Marta Mirska: wielka gwiazda polskiej piosenki zmarła z biedy i niedożywienia
Do końca opiekowała się sparaliżowanym mężem
Marta Mirska śpiewała takie piosenki, jak „Pierwszy siwy włos”, „Hej chłopcy, morze ma barwę zieloną”, „Letnią przygodę”, „Zachodni wiatr”. Wylansowała wiele przebojów. Pokolenie wojenne i powojenne nazywało ją królową polskiej piosenki. Słuchali jej w radio Pionier. Jej przeboje leciały z głośników na ulicznych potańcówkach, mniejszych i większych, jak przed nowo wybudowanym Pałacem kultury. Ona sama wspominała, że wszyscy nosili ją na rękach. Koncertowała w programach radiowych „Przy sobocie, po robocie”, w „Zgaduj zgaduli”. Marta Mirska miała jednak trudny charakter, nienawidziła Mieczysława Fogga i nawet zaatakowała go (widelcem) podczas jednego ze spotkań. Dużo piła i paliła. Zmarła w biedzie, zapomniana i wygłodzona. Jak wyglądały ostatnie lata Marty Mirskiej?
[Ostatnia publikacja treści na VUŻ-u 28.08.2024 r.]
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 20.09.2024 r.]
Kim była Marta Mirska? Biografia
Urodziła się w Warszawie 12 lutego 1918 roku. Dzisiaj miałaby ponad 100 lat. Chciała być lekarką, studiować medycynę, ale siostry namówiły ją do udziału w konkursie talentów. Szukano ładnej dziewczyny, która śpiewa altem. Mirska miła piękny, mocny alt. Wygrała konkurs i zaczęła karierę. Jeszcze przed wojną śpiewała w teatrzyku Ali-Baba. W 1939 roku po raz pierwszy wyszła za mąż za oficera marynarki handlowej Jana Zieleniewskiego. Planowali wziąć huczny ślub wraz z weselem po wojnie. Ale te plany wzięły w łeb. Mirska szybko została wdową, mąż zginął w kampanii wrześniowej. Podobno nie mogła o nim zapomnieć przez całe życie. Piosenki o morzu śpiewała dla niego.
Mira Mirska była kontrowersyjną postacią. Konflikt z Mieczysławem Foggiem
Podczas wojny byłą łączniczką AK. Po wojnie stała się wielką gwiazdą. To Władysław Szpilman dał jej piosenkę „Pierwszy siwy włos”. Nie bardzo jej się podobała. Uważała, nie bez racji, że to piosenka dla starszej Pani. Ale Hanka Bielicka namówiła ją, radziła: Bierz głupia, to będzie wielki przebój . I miała rację. Ludzie po wojnie byli spragnieni nowych piosenek, muzyki. Na koncercie transmitowanym przez Polskie Radio Mirska bisowała aż 14 razy! Chociaż na estradzie wyglądała dosyć statecznie, była barwną postacią, miała awanturniczy charakter, cięty język, dużo nałogów, w tym ten największy, jakim był alkohol. Podobno butelkę wypijała w godzinę.
Kiedy Szpilman dał piosenkę „Pierwszy siwy włos” Mieczysławowi Foggowi, Mirska była wściekła. Nie chciała dzielić się przebojem, do tego z tak popularnym i lubianym pieśniarzem. Ze złości zaatakowała Fogga widelcem i poraniła mu ręce. Fogg był szokowany. Potem omijał ją szerokim łukiem, ona mówiła o nim trzęsidupa, że niby uciekał na jej widok. Jak ktoś napisał, lansowała szlagiery i wywoływała skandale, o których mówiła cała Warszawa lat 50. O swoim środowisku artystycznym, mawiała: «To banda neurastenicznych, popierdolonych i zawistnych ludzi. Gdy widzą, że odniosłeś sukces, fałszywie będą się do ciebie łasić; gdy się przewrócisz, w najlepszym wypadku zignorują»”, pisał Tadeusz Stolarski w książce Marta Mirska. „Gloria i gehenna”.
Marta Mirska: ostatnie lata, ciężki los wokalistki
Jako łączniczka miała pseudonim Marta, słynny Janusz Minkiewicz poradził jej, by dodała do tego nazwisko Mirska, jako pseudonim estradowy. Po wojnie wyszła za mąż za Zbigniewa Reinigera, z którym była do jego śmierci w 1991 roku. Zresztą oboje zmarli w odstępie kilku miesięcy w tym samym 1991 roku.
Jej mąż był perkusistą orkiestry braci Łopatowskich, z którą Mirska często występowała. Mieszkali w centrum Warszawy, w Alei Wyzwolenia (przy placu Zbawiciela). Marta Mirska zaczęła mniej koncertować już w latach 60. Mówiła, że nie pasuje do epoki big-beatu. Pewnie miała swoją publiczność, ale nałóg, imprezy i hazard sprawiły, że czasem nie nadawała się do występów.
Wcześnie zaczęła chorować na serce. Miała stenozę mitralną, czyli chorobę zastawki mitralnej serca, reumatyzm. Pod koniec życia praktycznie nie wychodziła z domu. Biedowała. Na emeryturę przeszła w 1974 roku, z mężem żyli skromnie. Mirska miała małą emeryturę i niewielkie tantiemy. W pewnej chwili zapomniano o niej, nikt nie grał jej piosenek. Nie pisała ich zresztą sama, przez co pieniądze, na które mogła liczyć, były jeszcze mniejsze. Żyła zapomniana na uboczu. Nie leczyła się, tak jak potrzeba. Kłopoty na dobre zaczęły się wtedy, gdy Zbigniew Reiniger dostał udaru i przestał pracować. Był częściowo sparaliżowany, żona opiekowała się nim z oddaniem, ale brakowało im wszystkiego.
Czasem znajomi, sąsiedzi przynosili im jedzenie z baru na Placu Zbawiciela. Marta Mirska była z tego zadowolona, bo nie musiała płacić dodatkowo opiece społecznej. Z mężem leżeli jedno obok drugiego na dwóch tapczanach. Jest taki film na YouTubie, ostatnia rozmowa z Martą Mirską, na którym widać piosenkarkę już mocno starszą, w szlafroku, leżącą pod kocem. Opowiada o czasach swojej świetności, o Ordonce, od której miała "dużo lepszy głos". Marzy, by pójść na spacer.
Jak pisała jedna z internautek, Mirska poruszała się na zwykłym krześle z przykręconymi kółkami. Musiało być jej bardzo ciężko, ale nie skarżyła się publicznie. Była wdzięczna Bogusławowi Kaczyńskiemu, gdy zrobił o niej specjalny program w telewizji i zbiórkę pieniędzy, by ją wspomóc i by mogła leczyć się szpitalnie.
Ale choroba była zaawansowana i niewiele to pomogło. Okazało się, że przyczyną jej śmierci było długie i ciężkie niedożywienie. Brakowało jej pieniędzy na jedzenie, do czego nie chciała się przyznać. To były trudne czasy transformacji, ceny produktów poszły w górę, trudno było sobie poradzić. Marta Mirska zmarła w wieku 73 lat, została pochowana na warszawskim Cmentarzu Północnym, na Wólce Węglowej