Reklama

Magazyn „Time” okrzyknął ją człowiekiem roku 2019. Ma tyle samo przeciwników, co zwolenników. Jednak Grecie Thunberg trudno odmówić jednego: w krótkim czasie stała się najbardziej popularną nastolatką na świecie i ikoną ruchu proekologicznego. Jednak już jako dziecko miała poważne problemy z odżywianiem, cierpiała na depresję i miała stany lękowe. O tym, przez jakie piekło przeszli, rodzice 16-latki opowiedzieli w książce „Sceny z życia rodzinnego”. Publikujemy jej fragmenty!

Reklama

Choroba Grety Thunberg: problemy z odżywianiem

Gdy była w piątej klasie szkoły podstawowej, przestała jeść. Miała wówczas 11 lat. Dla wszystkich domowników stało się jasne, że sprawa jest poważna, gdy równocześnie Greta Thunberg miewała coraz częste napady płaczu i trudno było ją uspokoić. Był rok 2014...

„Ciągle płakała: wieczorami przed zaśnięciem, w drodze do szkoły, na lekcjach i w czasie przerw. Nauczyciele dzwonili do nas prawie codziennie. Po każdym telefonie Svante [ojciec dziewczynki - red.] rzucał wszystko i jechał po córkę. W domu od razu prowadził ją do Mosesa, bo tylko w towarzystwie psa czuła się odrobinę lepiej. Godzinami przesiadywała z naszym golden retrieverem, poklepywała go i gładziła po sierści. Próbowaliśmy coś zrobić, ale nic nie pomagało. Nasza córka zachowywała się tak, jakby nagle pogrążyła się w ciemności i przestała normalnie funkcjonować. Przestała grać na pianinie. Przestała się śmiać. Przestała mówić. Nie chciała jeść”, opisują w książce „Sceny z życia rodzinnego”.

11-letnia wówczas córka śpiewaczki operowej Maleny Ernman i aktora Svante Thunberga je bardzo mało i powoli. „śniadanie: 1/3 banana, czas spożycia posiłku: 53 minuty”, zapisują rodzice na kartce A3, znajdującej się w kuchni. To rada lekarzy, którzy zajmują się zaburzeniami odżywiania.

„Zapisuje się kolejne posiłki i tym sposobem powstaje lista tego, co się je n a j c z ę ś c i e j, co b y ć mo ż e uda się zjeść później i tego, co c h c i a ł o b y się zjeść. Nasza lista jest krótka: ryż, awokado i gnocchi”.

AP/Associated Press/East News

Greta z ojcem, Svante Thunbergiem, grudzień 2018

Greta nie chodzi do szkoły. Opuszcza zajęcia, grono pedagogiczne i dyrekcja są zaniepokojeni. Rodzice odchodzą od zmysłów, starają się dowiedzieć, co dolega ich córce. Kursują od lekarza do lekarza, rozpaczliwie, byle tylko ktoś postawił jednoznaczną diagnozę. Ale do tego jeszcze długa droga...

11-latka nie je już od dwóch miesięcy. Jeśli nic się nie zmieni, zostanie przyjęta do szpitala. Pewnego dnia na obiad je „gnocchi”, włoskie kopytka.

„Nakładamy na talerz małą porcję i pilnujemy, żeby zachować równowagę. Jeśli będzie ich za dużo, nasza córka niczego nie tknie, jeśli za mało – zje niewiele. Generalnie i tak je za mało, ale w jej przypadku liczy się każdy kąsek. Każdy na wagę złota. Greta zaczyna od selekcji klusek. Obraca je na wszystkie strony, naciska, kilkukrotnie powtarza te czynności. Po dwudziestu minutach w końcu zaczyna jeść. Liże kluskę, ssie ją, odgryza małe kawałki. Idzie jej dosyć wolno. Pierwszy etap dobiegł końca. Trwał trzydzieści dziewięć minut. Sięga po następną porcyjkę. Te interwały mają różną długość, wszystko notujemy, liczymy liczbę gryzów, niczego nie komentujemy. – Już się najadłam – mówi nagle Greta. – Więcej nie wcisnę”.

Zjadła 5 gnocchi w dwie godziny i 10 minut...

W jeden z weekendów września 2014 roku całą rodziną pieką bułeczki. Starannie, spokojnie, by wszystko przebiegało w miłej atmosferze. Gdy wydaje się, że plan został zrealizowany z nawiązką, okazuje się, że Greta nie tknie ani jednej. W jej rodzicach coś pęka. Zaczynają prosić, po chwili jednak podnoszą głos, w końcu krzyczą, że musi jeść, bo inaczej umrze. I wtedy 11-latka wpada w histerię.

„Wydaje z siebie dźwięk, jakiego nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Z jej gardła wydobywa się prawdziwy ryk, który trwa ponad czterdzieści minut. Brzmi tak, jakby dobiegał z jakiejś czeluści. Pierwszy raz od czasów niemowlęctwa słyszymy jej krzyk. Tulę ją w ramionach, a Moses kładzie się obok i przykłada swój wilgotny nos do jej głowy. Stos bułeczek leży na podłodze na środku kuchni”, relacjonuje w książce matka dziewczynki.

Greta uspokaja się po godzinie. Później jadą na jeden ze spektakli, w którym bierze udział Malena Ernman. W drodze 11-latka pyta czy kiedykolwiek wyzdrowieje. Rodzice zapewniają, że tak, choć wydaje się, że w tamtej chwili nie byli tego wcale tacy pewni...

Greta Thunberg: badania, szpitale i... przełom

Kolejne badania. Ich wyniki przerażają. Rodzice Grety szukają pomocy u kolejnych specjalistów, którzy starają się ich pocieszyć, jednak dalecy są od postawienia precyzyjnej diagnozy. Jedna z lekarek kieruje ich na konsultację do szpitala psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży. Tłumaczy, że zachowanie dziewczynki nie jest aż tak dziwne na tle rówieśniczek, które również wkraczają w okres dojrzewania. Mówi, że w takich przypadkach przyczyna najczęściej leży w psychice, nie fizycznie w organizmie.

Wertowanie internetu, rozpaczliwe poszukiwanie pomocy wśród lekarzy i znajomych, ciągły lęk i pytanie: co dolega ich córce. Z pomocą przychodzi szkolna pedagog, która ma dużą wiedzą na temat zespołu Aspergera. Po przeprowadzeniu odpowiednich testów stwierdza, że Greta ma jego zaawansowane stadium. Jednak dziewczynka nie wykazuje typowych objawów. Co więcej, z czasem przestaje mówić, porozumiewa się jedynie z najbliższymi członkami rodziny: rodzicami oraz siostrą. Nadal nie je. Po dwóch miesiącach traci aż 10 kilogramów!

„To bardzo dużo jak na tak małą dziewczynkę. Ma niską temperaturę ciała, a puls i ciśnienie krwi świadczą o niedożywieniu. Nie może wejść po schodach, a w trakcie testów na depresję wyje na cały głos. Wyjaśniamy jej, że powinna stopniowo oswajać się z myślą, iż od czasu do czasu będzie musiała na trochę zamieszkać w szpitalu, po czym tłumaczymy, w jaki sposób można dostarczyć organizmowi pożywienie bez konieczności jedzenia – dzięki rurkom i kroplówkom”, czytamy.

MALIN HOELSTAD/SVD/TT/AFP/East News

Greta Thunberg z mamą, śpiewaczką operową Maleną Ernman, kwiecień 2018

Diagnoza: co dolega Grecie Thunberg? Gnębienie w szkole

W końcu, gdy jeden z lekarzy mówi, że będą musieli przyjąć ją na oddział, jeśli spadek wagi nie ustanie, dziewczynka podejmuje decyzję, że chce jeść jak dawniej. Nie jest to proste, organizm wciąż jest bardzo słaby, cały proces długotrwały. Banan zjedzony w 25 minut, awokado z 25 gramami ryżu w 30 minut. Ale utratę kilogramów udaje się po dwóch miesiącach zatrzymać. Dziewczynka stopniowo przybiera również na wadze.

Greta otrzymuje także dawkę leku antydepresyjnego, która stopniowo będzie zwiększana. Ma świetną pamięć, w kilka minut jest w stanie nauczyć się nazw wszystkich stolic świata czy układu okresowego pierwiastków. Dzięki pomocy jednej z nauczycielek w szkole udaje jej się zaliczyć piątą klasę. Wciąż jednak nie pasuje do żadnego wzorca chorobowego, rodzice miotają się między trzema instytucjami. Wiedzą, że są zdani głównie na siebie.

Z czasem 11-latka otwiera się. Opowiada o horrorze w szkole i prześladowaniu przez rówieśników.

„Greta opowiada nam, jak ją przewrócili na dziedzińcu albo zwabiali w różne dziwne miejsca; o całkowitym wyobcowaniu i o swoim azylu w toalecie dla dziewczynek, w której czasem udawało jej się znaleźć schronienie. Stała tam i płakała do czasu, aż nauczyciele pełniący dyżur na przerwach zmuszali ją do wyjścia na boisko”.

Nie chce mieć przyjaciół. Mówi, że „wszystkie dzieci są złośliwe”. Woli towarzystwo psa w domu. Nadal uczy się po kryjomu w bibliotece z nauczycielką, której dyrekcja grozi regularnie zwolnieniem. W końcu rodzice składają skargę do kuratorium po tym, jak otrzymali wiadomość, że to Greta jest problemem dla innych dzieci, bo „mówi zbyt cicho” i „nigdy się z nikim nie wita”.

Gdy przybiera na wadze i stan jej zdrowia jest ustabilizowany, zostają przeprowadzone testy neuropsychologiczne. Okazuje się, że 11-latka ma zespół Aspergera, „daleko zaawansowany autyzm i zaburzenia obsesyjno-kompulsywne”.

„Można postawić jeszcze jedną diagnozę, a mianowicie, że Greta cierpi na mutyzm wybiórczy. Na szczęście często się zdarza, że to schorzenie z czasem samo ustępuje”, piszą jej rodzice.

W końcu ich piekło dobiega końca. Dziękują szkolnej pedagog za postawienie właściwej diagnozy już na początku tej drogi. I zaczynają życie na nowo, tym razem ze świadomością, że choć droga będzie trudna i pełna wyzwań, wiedzą, jak budować stabilną przyszłość starszej córki...

Reklama

Okładka książki „Sceny z życia rodzinnego”, z której pochodzą wszystkie wykorzystane w artykule cytaty:

Materiały prasowe/Post Factum
Reklama
Reklama
Reklama