Kiedy jest w mieście, patrzy w niebo i marzy o górach. Sebastian Karpiel-Bułecka kończy 41 lat
1 z 5
Jeden z najbardziej tajemniczych polskich muzyków z architektoniczną pasją. Sebastian Karpiel-Bułecka kończy 41 lat. Kiedy jest w mieście, patrzy w niebo i marzy o górach. Głośno mówi, że wierzy w Boga. Że czasem przed koncertem się napije. Nie znosi hoteli, kłamstwa i udawania. Kocha za to muzykę. Na scenie, zapomina o wszystkim. Ale to nie kariera jest dla niego najważniejsza. Co mu więc naprawdę w duszy gra?
Wraz z przyjaciółmi w 2005 oku stworzył zespół "Zakopower". Na początku tworzyli muzykę słowacką, węgierską, rumuńską. Marzyli o tym, żeby stale rozwijać się muzycznie i w końcu ambicje poparte ciężką pracą, doprowadziły do powstania oryginalnego „produktu muzycznego”. Od tamtego czasu cieszą się niesłabnącą popularnością. Ostatecznie ich repertuar to połączenie tradycyjnych góralskich melodii, nowoczesnych brzmień, rocka i popu.
Polecamy też: Sebastian Karpiel-Bułecka został ojcem. A co w "VIVIE!" opowiadał o dzieciach i rodzinie?
Sebastian Karpiel-Bułecka, bardzo dba o to, żeby swoich bliskich ochronić przed prasą. Dwa lata temu został ojcem. Wraz z Pauliną Krupińską wychowuje córeczkę, która nosi staropolskie imiona - Antonina Hanna. Spełniło się największe marzenie artysty. Niedługo znów zostaną rodzicami.
Czy zawsze chciał być sławny? „Nigdy tego nie planowałem. Zawsze chciałem grać, marzyłem, żeby ta nasza muzyka była rozpoznawalna. To było i jest najważniejsze”, odpowiedział.
Co Sebastian Karpiel-Bułecka mówił nam o marzeniach, pasji i o sobie samym? Z okazji urodzin artysty, przypominamy wywiad z 2009 roku, autorstwa Moniki Kotowskiej.
Zobacz też: Co robi Sebastian Karpiel-Bułecka w Operze? Co łączy go z Jerzym Maksymiukiem? Czym są "Głosy Gór"?
2 z 5
Sebastian, Ty ledwo żyjesz.
(Sebastian trze oczy i mierzwi włosy) Niewiele ostatnio spałem. Zaledwie po kilka godzin na dobę. Ciągle były koncerty. Tylko nie myśl, że się tu skarżę! Uwielbiam grać. Psychicznie wtedy odpoczywam. Tylko fizycznie trudno mi dojść do siebie. Dzisiaj mam pierwszy wolny dzień od kilku tygodni. A w poniedziałek w końcu pojadę do siebie, do Zakopanego.
– Nie lubisz Warszawy?
Nie chodzi o Warszawę. Wiesz, jestem góralem, trudno mi żyć w dużym mieście. Po kilku dniach tu spędzonych nie mogę sobie znaleźć miejsca. Ruch, gwar, ciągły pośpiech – to mnie najbardziej wykańcza. I smutno mi, kiedy idąc ulicami, widzę ludzi z pochylonymi głowami, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nigdy nie zdarzyło mi się zobaczyć w centrum Warszawy kogoś, kto obserwowałby niebo. Wszyscy mają zatroskane miny, cały czas się gdzieś spieszą, a ja nie chcę żyć w takim pędzie. Lubię rozkoszować się spokojem i nie mogę zrozumieć niektórych miejskich zasad, choćby tej, że kiedy chcesz odwiedzić kumpla, to musisz do niego zadzwonić z trzydniowym wyprzedzeniem. Co to za paranoja. U mnie w Kościelisku, kiedy chcesz do kogoś przyjść, to po prostu idziesz i już.
– To górale najlepiej wiedzą, jak żyć?
O nie! Jestem daleki od takiego stwierdzenia. Wiem, że w Polsce na przełomie XIX i XX wieku Podhale było miejscem, które skupiało ówczesną elitę intelektualną. Wielu wybitnych polskich twórców zachwycało się zwyczajami i mądrością życiową górali. To spowodowało, że do tej pory wśród górali pokutuje przekonanie, iż Zakopane jest pępkiem świata. A tak do końca nie jest. Górale, jak wszyscy inni, mają i wady, i zalety.
– A co najbardziej w nich cenisz?
Niech się zastanowię... Trudno na takie pytanie odpowiadać, bo w końcu sam jestem góralem, ale myślę, że w większości to honorowi ludzie. Tylko wiesz, kiedy tak mówię, już słyszę mieszkańców innej części Polski, którzy mówią: „A co, my nie jesteśmy honorowi?!”. Dla mnie magia Podhala to muzyka, kultura. Wychowałem się tam i za nic na świecie nie chciałbym zamieszkać gdzie indziej. Zresztą obiecałem sobie, że w ciągu kilku lat postawię w Kościelisku dom swoich marzeń. Sam go zaprojektuję i będę doglądał budowy. Jeszcze nie zacząłem robić szkiców, ale wszystko mam w głowie.
Polecamy też: Sebastian Karpiel-Bułecka został ojcem. A co w "VIVIE!" opowiadał o dzieciach i rodzinie?
3 z 5
– Muzyk z architektoniczną pasją. Jak to się stało, że zacząłeś studiować architekturę?
Architektura mnie zawsze pasjonowała. Siadasz nad kartką w ciszy i skupieniu i zastanawiasz się nad tym, jak ma wyglądać miejsce, w którym ty lub ktoś z twoich bliskich, przyjaciół czy znajomych będzie spędzał życie. To piękne.
– Podobno mama wybrała Ci te studia.
W życiu! Moja mama nigdy niczego mi nie narzucała. Jasne, że były momenty, kiedy się o mnie niepokoiła. Najgorzej było chyba wtedy, gdy wywalili mnie z technikum, bo zamiast chodzić na lekcje, wolałem muzykować z kumplami. Wtedy nie było wesoło. Ale udowodniłem jej, że nie jestem najgorszy, skończyłem liceum, a potem wyjechałem na studia na Politechnikę Krakowską. Dyplom zrobiłem w terminie i myślę, że mama była ze mnie dumna.
– A jak przetrzymałeś te pięć lat studiów w dużym mieście?
Oj, na początku było mi bardzo ciężko. Wracałem z uczelni o 18 i kładłem się spać, bo byłem nieprzytomny. A potem wstawałem o 21, przygotowywałem się do zajęć i znowu spałem. Mój organizm samoczynnie bronił się chyba przed wielkomiejskim środowiskiem. Ale przecież nie jestem jakimś dzikusem, w końcu się przyzwyczaiłem.
– Nie bałeś się, że architektura zupełnie wyprze muzykę z Twojego życia?
No co ty! Muzykę mam w sercu, tego nie da się wyprzeć. Kiedy byłem mały, szybko zrozumiałem, że na Podhalu szanuje się najbardziej tych, którzy czują muzykę. Byłem ambitny, też chciałem grać. Tym bardziej że jako kilkulatek byłem zafascynowany swoim przyrodnim bratem. Jest charyzmatyczną postacią. Starszy ode mnie o 20 lat, multiinstrumentalista, architekt. Marzyłem, że kiedyś będę taki jak on. To przede wszystkim dzięki niemu zacząłem śpiewać i pasjonować się muzyką. Na początku interesowałem się muzyką podhalańską, a potem z chłopakami, z którymi teraz tworzymy Zakopower, postanowiliśmy pójść dalej. Graliśmy muzykę Karpat: słowacką, węgierską, rumuńską. Marzyliśmy o tym, żeby stale rozwijać się muzycznie. Nasze ambicje poparte ciężką pracą doprowadziły do powstania zespołu Zakopower. Dzięki przyjaźni z Mateuszem Pospieszalskim i jego wielkiemu zaangażowaniu udało nam się stworzyć bardzo oryginalny „produkt muzyczny”, o ile muzykę można tym mianem określić.
Polecamy też: Sebastian Karpiel-Bułecka został ojcem. A co w "VIVIE!" opowiadał o dzieciach i rodzinie?
4 z 5
– Nie popsuło się między Wami, kiedy Wasza kariera nabrała rozpędu, gdy zaczęły się koncerty, wywiady, konkursy?
Wcale. Zakopower tworzą ludzie, którzy twardo stąpają po ziemi. To są moi najlepsi przyjaciele, do których mogę zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, pogadać, poradzić się. Tak naprawdę to ja mam chyba w tej całej drużynie najtrudniejszy charakter. Jestem niecierpliwy, wybuchowy, miewam humory. Ale chłopcy mnie znają i wiedzą, że szybko mi przechodzi, i nie przejmują się tym za bardzo (śmiech).
– Chciałeś być sławny?
Nigdy tego nie planowałem. Zawsze chciałem grać, marzyłem, żeby ta nasza muzyka była rozpoznawalna. To było i jest najważniejsze.
– Często o tym, co najważniejsze, o życiu, rozmawiasz z mamą?
Teraz już nie, bo mama wyjechała z Polski. Mieszka w Chicago z dużą częścią mojej rodziny. Odwiedziłem ich ze trzy, może cztery razy. Ale świetnie pamiętam zasady, które mama mi wpajała. Na przykład taką, żeby w życiu bardziej myśleć o innych niż o sobie.
– Udaje Ci się to na co dzień?
Nie zawsze, ale bardzo się staram. To piekielnie trudne i o wiele łatwiej jest o tym mówić, niż wcielać to w życie.
– Twarde zasady miałeś chyba od zawsze. Powiedziałeś kiedyś, że nigdy nie będziesz uprawiał seksu z kobietą, której nie będziesz kochał.
To nadal jest aktualne.
– Nigdy nie odstąpiłeś od tej zasady?
To byłoby kompletnie bez sensu.
– A potrafisz sobie wyobrazić, że nie jesteś zakochany kilka lat? Co wtedy?
Nic. Poczekałbym. Bo po co chodzić do łóżka z kimś, kto jest mi obojętny? To nie dla mnie. Seks jest dopełnieniem miłości, a skoro nie ma miłości, to nie ma seksu. Nie wyobrażam sobie inaczej i myślę, że ludzie, którzy tego nie rozumieją, wcześniej czy później są zmęczeni takim życiem.
Polecamy też: Sebastian Karpiel-Bułecka został ojcem. A co w "VIVIE!" opowiadał o dzieciach i rodzinie?
5 z 5
– A jest coś, o czym marzysz?
Żebym miał gdzie i do kogo wracać. Każdy człowiek potrzebuje azylu, miejsca, żeby się zregenerować, nabrać sił. Dla jednego będzie to kawałek pola, dla kogoś innego rodzinne miasto, dla mnie taką oazą będzie moja rodzina.
– Będziesz swoje dzieci uczył muzykowania?
Będę się starał. Chociaż jestem niecierpliwy i nie mam talentu pedagogicznego. Liczę na to, że moje dzieci odziedziczą miłość do muzyki po swoich przodkach (śmiech).
– Twoja rodzina cieszy się na Podhalu dużą estymą. A skąd przydomek „Bułecka”?
Na Podhalu mieszka dużo rodzin, które noszą takie same nazwisko, mimo że często nie są ze sobą spokrewnione. Przydomki nadaje się dla rozróżnienia rodów. To zabawna historia. Kiedy moja prababcia była chora, jej mama codziennie do szpitala przynosiła pachnące, świeże bułki. Wtedy na Podhalu była bieda i pieczywo było prawdziwym rarytasem, wszyscy babci tych bułek zazdrościli. I stąd wziął się nasz przydomek (śmiech).
– Bardzo dbasz o to, żeby swoich bliskich ochronić przed prasą. Zawsze zaznaczasz, że nie będziesz mówił o życiu prywatnym i broń Boże nie można nawet zapytać, czy jesteś z Kayah, czy nie.
No bo nie widzę potrzeby, żeby o tym rozmawiać.
– Hardy z Ciebie góral.
Nauczyłem się już, że moje wyznania w tej kwestii i tak nic nie zmienią.
– Próbowałeś kiedyś coś wyznać?
Tak. Wiele razy, ale tak się śmiesznie składa, że ludzi nie interesują wyznania, tylko plotki. Wobec tego odpuściłem sobie wszelkie zwierzenia na temat mojego prywatnego życia. I niech tak będzie.