Kapitan Marvel. Recenzja komiksowego widowiska z Brie Larson
Już w kinach!
Dwudziesty pierwszy film tzw. kinowego uniwersum Marvela wprowadza do niego zupełnie nową postać. Zaanonsowaną w scenie po napisach filmu Avengers: Wojna bez granic Kapitan Marvel. W tej roli zdobywczyni Oscara za Pokój – Brie Larson. Recenzja filmu Kapitan Marvel.
„Kapitan Marvel”. Opis fabuły
Należąca do rasy Kree, Vers (Brie Larson) to członkini elitarnego oddziału militarnego toczącego nieustanną wojnę z odwiecznym wrogiem, rasą Skrull. Posiadający zdolność przyjmowania dowolnych kształtów Skrullowie są trudnymi przeciwnikami, którzy zagrażają istnieniu Kree. Sytuacja się komplikuje, gdy dowodzony przez mentora Vers, Yona-Rogga (Jude Law) oddział dostaje się w pułapkę. Vers trafia do niewoli, ale cudem udaje jej się uciec w kapsule ratunkowej. Trafia na Ziemię lat 90. ubiegłego wieku, gdzie Skrullowie wciąż depczą jej po piętach. Podejrzana kobieta wzbudza czujność pracującego dla organizacji T.A.R.C.Z.A. Nicka Fury’ego (Samuel L. Jackson). Wizje, które ciągle nawiedzają Vers są niepokojące. Choć zupełnie tego nie pamięta, odkrywa, że była już kiedyś na Ziemi, gdzie współpracowała z niejaką doktor Wendy Lawson (Annette Bening). Ponieważ w tajemniczej sprawie jest więcej pytań niż odpowiedzi, Vers postanawia odnaleźć panią doktor. Jej tropem podążają też Skrullowie, zainteresowani wynalazkiem, nad którym pracowała Lawson.
Recenzja filmu „Kapitan Marvel”
Jednym z głównych zadań filmu Kapitan Marvel – oprócz wprowadzenia nowej postaci, która już wkrótce odegra dużą rolę w losie całego uniwersum – jest umilenie widzom oczekiwania na zbliżającą się wielkimi krokami premierę czwartego filmu z serii Avengers. Film wyreżyserowany przez Annę Boden i Ryana Flecka wywiązuje się z tego zadania tak sobie. To tzw. „origin”, czyli film, w który zostajemy zaznajomieni z pochodzeniem kolejnego marvelowskiego superbohatera i… i to właściwie wszystko, co ma do zaoferowania. Kapitan Marvel nie mogła pojawić się w filmie Avengers: Endgame ot tak, więc trzeba ją było jakoś wprowadzić.
Wprowadzenie to przeciętne. Pewnie, gdyby był to jeden z pierwszych filmów uniwersum, wrażenia byłyby lepsze. Kłopot w tym, że to film numer dwadzieścia jeden i przez dwadzieścia poprzednich odcinków tego superbohaterskiego serialu zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość, że jego twórcy potrafią zaskoczyć widza o wiele lepszymi filmami. Kapitan Marvel jest solidnym przeciętniakiem, który nie może za dużo zdradzić przed zaplanowanym na 25 kwietnia czwartym filmem z serii Avengers. I nie zdradza totalnie nic.
Zwiastun filmu „Kapitan Marvel”
Sprawę ułatwia umiejscowienie akcji filmu Kapitan Marvel trzydzieści lat wcześniej. Inicjatywa Avengers nie jest jeszcze nawet w planach, a dla Nicka Fury’ego spotkanie z Kapitan Marvel to pierwsza okazja do przekonania się o istnieniu superbohaterów. Vers obdarzona jest skumulowaną w dłoniach energią, która pozwala jej wystrzeliwać z nich potężne wiązki obalające przeciwników, ale też… zagotować wodę w czajniku. Potrafi też latać, co ułatwia jej podróżowanie. Nie są to jakieś wyjątkowe moce, szczególnie jeśli chodzi o filmowe widowisko. Często pojedynki w Kapitan Marvel wyglądają tak, że główna bohaterka powala przeciwników jedną wiązką energii i już. Gdyby choć towarzyszyły im jakieś większe zniszczenia, ale tym razem na ekranie nie ucierpiało żadne miasto. Pod względem widowiskowej akcji Kapitan Marvel ma zatem niewiele do zaoferowania.
Lepiej sprawa ma się z filmowym humorem. Jego głównym źródłem jest odmłodzony Samuel L. Jackson w roli Nicka Fury’ego (odmłodzony na potrzeby filmu został też ulubieniec publiczności, Clark Gregg, czyli agent Coulson). W parze z kotem Goose’em stanowią świetny duet będący najlepszym, co do zaoferowania ma Kapitan Marvel. Podobnie jak Rocket w Strażnikach Galaktyki, teraz Goose udowadnia, że chyba zbliża się czas, kiedy jakiś zwierzak w końcu dostanie swój solowy film