Byli ze sobą 61 lat. Całe życie, choć nie zawsze idealne. Oto historia małżeństwa Wojciecha Pokory i jego żony Hanny
Ukochana namówiła aktora na rolę, która zmieniła jego życie
W tym małżeństwie były chwile wspaniałe i trudne, ale było w nim przede wszystkim mnóstwo miłości i czułość. Wojciech Pokora mówił, że nawet gdy wychodził na spektakl, tęsknił za żoną. W jego życiu było sporo niespodzianek. Miał być inżynierem, pracował w warszawskiej FSO na Żeraniu, a został aktorem. Jednym z najpopularniejszych i najbardziej lubianych. Największą popularność przyniosła mu rola Marysi, w filmie „Poszukiwany, Poszukiwana” z 1972 roku. Sam aktor jej nie lubił, bo Marysia przylgnęła do niego na długo. Ludzie wołali za nim „O Marysia!” albo „Te, Marysie, zupa Ci kipi!” Nawet, kiedy w stanie wojennym przepuszczali go w kolejce po benzynę jako Marysię, czuł się głupio.
Była to jednak znakomita rola, na którą namówiła go żona Hanna. Reżyser Stanisław Bareja nie chciał do niej Janusza Gajosa (za zwalisty) ani Jacka Fedorowicza ( za chudy) i wybrał Wojciecha Pokorę, który miał akurat jechać z żoną na luksusowe wczasy do Bułgarii i ani myślał grać, ale żona przyklasnęła temu pomysłowi. Dała mu swoją perukę – bo wtedy modne było chodzenie w perukach i kobiety miały ich zwykle kilka. Zrobiła włóczkową sukienkę, w której grał. W tym zaangażowaniu nie było nic nadzwyczajnego, oboje pracowali ze sobą i interesowali się nawzajem tym, co robią.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 02.10.2024 r.]
Wojciech Pokora: dorastanie, początki kariery
Oboje urodzili się w połowie lat 30. Pochodzili z Warszawy. Rodzina Wojciecha Pokory związana była z Grochowem, rodzice marzyli, żeby syn zrobił karierę i został inżynierem. Wychowywany był surowo, niemal despotycznie. Skończył więc Technikum Budowy Silników Samolotowych we Wrocławiu, potem zaczął pracować w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu, montował m.in. jeden z pierwszych polskich samochodów – Warszawę. Wspólnie z aktorem Jerzym Turkiem, z którym znali się jeszcze jako nastolatki, występował w przyzakładowym teatrze. Tam połknął aktorskiego bakcyla. Wojciech Pokora zdawał do Szkoły Teatralnej, ale wielki Aleksander Zelwerowicz, powiedział mu , że jest jeszcze za surowy, za młody, żeby gdzieś poterminował.
Poszedł więc do Liceum Techniki Teatralnej. Tam poznał Hanię, była śliczna, koledzy wołali na nią Modrzejewska. „Miała wiele walorów”, wspominał Wojciech Pokora: „Czarna, szczuplusieńka, że ją rękami mogłem objąć w talii”. Od początku wpadła mu w oko i bardzo mu się podobała, ale niestety bez wzajemności. „Wtedy strasznie Wojciecha nie lubiłam” – opowiadała Hanna Pokora w książce „Z Pokorą przez życie". „Gdyby ktoś mi powiedział, że za niego wyjdę, to bym skreśliła tę osobę najgrubszym flamastrem! On wydawał się taki zarozumiały, że nie mogłam po prostu na niego patrzeć”.
Zobacz też: Agata Nizińska w poruszającej rozmowie o dziadku, Wojciechu Pokorze…
Żeby się do niej zbliżyć obiecał, że przygotuje ją do egzaminu do Szkoły Teatralnej. I zrobił to tak dobrze, że zdała. Miała pecha, bo jej rok, z niewiadomych powodów rozwiązano. Może to dobrze, że nie zostałam aktorką, mówiła po latach. „(…) Myślę, że nasz związek, by się nie utrzymał, tak jak większość małżeństw aktorskich... Obydwoje jesteśmy ambitni, a w pewnym momencie trzeba być egoistą i myśleć tylko o swojej pracy". Nie wróciła już na studia, poznała za to przyszłego męża. Spotykali się, chodzili do teatru, do filharmonii.
Jednego wieczoru, gdy padał deszcz Wojciech Pokora wziął Hannę na ręce… To ją ujęło. „W pewnym momencie zorientowałam się, że w tym zarozumiałym Wojciechu się zakochałam! Strzała Amora trafiła mnie w drodze do filharmonii, gdy Wojtek – widząc kałużę – przeniósł mnie przez nią na rękach”. Nie tylko nosił ją na rękach, ale też zachwycał się nią, mówił: „Haniu najdroższa jesteś i będziesz moja do końca życia!” I to się spełniło.
Hanna i Wojciech Pokora: ślub w tajemnicy
Ślub cywilny wzięli w grudniu 1956 roku, w tajemnicy przed rodzicami. Było młodzi – ona miała 20, on 21 lat, bez grosza przy duszy, w dodatku nie podobali się nawzajem swoim rodzinom. ,„Okazało się, że mama przyszłej żony kategorycznie nie zgadza się na to, by Hania wyszła za mnie, a moja mama wypatrzyła mi jakąś kandydatkę na żonę. Hania zupełnie jej nie pasowała do układanki rodzinnej. Zdaniem mojej matki nieproszona wmiksowała się w stosunki ze mną i wzięła mnie jak swojego”, wspominał.
Przez pewien czas mieszkali osobno, każde w swoim domu. Dopiero po ślubie kościelnym w „Św Annie”, w Warszawie zaczęli mieszkać razem. „Byliśmy tak zajęci, że widywaliśmy się niemal wyłącznie w łóżku. Tam się witaliśmy nocą i żegnaliśmy rano – całowaliśmy się, przytulaliśmy i kochaliśmy”, opowiadał Wojciech Pokora.
Początki wspólnego życia okazały się trudne. Mieszkali raz u jednej rodziny, raz u drugiej. Gdy zaczynały pojawiać się jakieś napięcia chwytali wózek, walizki i przenosili się. Czuli, że po tym doświadczeniu nic ich już szybko nie załamie.
Była to na pewno sytuacja, która sprzyjała stresom, ale Wojciech Pokora mówił, że oni nie mieli wtedy czasu na scysję, bo oboje walczyli o byt. Urodziły się córki, najpierw Ania, która jako dziecko była bardzo chorowita. A po dziewięciu latach Magda. Trzeba było zająć się dziećmi, ogarnąć szkołę, przedszkole, dom i pracę – oboje mieli ambicje zawodowe.
Zobacz też: Jedyny wywiad Wojciecha Pokory i jego wnuczki!
Żona Wojciecha Pokory: zawód
Hanna Pokora zrobiła uprawnienia reżysera telewizyjnego, pracowała jako asystentka Adama Hanuszkiewicz przy nagrywaniu legendarnego „Pana Tadeusza” z 1970 roku. Pracowała przez wiele lat z Olgą Lipińską i świetnie się u jej boku sprawdzała, była znakomicie zorganizowana, nic jej nie umykało. Wojciech Pokora zrobił jako aktor wielką karierę. Dostał szybko angaż w prestiżowym Teatrze Dramatycznym, grał w w głośnych spektaklach, które dopiero wchodziły do polskiego teatru: „Wizycie starszej Pani” Friedricha Durrenmatta, czy „Czarnej Komedii” Petera Shaffera.
Krytycy pisali, że grał koncertowo. Był Papkinem w „Zemście”. Zagrał w tym teatrze mnóstwo ról. Ale kiedy w 1984 roku Gustaw Holoubek został z powodów politycznym zwolniony z funkcji dyrektora , Pokora – w ramach protestu i solidarnie z większością zespołu – pożegnał się z tą sceną. Największą popularność przyniosły mu filmy i seriale, grał u Stanisława Barei, Andrzeja Kondratiuka, Janusza Majewskiego. Widzowie pamiętają go z ról drugoplanowych, choćby w „Czterdziestolatku” – był przezabawnym, napuszonym inżynierem Gajnym, adoratorem Madzi Karwowskiej.
Występował w kabarecie Olgi Lipińskiej, mówił o niej „apodyktyczna, despotyczna, wrzeszcząca", ale był jednym z filarów jej zespołu. To z kabaretem Lipińskiej wyjeżdżał do USA, gdzie zarabiał dolary, za które potem kupował rodzinie rzeczy w tzw. Pewexie. Ale w pewnym momencie wśród Polonii rozeszła się wieść, że w kabarecie są niepochlebne piosenki o Bogu i Kościele. „Wśród tamtejszej Polonii rozdzwoniły się telefony, jeden mówił drugiemu: »Obrażają nas!«". W efekcie kabaret przestał być zapraszany. Był bardzo lubianym i uznanym aktorem, ale on sam uważał, że talent zagubił.
Bardzo dużo grał, w teatrze, filmie serialach, kabaretach. Przychodził do domu o pierwszej, drugiej w nocy, a o dziesiątej rano już jechał na plan albo na próbę. Zagrał tyle, że niektórych swoich ról w ogóle nie pamiętał. Dziennikarze pytali jak pracuje nad rolą, a on uczył się tekstu jadąc na plan filmowy. Ale był wybitny, więc szybko orientował się o co chodzi i potrafił stworzyć wiele wspaniałych rzeczy. Najbardziej cenił swoje rolę w „Karierze Nikodema Dyzmy”, w „CK Dezerterach”. Mówił, że podobają mu się 2-3 rzeczy, które zrobił, resztę mógł zrobić lepiej. Był wobec siebie bardzo krytyczny.
Hanna i Wojciech Pokora: jak wyglądało ich małżeństwo?
Zaczęli się dorabiać, choć - nawet będąc znanym aktorem, trzeba się było w PRL-u nieźle napracować, żeby zarobić na pralkę, lodówkę, telewizor, samochód, wszystko na raty. A tu Panu Wojtkowi zdarzało się jeszcze od czasu do czasu przegrać pieniądze z kolegami w pokera, w teatralnym bufecie. Aż żona raz poskarżyła do dyrekcji, że w teatrze się takie rzeczy dzieją, a w domu nie starcza do pierwszego. Nie było jednak źle, kupili mieszkanie, jedno, drugie za każdym razem większe. I działkę koło Radzymina, gdzie wybudowali dom, chętnie spędzali tam czas.
„Zupełna cisza i spokój, cudowne, świeże powietrze. Wokoło pełno kwiatów, bo żona to kwiatowa dziewczyna. Bywają takie lata, kiedy domu zza nich nie widać. Dobrze mi tam”, opowiadał Wojciech Pokora. Ich przepis na udany związek? Jak mówiła Pani Hanna po pierwsze trzeba się kochać, po drugie trzeba się lubić. Lubić być ze sobą i mieć wiele cierpliwości, tolerancji, zaufania. Mąż śmiał się z niej że jest zazdrosna. Jak Otello.
Ona przyznawała, że gdy w latach 70. mąż stał się popularny, latały za nim dziewczyny. Obiecywały, że go uszczęśliwią, a chciały „przy jego pomocy zrobić karierę, rozdzielić nas”. Po jednym z incydentów (którego według Wojciecha Pokory w ogóle nie było) żona wykrzyczała: „Chcesz być uskrzydlony, chcesz znaleźć sobie inną? Proszę bardzo!”. Jego walizki poleciały za drzwi. „Z powrotem wnosił te walizki do domu i na kolana, że on mnie i tylko mnie i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Powtarzał, że żadne dziewczyny go nie interesują” - opowiadała żona Wojciecha Pokory w programie „Alarm". Mówił: „Haniu kocham tylko ciebie".
Ale to były incydenty, tak naprawdę Wojciech Pokora był tak zapracowany, że nawet nie miał kiedy imprezować. Uważał też, że za mało czasu poświęcił córkom, i że dzisiaj tylu propozycji, by nie brał, nawet gdyby sypały się, jak z rękawa.
Hanna i Wojciech Pokora: nie zawsze było idealnie
Oboje byli pracowici, chociaż ona musiała wykorzystać te swoją zaletę również w domu zdejmując z głowy męża codzienne obowiązki. Nie lubił ich, nie lubił nawet robić codziennych zakupów. Hanna Pokora mówiła, że przy niej „Wojtek zyskał poczucie bezpieczeństwa”. W domu czuł się, jak za chińskim murem. Oboje potrafili być zacięci, gdy zdarzały się awantury, on przyznawał, że zamiast załagodzić konflikt , przełamać impas dobrym słowem, zamykał się w sobie. „Jestem czuły na niesprawiedliwość. Jeśli ktoś mnie skrzywdzi, to długo noszę w sobie żal”.
To żona wyciągała pierwsza rękę, mówiła: "Przeprośmy się". I było po sprawie. Gdy odchowali dzieci, zabezpieczyli je, i mogli wreszcie cieszyć się sobą, przyszły choroby. Uratowali sobie nawzajem życie. Najpierw Hanna Pokora przeszła zawał, po którym zapadła w śpiączkę. On siedział przy niej cały czas trzymał ją czule za rękę i mówił : „Kochanie, zobaczysz wszystko będzie dobrze. Jeszcze dzień, dwa, wybudzą Cię i zaczniemy normalnie rozmawiać. Pójdziemy na spacer, kupię ci bukiet pięknych kwiatów”. Na szczęście wszystko skończył się dobrze i Hanna Pokora wróciła do zdrowia.
Hanna i Wojciech Pokora: żona uratowała mu życie
Z kolei ona uratowała mu życie, gdy doznał ataku serca. Jeszcze w 2015 roku mówił, że jest bardzo dorosłym Panem, ale podobnie jak żona czuje się młody psychicznie. „Bo mamy dzieci, bo mamy wnuki. I ciągle z tymi młodymi ludźmi mamy do czynienia”. Mial kłopoty z sercem, poruszaniem się, przeszedł udar. Wtedy to żona opiekowała się nim do końca. Wojciech Pokora zmarł zimą 2018 roku, w wyniku komplikacji po udarze. Kilka godzin po jego śmierci żona przeprowadziła się do jego pokoju.
„Wydawało mi się wtedy, że ciągle jest przy mnie, ciągle jest ze mną, że go czuję jak jestem tam. Było mi lepiej, zbierałam się, nie dawałam się, ale było mi bardzo ciężko, jest mi bardzo ciężko i będzie mi bardzo ciężko do końca”. Żona aktora ma dzisiaj 89 lat. Mówi, że po śmierci męża wszystko w niej skamieniało. „Zamieniłam się w słup soli, jego śmierć to był dla mnie olbrzymi cios. Byliśmy do siebie bardzo przywiązani. Lubiliśmy być ze sobą, lubiliśmy ze sobą gadać, lubiliśmy ze sobą milczeć". I dodaje: „Byliśmy chyba sobie przeznaczeni."
Zobacz również: Jako student stracił głowę dla pięknej pani profesor. Ewa Florczak wzbraniała się przed miłością do Sławomira Orzechowskiego
Korzystałam z książki „Z Pokorą przez życie. Wojciech Pokora w rozmowie z Krzysztofem Pyzią", wyd. Prószyński i ska, Warszawa.