„Mężczyzna potrzebny jest kobiecie jak rybie narty”. Maria Czubaszek dowcipnie o miłości i małżeństwie w nowej książce
Ukazała się książka Marii Czubaszek "Nienachalna z urody". Powszechnie lubiana satyryczka, pisarka i felietonistka nie doczekała jej premiery. Zmarła 12 maja, pozostawiając pogrążonych w żałobie męża, przyjaciół i licznych fanów. Będzie nam brakować jej inteligentnego poczucia humoru i dystansu. Mówiła, że "śmierć to już po balu", że po niej nie ma już nic. Jednak zostawiła nam w spadku teksty, nagrania i bon moty, które zdążyły na stałe zapisać się w języku i kulturze. Zachęcamy do przeczytania fragmentu książki. "Nienachalna z urody", od 17 maja do kupienia w księgarniach.
Polecamy też: Wywiad z Marią Czubaszek i jej mężem Wojciechem Karolakiem.
Maria Czubaszek o miłości w nowej książce
„Kiedy byłam młoda, zdarzało mi się zakochiwać i tracić kontakt z rozumem. Na szczęście zazwyczaj już po dwóch, trzech tygodniach wszystko wracało do normy. Ten stan ducha (dla niektórych także fizjologiczny, bo podobno lęgną się im motyle w brzuchu), moim zdaniem, jest mocno przereklamowany, podobnie zresztą jak seks. Absolutnie zgadzam się z zasłyszaną gdzieś tezą, że „mężczyzna potrzebny jest kobiecie jak rybie narty”.
Mówię tak, chociaż sama mam męża i biorąc pod uwagę mój wiek, zapewne będzie to już ostatni. I uważam, że powinniśmy się kochać, bo inaczej byśmy się pozabijali. Choć do miłości nie zawsze jest potrzebna druga osoba w pobliżu. Czasem nawet jest lepiej, gdy jej nie ma w okolicy.
Miłość to jedyny powód, dla którego z Karolakiem jesteśmy razem już ponad trzydzieści lat. I muszę przyznać, że Karolak jest fajny; oczywiście, ma przy tym mnóstwo wad. Pewnie dlatego też najlepiej się czujemy, kiedy jesteśmy sami. Nie jesteśmy jak papużki nierozłączki.
Dawno temu, kiedy Karolak wyjeżdżał na kontrakty zagraniczne, znajomi wydzwaniali, żeby mnie wyciągnąć z domu na obiad albo zaprosić do teatru, bo uważali, że skoro ja taka sama siedzę, to muszę być strasznie nieszczęśliwa. Pewnie myśleli, że ja siedzę, palce i pięty obgryzam i czekam, kiedy ten Karolak wróci. A ja bardzo dobrze się czułam pod jego nieobecność. I tak jest nadal. Mijamy się w domu, bo chodzimy spać o różnych porach. A w tygodniu raz ja wyjeżdżam na spotkania, a raz on na koncerty. Choć mieszkamy razem, potrafimy się rzadko widywać.
Pamiętam swoich rodziców, którzy razem wychodzili na ósmą do pracy, razem pracowali, razem wracali, razem jedli obiad, kolację itd. Przecież byśmy się z Karolakiem pozabijali! To, jak żyjemy, nam odpowiada i dzięki temu jesteśmy tyle lat razem. A zatem kochajmy się; najlepiej w pewnej odległości od siebie.
Większość moich znajomych, zwłaszcza tych zamężnych, ma mi za złe, że czasem bagatelizuję instytucję małżeństwa. A to nieprawda. Sama, choć już blisko czterdzieści lat temu, tuż po ślubie, napisałam piosenkę Wyszłam za mąż, zaraz wracam (może nawet jeszcze prędzej, bo w małżeństwie ja się raczej nie zagnieżdżę), a zagnieździłam się na dobre (i złe) i chyba już nie wrócę. Bo wprawdzie to już nie te czasy, kiedy sensem życia kobiety był mąż, uważam jednak, że małżeństwo nadal ma swoje zalety. Nawet, a w niektórych przypadkach zwłaszcza, małżeństwo nieudane. Jak na przykład byłej modelki Heather Mills i eks-beatlesa Paula McCartneya.
Otóż za kilka lat tego związku Heather otrzyma od swego byłego męża około siedemdziesięciu czterech milionów euro. I dlatego śmiem twierdzić, że nawet nieudane małżeństwo ma swoje zalety. Pod warunkiem, oczywiście, że wyjdzie się za odpowiedniego mężczyznę”.
Premiera książki Marii Czubaszek odbyła się 17 maja.
Polecamy też: Maria Czubaszek: "Uważam, że śmierć to już po balu". Przypominamy sesję i cytaty z VIVY!