Magda Umer i Andrzej Nardelli: wróżono im rychły ślub. Ale on zginął tragicznie w 1972 roku
„Byliśmy promienną parą”, mówiła artystka o tym związku
- Agnieszka Dajbor
W tę mrożącą krew w żyłach historię wprost trudno uwierzyć. Był upalny dzień, 11 czerwca 1972 roku. Za chwilę miał odbyć się festiwal w Opolu, wcześniej zaplanowano próby do niego. Wydarzenie uświetnić miał m.in. występ Magdy Umer i Andrzeja Nardellego. Mieli wykonać utwór „O niebieskim pachnącym groszku”. On na tę okazję wybrał dla ukochanej bladoniebieską tkaninę na sukienkę, ona dla niego czarny aksamitny materiał na garnitur. Mieli spotkać się już na miejscu. Wcześniej on pojechał do rodziny, by pomóc przy budowie domku letniskowego. Z racji upału postanowił schłodzić się w Narwi, popływać. Ta przygoda kosztowała go życie... Spuszczono wówczas wodę ze zbiornika retencyjnego, nikt nie słyszał ostrzeżeń. Andrzej Nardelli został porwany przez wielką falę.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 7.04.2024 r.]
Magda Umer i Andrzej Nardelli: historia miłości
Wokół tej śmierci narosło wiele domysłów. Pewnie tak, jak przy wielu tragicznych odejściach młodych ludzi. A Andrzej Nardelli miał dopiero 25 lat i całe życie przed sobą. Mówiono, że popełnił samobójstwo z powodu swojej orientacji seksualnej (był prawdopodobnie gejem albo biseksualistą). Że był nadwrażliwy. Jego śmierć wywołała szok. Był znany, popularny, miał mnóstwo wielbicielek – do tej pory na różnych forach jest z sentymentem wspominany. Przed Teatrem Narodowym w Warszawie, gdzie grał Kordiana, wystawiono jego portret. Dziewczyny płakały, kładły tam bukieciki kwiatów. Wspominano, że przez tyle wieczorów Nardelli zaczynał spektakl od słów: „Zabił się młody…”.
Na festiwalu W Opolu Magda Umer wystąpiła sama.
„Groszku pachnącego przyniosłeś mi w dłoni
dałeś groszek, dłoni nie chciałeś już dać.
Stoi tu na biurku i milczy jak płomień.
Zmusza do milczenia tak jak ty, twój kwiat.
Niebieskie płomienie o zimnym kolorze
spalają najprędzej niech spalą na proch.
A ze mną myśl gorzką żem dłużna ci może
Choć dałeś kwiat groszku a ja ci łez groch.
Takam mała a łzy takie ogromne,
Takie ciężkie, że aż głowa się chyli,
Opadają te łzy moje w dół pionem,
Tak najprościej ku głębokim dnom chwili.
Takam mała a łzy takie ogromne,
Takam mała a łzy takie ogromne,
Takam mała a łzy takie ogromne,
Takam mała a łzy takie ogromne,
Stoisz mi w oczach jak łzy”
– śpiewała z przejęciem wiersz Andrzeja Trzebińskiego, a muzycy z orkiestry płakali.
Magda Umer, Warszawa 1972 r.
Magda Umer i Andrzej Nardelli: „Byliśmy promienną parą”
Po latach wspominała: „Andrzej miał najpiękniejszy uśmiech na świecie. Przychodził zawsze po mnie, wsiadaliśmy do autobusu i uczyliśmy się wierszy. Ludzie zwracali na nas uwagę. Byliśmy promienną parą, jakieś szczęście od nas biło”.
Wydawali się dla siebie stworzeni. Oboje mieli w sobie coś czarownego, naturalnego, młodzieńczego. Byli raczej chłopakiem i dziewczyną niż parą estradowych gwiazd. Cudownie śpiewali razem piosenkę „Już szumią kasztany” (za znanym szlagwortem: „Przepraszam za słońce, przepraszam za deszcz. Przepraszam, za co tylko chcesz”). Należeli do nowego pokolenia, które na początku lat 70. błyskawicznie podbiło serca polskiej publiczności.
Andrzej Nardelli
Magda Umer, polonistka, zaczynała w kabarecie, który stworzyli jej koledzy: Andrzej Wojciechowski – po latach twórca Radia Zet; Janusz Weiss – znany dziennikarz i Krzysztof Knittel – znany kompozytor muzyki współczesnej. Wszyscy byli z tego samego liceum im. Gottwalda w Warszawie. Pamiętali, jak Magda śpiewała na akademiach szkolnych ballady Okudżawy. I zaprosili ją do współpracy. „Piękna dziewczyna z pięknym głosem”, wspominał ją Krzysztof Knittel. W 1970 roku zaśpiewała piosenkę „Koncert na dwa świerszcze i wiatr w kominie”, która stała się wielkim przebojem.
Andrzej Nardelli (nazwisko odziedziczył po włoskich przodkach) należał do tego samego aktorskiego pokolenia co Piotr Fronczewski i Andrzej Seweryn. W 1970 roku, jako najmłodszy aktor w historii, zagrał Kordiana w Teatrze Narodowym w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. W tym spektaklu wydawał się kolegą młodych ludzi, którzy siedzieli na widowni. Tak zresztą ta rola była pomyślana. Wróżono mu wielką karierę. Ale jak wspominała Magda Umer, sam Nardelli bardzo przeżywał nie zawsze pozytywne recenzje swoich ról. Nie miał pewności, czy jest dobrym aktorem. Marzył, by zagrać u Wajdy.
Występował w „Piwnicy” Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza – śpiewał tam poezję Norwida. Ale dobrze wychodziły mu też takie przeboje, jak „Wakacje z blondynką”.
Film "Szklana kula" 1972;
Andrzej Nardelli i Magda Umer: jak się poznali?
Poznali się na początku lat 70. Krystyna i Michał Bogusławscy, reżyserzy telewizyjni, zaangażowali ich do filmu muzycznego „Jest czy się śni”. Jak wspomina Magda Umer, kręcili go w Bieszczadach. Pierwszy dzień zdjęciowy wypadał 7 kwietnia. To był dzień urodzin Andrzeja: „Kończył 25 lat. Przyjechał do hotelu pociągiem i przywiózł taki wymiętoszony, zmęczony tort. Obiecywał, że w przyszłym roku będzie ten tort wypoczęty i będzie na nim 26 świeczek”.
Równocześnie przygotowywali razem programy telewizyjne poświęcone poetom wojny w reżyserii Bogusławskich. Na próby do studia przy ul. Woronicza jeździli razem. Byli sąsiadami. „Błyszczał, promieniował miłością do świata i wiarą w Boga. Był bardzo religijny, ale nikomu tej religii nie narzucał. Nie mówił po śląsku, ale nigdy się nie wstydził, że jest ze Śląska. Nie wtopił się w Warszawę. On był obywatelem świata…”.
„Byliśmy inni”, opowiada Magda Umer. „Ja lubiłam się wyspać, patrzeć na drzewa, powąchać konwalie, a Andrzej chciał tylko grać i grać. Ja byłam człowiekiem nauki, on kultury. Zaczynał się czas hipisowski. Wszyscy pili, palili, on nie. To był chłopiec we mgle. Gibki, lekki, cały płynął”.
Wspomina, że czuło się u niego jakieś rozdwojenie. „Andrzej nie mówił otwarcie, o co mu chodzi, a my mieliśmy taką zasadę, że nikt nie wchodził w butach do czyjegoś życia”.
O tym, że Andrzej Nardelli i Magda Umer chcieli się pobrać, mówiła jego matka. Sama wokalistka nigdy tego nie skomentowała. Pozostała jednak wobec partnera sprzed lat wierna pamięcią, zrealizowała film pt. „Andrzej. Wspomnienie o Andrzeju Nardellim”. Zrobiła go dopiero w 1993 roku, bo jak mówiła, wcześniej było to dla niej zbyt bolesne. On na zawsze pozostał romantycznym, pięknym chłopcem, z wielkimi widokami na przyszłość. Pochowano go w czarnym aksamitnym garniturze, w którym miał wystąpić u boku Magdy Umer w Opolu.
W 2017 roku na swoim profilu na Facebooku Magda Umer pisała: "Andrzej Nardelli. Mój przyjaciel. Żył 25 lat. Dzisiaj obchodziłby 70 urodziny. Miał tyle planów na przyszłość. Stoi mi w oczach jak łzy i tak już będzie zawsze. I na zawsze będzie w nich młody i uśmiechnięty".
***
Przy pisaniu tekstu korzystałam z zapisu ścieżki dźwiękowej filmu Magdy Umer „Andrzej. Wspomnienie o Andrzeju Nardellim”.