Reklama

Bob Dylan, tajemniczy wędrowiec popkultury wreszcie doceniony. Literacka nagroda Nobla za 2016 r. wędruje do Boga piosenki. A przypomnijmy, że w 1965 roku, gdy świat zwariował na jego punkcie, sam piosenkarz mówił: „Za dwa lata przeminę i będziecie robić wywiady z kim innym”. Jakże się mylił. Świat wykręcił mu numer. Od pół wieku nie chce o nim zapomnieć. A teraz komitet Noblowski postawił siedemdziesięciopięcioletniego barda na cokole razem z największymi artystami pióra!

Reklama

Wciąż zmienia skórę. Zmienia gatunki, style i religie. Zmienia nawet nazwisko. Przychodzi na świat 24 maja 1941 r. w Duluth, górniczym miasteczku nad kanadyjską granicą w żydowskiej rodzinie. Nazywa się Robert Allan Zimmerman, ale zmieni nazwisko na Bob Dylan, gdy zakocha się w wierszach Dylana Thomasa. Śpiewać uczy się od kantora w synagodze. Ale zdradzi religijne psalmy dla folku. Jako chłopak odwiedza w szpitalu umierającego, legendarnego barda Woody'ego Guthrie. Postanawia wyjechać do Nowego Jorku i poświęcić się karierze piosenkarza folkowego. Opowiada o sobie bujdy, żeby wydać się tajemniczy i wyjątkowy. Jest młody, niechlujnie ubrany i ma talent, wielki, jak Góry Skaliste.

Sony Music

Lata sześćdziesiąte kipią rewoltą. Wojna w Wietnamie, hipisi i rock'and'roll. Świat staje na głowie. Świat potrzebuje słów, które opowiedzą o niepokoju, nazwą zmianę, dadzą nadzieję. I wtedy pojawia się Bob Dylan. Głos ma jak koza, zwykłą gitarę i drażniącą uszy harmonijkę ustną. Ale te teksty! Poezja o sile lawiny. Są wizyjne, piękne, ale też proste i mocne. Śpiewa o wolności, nędzy, przemocy, zagrożeniu wojną. Także o miłości, namiętności, Bogu. Słynne „Blowin in the Wind” pisze przy piwie w jakiejś nowojorskiej knajpie. Nie ma pojęcia, że właśnie tworzy hymn pokolenia. Potem powstaną "Mr. Tambourine Man", "Like a Rolling Stone" (od tej piosenki wzięli swą nazwę giganci rock'and'rolla Roling Stonsi) i wszystkie inne, dzięki którym piosenka staje się bronią. I sztuką. Podobno w 1964 roku w nowojorskim hotelu nauczył Beatlesów palić trawkę i przekonał, że piosenka może mieć literacką wartość.

W 1967 jest u szczytu. Popularności, dragów i pędu. Wtedy przeżywa poważny wypadek motocyklowy. Musi się zatrzymać i przemyśleć życie. W pokoju hotelowym w Tuscon odwiedza go Chrystus. Piosenkarz ma wizję i nawraca się na chrześcijaństwo. Gdy jego koledzy w latach siedemdziesiątych tworzą dalej psychodeliczne kawałki, on śpiewa o Bogu. I ewangelizuje wszystkich wokół. Jest nieznośny, ale wciąż utalentowany. Tworzy śpiewane opowieści, w których przegląda się kultura ludzkości. Owidiusz, Petrarka, Szekspir, Keats, Rimbaud, Eliot. Dylan - czarodziej tekstów. Wydaje kilkadziesiąt płyt i śpiewają go wszyscy. Covery idą w tysiące. Zmieniają się mody, technologia, a Bob Dylan, jak Latający Holender wciąż sunie przez ocean popkultury. Ma siedem nagród Grammy, Oscara dostaje w 2000 roku za piosenkę „Things Have Changed” z filmu „Cudowni chłopcy”. Nie tylko na scenie jest tak płodny. Ma dwie żony – z Sarą Lownds żyje od 1996 do 1977 i mają czworo dzieci. Drugą żonę, Carolyn Dennis, wokalistkę swego zespołu, trzyma w tajemnicy. Dopiero z biografii muzyka w 2001 roku świat dowiaduje się, że byli małżeństwem od 1986 do 1992 roku. Ich córka to Desiree Gabrielle Dennis-Dylan.

*

Dwadzieścia lat temu zawiązał się w Szwecji komitet, który bardzo się starał, żeby Dylan dostał nagrodę Nobla. W pracę komitetu włączył się Alle Ginsberg, słynny amerykański poeta. Jak widać, w końcu im się udało!

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama