"To mój list miłosny do planety". Niezwykłe zdjęcia Sebastião Salgado
1 z 17
Sebastião Salgado, nazywany "fotografem rynsztoków", od blisko 40 lat fotografuje biedę, głód, wyzysk, cierpienie, pracę ponad siły, choroby i społeczne tragedie. Jego czarno-białe, klasyczne, dokumentalne fotografie są niczym innym, jak budowanym od lat archiwum światowego wyzysku i społecznych niesprawiedliwości. Autorowi dały status ikony. On jednak pewnego dnia zaryzykował i... zmienił kierunek. - Wielu moich przyjaciół mówiło wtedy: "Nie rób tego, to zbyt ryzykowne. Jesteś znany jako zaangażowany społecznie fotograf, a teraz chcesz fotografować krajobrazy i zwierzęta?". Odparłem: "Nieważne i tak to zrobię" - wspomina. I rozpoczął projekt "Księga rodzaju", którego 8-letnie efekty podróżowania przez świat można teraz oglądać na wystawie w Monachium.
70-letni brazylijski fotograf to nie tylko wielki fotoreporter, ale i humanista. Ma to swoje korzenie w jego pochodzeniu. - Pochodzę z biednego kraju i spędzam wiele czasu w innych biednych krajach. Nie robię swoich zdjęć po to, żeby bogaci poczuli się gorzej, by poczuli się winni. Robię te zdjęcia, bo taki jestem, bo to po prostu lubię robić - wyjaśnia.
"Prawie słyszałem jak złoto szepce w ludzkich duszach"
W swoich fotoreportażach dokumentuje najbiedniejsze zakątki świata, wielokrotnie odwiedza miejsca, gdzie dzieje się coś strasznego. Często podróżuje do Etiopii. Jest świadkiem głodu, wojen domowych, cierpień uchodźców. - Pod koniec 1984 roku wróciłem do Etiopii. Partyzanci zrozumieli, że rząd zamierza zacząć ofensywę. Rozpoczęli więc ewakuację ludzi w kierunku Sudanu. Strzelali do nich z karabinów maszynowych, zrobiłem zdjęcie i też zacząłem uciekać - wspomina w filmie "Sól ziemi", który jest dokumentem o jego karierze.
Nie bał się konfrontacji nawet z najboleśniejszą historią. W Bośni dokumentował życie rodzin, które podczas wojny na Bałkanach straciły swoich krewnych. W tej rodzinie wszyscy młodzi mężczyźni zostali zamordowani przez Serbów. - To zadziwiające, że do czegoś takiego doszło w Europie i to pod koniec XX wieku - mówi Salgado.
Alaska, 2009
Stał się sławny po tym, jak w 1986 roku opublikował swój fotoreportaż o poszukiwaczach złota w kopalni w Serra Pelada w Brazylii. Ludzie niczym mrówki opętani żądzą znalezienia szlachetnego kruszcu. - Dotarłem do początku czasów. Prawie słyszałem jak złoto szepce w ludzkich duszach - zdradza w "Soli ziemi".
Wim Wenders, reżyser, który zdokumentował życie i zmagania fotografa, jego ból obcowania z ludzkim cierpieniem, nie kryje fascynacji swoim bohaterem. - Szczególnie fascynuje mnie fakt, że on tak dużo wie o sytuacji, w której przyjdzie mu się znaleźć i że tak głęboko się w niej zanurza. On nie jest turystą ani odwiedzającym, który wpada na chwilę, on poznaje ludzi tygodniami, miesiącami i tym samym może opowiadać o ich życiu, jakby był jednym z nich - mówi reżyser.
"To mój list miłosny do planety"
Jak to się dzieje, że dalej fotografuje, nie stając się cynikiem ani bezduszną maszyną? Pomogła mu w tym natura. - Po tych wszystkich latach, kiedy fotografowałem cierpienie, biedę, przemoc, miałem potrzebę oczyszczenia się - w wywiadzie dla włoskiego dziennika "La Repubblica" wyjaśnia, skąd wziął się pomysł na cykl "Księga rodzaju", który rozpoczął w 2004 roku.
Przez 8 lat podróżował przez świat, fotografując krajobrazy, ludy pierwotne i zwierzęta. Odbył ponad 30 podróży - na piechotę, samolotem, statkiem, kajakiem, a nawet balonem; czasem w ekstremalnych temperaturach i ogromnym niebezpieczeństwie. I tak powstała zapierająca dech w piersiach kolekcja zdjęć dokumentująca życie na naszej planecie. Pokazuje najróżniejsze gatunki zwierząt: pingwiny, lwy morskie, kormorany, walenie z Południowego Atlantyku, brazylijskie aligatory i jaguary, afrykańskie lwy, leopardy i słonie. Salgado dotarł do miejsc, w których - jak mówi - "mimo wszystkich szkód, jakie wyrządziliśmy w ostatnich latach, można odnaleźć niewinność i czystość".
Brazylia, 2005 (http://www.tvn24.pl)
Brazylia, 2005
Efekt tych wojaży można teraz zobaczyć na wystawie "Sebastião Salgado: Genesis" w Monachium. Poprzez obiektyw Salgado podróżujemy przez góry lodowe w Arktyce, wulkany Centralnej Afryki, wąwozy Wielkiego Kanionu czy lodowce Alaski. Wśród zdjęć przeważają czarno-białe sekwencje i mocne kontrasty. To estetycznie perfekcyjne kadry, ale czy aby nie za piękne? Zdaniem autora nie ma takiego dylematu, bo zdjęcia mogą być albo dobre, albo złe. I z pewnością nie ma różnicy między zwierzęciem a człowiekiem w roli bohaterów.
- Fotografowanie ludzi i natury, to w zasadzie to samo. Fotografując ludzi, trzeba ich szanować i próbować zrozumieć. Ze zwierzętami jest podobnie. To, co dla mnie jest ważne, to fakt, że te osiem lat wędrówki, okazało się podróżą w głąb siebie - zdradza Salgado.
I nie kryje, że dopiero teraz, w czasie, gdy fotografował piękno natury, "zdał sobie sprawę z tego, że jest częścią świata, który jest piękny i to dało mu poczucie wielkiego szczęścia". - To mój list miłosny do planety - tak o swojej "Księdze rodzaju" mówi jeden z najwybitniejszych współczesnych fotografów.
Wystawa "Sebastião Salgado: Genesis" w Kunstfoyer VKB w Monachium potrwa do 24 stycznia 2016 roku.
2 z 17
3 z 17
4 z 17
5 z 17
6 z 17
7 z 17
8 z 17
9 z 17
10 z 17
11 z 17
12 z 17
13 z 17
14 z 17
15 z 17
16 z 17
17 z 17