Reklama

Po raz pierwszy wyszedł na scenę w 1963 roku. Setki razy mógł się znudzić publiczności i odejść w zapomnienie, jak to się przydarzyło wielu innym gwiazdom estrady. Ale Krzysztof Krawczyk to tytan pracy, wciąż poszukujący nowych wyzwań i nowych dróg artystycznego wyrazu.

Reklama

Intrygujący, wciąż kreatywny, z wielkim sercem i miłością do ludzi, gromadzi wokół siebie kolejne pokolenia fanów. Mało której gwieździe tak samo udawało się zapełnić sale koncertowe 50 lat temu, jak i dziś. Zarówno na jego pierwsze, jak i na ostatnie występy tłumnie ściągali dwudziestolatkowie. Ci dzisiejsi na wyrywki znają również jego najstarsze, choć to przecież był idol ich dziadków. Na czym polega fenomen Krawczyka?

mat. prasowe

Być może na tym, że jest odważny. W szczytowym momencie kariery, który osiągnął po 10 latach z Trubadurami, w 1973 roku zerwał współpracę i zaczął występy solowe. Poźniej na chwilę jeszcze wrócił, nagrał płytę z zespołem i odbył niezwykle udaną trasę koncertową. Ale znów odszedł. Zdecydował się pracować na własny rachunek i zupełnie po swojemu. Nie zniechęcał się, gdy nie szło. Śpiewał „do kotleta” w knajpach. Ale wkrótce aż 18 razy z rzędu zapełnił stołeczną salę kongresową. Gdy śpiewał, dziewczyny ze wzruszeniem ocierały łzy, a chłopcy nad głowami kręcili marynarkami. Koncertował za granicą, nie tylko w ZSRR, NRD i w Bułgarii, ale też w na przykład Szwecji i w Australii. A potem rzucił wszystko i wyjechał, by szukać szczęścia w Ameryce. Śpiewał tam w weekendy, a w tygodniu dorabiał na budowie z góralami. Nie wiadomo, co wymagało większej odwagi – czy to, żeby wyjechać za ocean, czy jednak to, żeby wrócić do socjalistycznej Polski po pięciu latach.

mat. prasowe

Ale wrócił w 1985 roku. Nie po to jednak, by lizać rany, tylko by od razu zabrać się do pracy. Wstrzelił się wtedy idealnie w modę na pastisze i duety. Wspólnie z będącym u szczytu sławy satyrykiem Bohdanem Smoleniem zaśpiewał prześmiewczą piosenkę – „Dziewczyny, które mam na myśli”. I trafił w dziesiątkę. Wrócił na polskie sceny w wielkim stylu. W 1986 roku mógł wygrać festiwal w Opolu, ale ze względów politycznych zajął tylko drugie miejsce.

Dwa lata później, w wypadku samochodowym mógł stracić życie. Przeżył, ale stracił twarz. Dosłownie. Choć lekarze mu ją zrekonstruowali, już nie wyglądał jak dawniej. Nie załamał się. Wstał i znów wyszedł na scenę, by śpiewać.

mat. prasowe

Miał szczęście do ludzi. Choć trzeba przyznać, że nic samo nie przychodzi. Talent przyciąga talenty, a dobro przyciąga dobro.

Współpraca z Ryszardem Poznakowskim w czasie Trubadurów zaowocowała takimi przebojami, jak „Znamy się tylko z widzenia”, „Cóż wiemy o miłości” i „Przyjedź mamo na przysięgę”.

Od 1974 roku dla Krawczyka komponował Jerzy Milian. To we współpracy z nim powstał „Parostatek” (tekst do piosenki napisał Tadeusz Drozda), „Rysunek na szkle”, „Jak minął dzień”, „Byle było tak”, „Pamiętam ciebie z tamtych lat”. Komponował dla niego również Jarosław Kukulski – „To, co dał nam świat”.

mat. prasowe

Tylko te przeboje wystarczyłyby, żeby Krzysztof Krawczyk na zawsze zapisał się w historii polskiej muzyki. I to złotymi zgłoskami. Jednak on nie osiadał na laurach. Nigdy. Lista jego osiągnięć zajęłaby wiele stron. Wydał ponad 100 płyt, na nich mnóstwo przebojów. Zgarnął setki nagród, wystąpił w niezliczonej liczbie wydarzeń muzycznych i koncertów.

Od 2000. roku nagrywał duety z gwiazdami młodego pokolenia, które wtedy były na topie. Najpierw z Norbim, później z Edytą Bartosiewicz, a potem… po kolei z całą plejadą – od Katarzyny Nosowskiej, przez Anię Dąbrowską, po Macieja Maleńczuka. Swoje piosenki powierzył mu Goran Bregović – i znów był sukces! Przez dziesiątki lat wielcy chceli śpiewać z Krawczykiem i wciąż wszyscy chcieli go słuchać.
W tym roku, w czasie pandemii, Krzysztof Krawczyk ogłosił, że kończy karierę sceniczną i już nie zaśpiewa na żywo.

mat. prasowe

Nie sposób wymienić wszystkich przebojów wielkiego piosenkarza, którego nie ograniczały style i muzyczne upodobania. Doskonale odnajdywał się rythm&bluesie, rock’n'rollu, swingu, soulu, tangu, ale też w kolędach, w pieśniach religijnych, w piosenkach cygańskich i w biesiadnych. Jego utwory doczekały się wielu coverów, śpiewanych przez młodsze gwiazdy. Jego życia również nie da się ująć w żadne ramy. Mimo to, próbę podjęli Krystian Kuczkowski i Michał Bandurski. Ich film dokumentalny „Krzysztof Krawczyk – całe moje życie” będzie można obejrzeć w TVP – 25 grudnia o godz. 21. Film można będzie zobaczyć także na stronie vod.tvp.pl.

Reklama

Materiał powstał z udziałem TVP

Reklama
Reklama
Reklama