Marek Torzewski ma za sobą trudny czas. Tenor zmagał się z poważną chorobą. Rak zaatakował go nagle pięć lat temu. Diagnozę lekarzy uznał za wyrok. Dzięki specjalistycznemu leczeniu i wsparciu najbliższych udało mu się zawalczyć o zdrowie. Dziś jest zdrowy, czuje się mocniejszy, a rozmowę o swoich doświadczeniach traktuje jak formę terapii. Marek Torzewski udzielił nowego wywiadu, w którym otworzył się na temat choroby. „Nowotwór to straszna choroba. Walka z nią była trudnym i druzgocącym doświadczeniem zarówno dla mnie, jak i mojej rodziny”, mówi w Plejadzie.

Reklama

Marek Torzewski o walce z chorobą

Gdy dowiedział się, że ma raka jego świat runął. Choroba zaatakowała go nagle pięć lat temu. Marek Torzewski stracił chęci, załamał się. Nie rozumiał, jak to możliwe, dlaczego tego doświadcza. Lekarze dawali mu około 10 proc. szans na przeżycie. W wywiadach podkreśla, że znalazł się w zupełnie innym świecie, malignie i był obojętny na wszystko. Nie chciał pomocy. Nie chciał się leczyć.

„Pogodzenie się z diagnozą zajęło mi jakieś półtora miesiąca. Dziś wstydzę się tego, jak wtedy się zachowywałem. […] Dopóki nie znajdziemy się w jakiejś sytuacji, nie możemy być pewni, jak się zachowamy”, mówił w Michałowi Misiorkowi w Plejadzie. Przez półtora miesiąca nie odzywał się nikogo, nawet do ukochanej żony Barbary Torzewskiej. W końcu dzięki niej i córce, Agacie zawalczył o siebie. Otoczyły go troską i ogromną miłością.

To był najtrudniejszy czas w ich życiu. Tenor zwierza się, że córka go uratowała. Nalegała, by poddał się chemii, ponieważ wcześniej obiecał jej, że zaśpiewa na ślubie i poprowadzi do ołtarza. To zadziałało. „Pomyślałem, że przecież mam tylko jedno dziecko i nie mogę go zawieść”, mówił.

Czytaj też: Barbara Torzewska o chorobie męża: „Byłam na wykończeniu, szczególnie że Marek nie chciał pomocy”

Zobacz także
OLGA MAJROWSKA

Barbara Torzewska, Marek Torzewski, Viva! 18/2022

Marek Torzewski: jak się dziś czuje?

Artysta nie zdecydował się poddać operacji, którą proponowali mu lekarze, ponieważ obawiał się, że to wyeliminowałoby go z zawodu. Nie wyobrażał sobie codzienności bez muzyki i koncertowania. Postanowił spróbować eksperymentalnej metody, która wiązała się z dużym ryzykiem. Podjął je i nie żałuje. „Po roku sytuacja zaczęła się stabilizować, a później było już tylko lepiej i lepiej. Nie chcę zapeszać, a jestem przesądny, ale dziś moje wyniki wskazują na to, że jestem już zdrowy”, mówił Michałowi Misiorkowi.

Marek Torzewski wierzy też, że wydarzył się cud. Artysta jest katolikiem i wierzy w Boga. „Uważam, że On pomógł mi wyjść z choroby. Ręka boska zadziałała. Ale złożyło się na to też wiele innych czynników – chociażby to, że trafiłem na takiego, a nie innego lekarza, poddałem się takiej, a nie innej terapii”, wyjawił w Plejadzie. Nieoceniona była pomoc i wsparcie ukochanych kobiet - żony oraz córki.

Artysta jest teraz pod stałą opieką lekarzy, chodzi na badania kontrolne, ale nie ukrywa, że przy odbiorze wyników towarzyszy mu zawsze niepokój. „Przecież w każdym momencie może dojść do nawrotu. Ale obecnie, dzięki Bogu, jest wszystko dobrze”, podkreśla.

Cieszy się, że mógł wrócić do śpiewania, na scenę, która daje mu ogromną radość. „Czułem się jak ptak wypuszczony z klatki, który w końcu może rozłożyć skrzydła i wysoko lecieć. […] Chcę nadal dzielić się z ludźmi tym, co Bóg mi dał”, zaznacza w Plejadzie.

Markowi Torzewskiemu życzymy wszystkiego, co najpiękniejsze!

Czytaj też: „Czułam się gorsza". Maria Pakulnis w poruszających słowach rozlicza się z mroczną przeszłością...

KAROL SEREWIS/East News
Reklama

Marek Torzewski, nagranie programu Jaka to melodia? 2012 rok

Reklama
Reklama
Reklama