grzegorz: Gdy siedzieliśmy z Rafałem sami w domu, kombinowaliśmy coś do jedzenia. Rafał obierał ziemniaki, ja kroiłem je na frytki i to było nasze danie popisowe.
Często zostawaliście sami w domu?
Rafał: Często. Nasza pępowina została odcięta dużo wcześniej niż u innych dzieciaków.
Grzegorz: Nie mieliśmy niani, a rodzice naprawdę ciężko pracowali.
Rafał: Najpierw mieli hurtownię kaset wideo, a potem założyli własną firmę – handel ubraniami. Tata też cały czas był organistą w kościele.
Grzegorz: Często wyjeżdżali: Łódź, Radom, Kraków…
Rafał: …a my musieliśmy pomagać załadować towar, później szliśmy do szkoły, a po powrocie coś jedliśmy i czekaliśmy na rodziców do piątej, szóstej po południu.
Grzegorz: Gdy wracali, czekały na nich frytki do smażenia. To nie były kolorowe czasy, ale my tego nie odczuwaliśmy. Najpierw mieszkaliśmy na wsi, a od 1990 roku w Kielcach. I choć rodzice ledwo spinali koniec z końcem, nigdy nie powiedzieli, że jest im ciężko. Zawsze było: „Nie martw się, synku, jakoś to będzie”. Dali nam przykład, że są ważniejsze rzeczy od pieniędzy.
Rafał: Wracając do gotowania, pamiętam nasze słynne danie – makaron z sosem w proszku, który jedliśmy na ceracie, żeby nie brudzić talerzy, bo nie chciało nam się ich myć (śmiech).
Grzegorz: A na śniadania mieliśmy zawsze bułkę pokruszoną do mleka z miodem. To był dla nas prawdziwy rarytas.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Żona Rafała Zawieruchy zachwyciła podczas balu charytatywnego. Czym zajmuje się na co dzień?
Bardzo się kochaliście?
Rafał: Bardzo. Ale równie często się kłóciliśmy (śmiech).
Grzegorz, ale broniłeś Rafała przed chłopakami jako młodszego brata.
Grzegorz: Miałem taki okres, że najchętniej przykułbym Rafała do kaloryfera, bo on zawsze chciał być ze mną. Taka kula u nogi. I nie trzeba było go bronić, od małego dawał sobie radę.
Rafał: Dzięki Grześkowi wiedziałem, jakich błędów nie popełniać i jak rozmawiać z rodzicami, żeby dostać od nich to, co się chce.
Spryciula. A jakie błędy popełniał Twój brat?
Rafał: Grzesiek i siostry musieli wracać o konkretnej godzinie, więc ja jak już byłem w liceum, zawsze twierdziłem, że nie mam ochoty nigdzie iść. Mama namawiała: „Ależ idź, idź”. „No to pójdę”, godziłem się łaskawie i potem jak się spóźniałem, to nie dostawałem bury (śmiech).
Grzegorz: Rafał to domorosły psycholog, zawsze wiedział, jak okręcić, owinąć sobie rodziców wokół palca.
Zbliżają się święta. Ile osób zasiadało u Was zazwyczaj przy wigilijnym stole?
Rafał: Często ponad 20. Rodzina, dzieci z domów dziecka, my i babcia, której, niestety, już z nami nie ma.
A pamiętacie niedziele? Rodzinne śniadanie?
Rafał: Niedziela rządziła się swoimi prawami, bo tata zazwyczaj grał na mszach w kościele. Wracał na chwilę na obiad i ponownie wyjeżdżał, dlatego do obiadu przygotowywaliśmy się już od rana. Grzesiek często robił genialną sałatkę z selera…
Grzegorz: Jestem dumny z Rafała. Już dawno zadomowił się w wielkim mieście, a mimo to nadal to wszystko pamięta. Wiem, że dom i my – rodzina jesteśmy dla niego bardzo ważni. Szanuję go za to, że nic nie robi na pół gwizdka. Rafał nauczył się dbać o swoje życie tak, żeby nie zawalać grania i nadal jest świetnym bratem, synem.
Rafał: Bo mój zawód nauczył mnie, że trzeba być w tym, co się kocha, na 100 procent. I kiedy na studiach mieszkaliśmy w Krakowie, Grzegorz i ja, woziliśmy do domu pranie, a z domu słoiki. Żeby nie tracić czasu. A po przeprowadzce do Warszawy stałem się już całkiem samodzielny. I dbam o moją sferę prywatną.
Ale masz dziewczynę, Gabrysię. Wszyscy o tym wiedzą.
Rafał: Tak, ale nie pchamy się na siłę na „ścianki”. Dla mnie aktorstwo można porównać z gotowaniem, to zawód zbiorowy, nie gra się przecież tylko monodramów. W domu przecież lepiej gotować z kimś, to znacznie przyjemniejsze.
CZYTAJ TEŻ: Konsekwentnie chronią prywatność, wzięli potajemny ślub. Historia Rafała Zawieruchy i Beaty Wiśnickiej
Jak rodzice zareagowali, gdy oświadczyłeś, że będziesz aktorem?
Rafał: Zdziwili się, bo u nas nie było aktorów. Może syn Grzesia nim zostanie, bo ma predyspozycje.
Grzegorz: Umie się odnaleźć w każdej sytuacji i kombinuje tak samo jak mały Rafał.
To znaczy jak?
Grzegorz: Rafał, już mając pięć lat, kłamał jak najęty, patrząc prosto w oczy, nawet brewka mu nie drgnęła. Mój syn ma tę samą kamienną twarz (śmiech). Na szczęście jest prawdomówny, czasami za bardzo.
Rafał: Teraz nie kłamię, teraz tylko gram (śmiech).
Kiedy rodzice wpadli na pomysł prowadzenia rodzinnego domu dziecka, poczuliście się odrzuceni?
Rafał: Oni zawsze przyjmowali dzieciaki do domu.
Grzegorz: Miałeś trzy lata, ale może pamiętasz Cypisa? Rodzice wymyślili, żeby wziąć na święta kilkoro dzieci z domu dziecka. No i wzięli czwórkę rodzeństwa.
Rafał: Cypis, Edyta, Piotrek i Łukasz.
Grzegorz: A potem na każdy weekend przyjeżdżali do nas. Dopóki Edyta nie założyła własnej rodziny.
Zżyliśmy się z nimi, choć Piotrek miał trudny charakter. Gdy nasze siostry wyszły za mąż, a Rafał i ja zostaliśmy sami w dużym domu, rodzice musieli coś zrobić ze swoim nadmiarem miłości.
Rafał: I wtedy się zdecydowali wziąć dzieci na stałe.
Grzegorz: Tylko z czwórką dzieciaków nie mamy kontaktu, nie wiem, jak się ich losy potoczyły. Ale z pozostałą osiemnastką jesteśmy związani emocjonalnie. Kuba, który przyszedł do nas, gdy miał cztery latka, nadal radzi się mnie jak brata. A Ewelina i Edyta, które mieszkają w Kielcach, są u naszej mamy prawie codziennie. Pomagają jej, a mama zajmuje się córeczką Eweliny – małą Martą.
Rafał: I wszystkie dzieciaki mówią do naszych rodziców „mamo” i „tato”. Teraz jest ich tam czworo.
Grzegorz: Najgorzej mógł czuć się Rafał, bo ja wcześniej wybyłem z domu. Najpierw liceum, potem studia, a Rafał mieszkał z „obcymi” dziećmi i musiał je zaakceptować.
Rafał: Czułem, że zabierają mi jakąś część mojego życia i odbierają mi część miłości rodziców. Napisałem więc kartkę, że strajkuję i nie odzywałem się do nikogo przez dwa tygodnie.
Grzegorz był bardziej rozmowny?
Grzegorz: Nigdy nie miałem problemów z komunikacją i żadne z nas do dzisiaj ich nie ma. A Rafał to jak go wywalali drzwiami, wchodził oknem, miał w sobie niesamowitą determinację. I upór. I zawsze coś wywalczył.
Rafał: Do szkoły teatralnej dostałem się dopiero za trzecim razem. Ale w końcu się dostałem.
Grzegorz: I zawsze byłeś bardzo przedsiębiorczy. Pamiętam, że na komunię dostałeś trzy rowery górskie, dwa sprzedałeś (śmiech).
Rafał: Nauczyliśmy się liczyć, gdy pomagaliśmy rodzicom, obliczać zysk ze sprzedanego towaru. Ty też miałeś zmysł do interesów…
Grzegorz: Już w pierwszej klasie sprzedałem koleżce naklejkę Sony za 100 tysięcy złotych. To było kilka miesięcznych pensji naszej wychowawczyni. Jeszcze przed Balcerowiczem pieniądze miały inną wartość. No i ten nowiutki banknot wypadł mi z kieszeni. Znalazła go koleżanka i oddała pani. „Czyje to pieniądze?”, zapytała pani, na co jedna dziewczyna mówi, że moje. Ja ze strachu zaprzeczyłem, bo jak to, tyle pieniędzy u siedmiolatka. I chodziliśmy po klasach pytać, czy ktoś nie zgubił tej kasy. A po dwóch dniach przyszła matka kolegi, płacząc, że wzięła pożyczkę na budowę domu i stówka jej zginęła. Dużo było zamieszania z tą stówką (śmiech).
Rafał: Ja tego w ogóle nie pamiętam. Chorowałem wtedy na zapalenie opon mózgowych.
Grzegorz: Nie zapamiętałeś, jak szczotką dostałem po tyłku?
Rafał: Lekarz powiedział mamie, że nie będę mógł zapamiętać tekstów i będę miał problemy z koncentracją. Nie do końca miał rację. Zdarza mi się nie pamiętać wczorajszego dnia.
Aktor, który nie pamięta tekstów? Coś ściemniasz.
Rafał: No, coś tam jednak pamiętam (śmiech). Pamiętam, jak Grzesiek otworzył swoją firmę budowlaną, jak pojechał do Irlandii, jak spotkał tam swoją ukochaną, którą przywiózł do Polski.
Grzegorz: Ty już dostałeś się do szkoły teatralnej, a ja w Polsce zajmowałem się remontami. Rodzice chcieli, żeby Rafał robił to samo, bo z aktorstwa nie będzie miał pieniędzy. Podobnie jak u mnie, kochałem kuchnię, ale uważałem, że z gotowania się nie wyżyje. Dlatego tak się cieszę, że się odważyłem realizować swoją pasję. A dwa lata temu dostałem fartuch od mojej żony z wyhaftowanym napisem „MasterChef Grzesiu”. To ona mnie namawiała: „Idź do tego programu”. Wysłałem więc ankietę z odpowiedziami na 100 pytań. A potem produkcja zadzwoniła, że mam przyjść na casting.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Rafał Zawierucha jednak spotkał się z Romanem Polańskim: „Wyszedłem z tego cało!”
Jak wygląda casting w programie kulinarnym?
Grzegorz: Musiałem ugotować potrawy i zaprezentować je przed profesjonalnym kucharzem, później był wywiad pokazujący, jak się zachowuję przed kamerą. Wszystko utrzymywałem w tajemnicy, ale Rafał w końcu i tak dowiedział się, że zostałem przyjęty do programu.
Rafał: Piotr Kraśko rozmawiał ze mną w TVN i powiedział, że Grzesiek jest w „MasterChefie”. Pomyślałem, że to żart.
Grzegorz: Nie chciałem podpierać się znanym bratem, choć dla mnie to zaszczyt, że takiego mam. Oglądam wszystko, w czym gra: filmy, spektakle, seriale.
I co wtedy myślisz?
Grzegorz: Że nie powiedział jeszcze ostatniego zdania. Od lat z żoną powtarzamy, że Rafał jest stworzony do czegoś wielkiego. On się z talentem urodził po prostu.
Ale nie myślałeś, że pojedzie do Hollywood?
Grzegorz: W życiu!
Rafał: Pamiętasz, kiedy miałem osiem lat, siostra przebrała mnie za kobietę. Udawaliśmy, że jestem hollywoodzką gwiazdą i robi ze mną wywiad. Wiedziałem, co to jest Hollywood z kaset wideo.
Obaj jesteście optymistami? Wierzycie w siebie?
Rafał: Zdecydowanie! Mamy to po tacie.
Grzegorz: Tak jak on nie przejmujemy się za bardzo. To mama ciągle się martwi. My wolimy zawsze powiedzieć, że się uda, choć czasy są niewdzięczne i ludzie, zamiast dążyć do czegoś, ciągle narzekają.
Rafał: A ja myślę, że czasy są piękne, nie mamy wojny, żyjemy w wolnym kraju i w wolnej Europie. I wszystko zależy od nas, od ludzi.
Grzegorz: To prawda, żeby coś osiągnąć, trzeba dochodzić do tego różnymi drogami. Gdyby mi teraz ktoś powiedział, że mam iść do najlepszej restauracji na świecie i tam zmywać garnki, pobiegłbym w podskokach.
A Rafał? Co teraz robisz?
Rafał: Skończyłem właśnie zdjęcia do „Orła” Jacka Bławuta i produkcji o Tadeuszu Pietrzykowskim w reżyserii Macieja Barczewskiego. Zaczynam też przygotowania do filmu Tomka Koneckiego. A za chwilę pojawi się „Soviet Sleep Experiment”, który miał już swoją premierę w Stanach.
Kogo tam grasz?
Rafał: Główną rolę. Naukowca, który aplikuje gaz jeńcom politycznym.
W Ameryce już jesteś znany?
Rafał: Nie wiem. Wiem, że tam mam do zrobienia kolejny krok. Choć uwielbiam też pracę w Polsce. Czasem mam wrażenie, że moja doba trwa dwie godziny dłużej. Może dlatego, że nie odpuszczam niczego. Ostatnio lał deszcz, a ja uparłem się, żeby pojeździć na rowerze, zmokłem, ale nie odpuściłem.
Grzegorz: Rafał chce zagrać kolejne role w Hollywood i Papkina w „Zemście”, a ja chciałbym pojechać na staż do szefa kuchni, który ma trzy gwiazdki Michelin, uczyć się i podglądać najlepszych. Będę do tego dążył.
A prywatnie?
Grzegorz: Prywatnie to mi się drugie dziecko rodzi w grudniu! Syn.
Rafał, musisz dogonić brata.
Grzegorz: Znając go, to jeden strzał i od razu będzie troje (śmiech).
Rozmawiała
KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Zdjęcia Zuza Krajewska/
Warsaw Creatives
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Rafał Zawierucha wychowywał się w dużej rodzinie. "Do nikogo się nie odzywałem"