Reklama

Joanna Sarapata i Jarosław Jakimowicz byli przed laty jedną z najpopularniejszych par polskiego show-biznesu. Gdy spotkali się po raz pierwszy, artystka wcale nie wiedziała, że w oko wpadł jej mężczyzna, w którym „kochało się pół Polski”. Uczucie między nimi narodziło się w mgnieniu oka. Niestety, związek zakończył się po tym, jak aktor wdał się w płomienny romans...

Reklama

Związek Joanny Sarapaty i Jarosława Jakimowicza

To miała być po prostu kolejny projekt zawodowy. Joanna Sarapata zdecydowała się zagrać w reklamie firmy ubezpieczeniowej. Na planie wpadła jednak na Jarosława Jakimowicza — wówczas nie wiedziała, że przystojny początkujący aktor już dwa miesiące później zostanie jej mężem. Ich związek jednak nie miał szczęśliwego zakończenia: para rozwiodła się w 2010 roku.

Teraz artystka powróciła do początków swojego związku z aktorem na łamach autobiografii „Do Stu razy sztuka”. Zapraszamy do lektury fragmentu książki.

Zobacz także: Joanna Sarapata została wykorzystana przez przyjaciela. "Ludzie się zmieniają"

Joanna Sarapata i Jaroslaw Jakimowicz - Slub Joanny Sarapaty i Jarka Jakimowicza 12.1998,Image: 427750312, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Studio69 / Studio69 / Forum
Joanna Sarapata i Jaroslaw Jakimowicz - Slub Joanny Sarapaty i Jarka Jakimowicza 12.1998,Image: 427750312, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Studio69 / Studio69 / Forum Studio69/Forum
Joanna Sarapata, VIVA! 22/2024
Joanna Sarapata, VIVA! 22/2024 Fot. MARLENA BIELINSKA

Joanna Sarapata „Do Stu razy sztuka” – fragment książki

Nie wiem, czy rzeczywiście byłam najlepsza, czy to mój wygląd, czy to, jak mówię po francusku, czy w końcu decyzja Jarka przesądziła, że casting wygrałam. A teraz wersja Jarka z wywiadu: „Wyglądałaś pięknie. Bił od ciebie tak niesamowity blask, siła i bardzo pozytywna energia. Mam to zresztą nagrane na kasecie, którą oglądałem potem chyba ze sto razy, sam i z klientem. Wiedziałem, że się w tobie zakochuję”. Zdjęcia do reklamy mieliśmy kręcić w parku w Wilanowie.

Był zimny, nieprzyjemny wrzesień, pogoda koszmarna. Wcześniej z produkcją reklamy ustaliłam, w co będę ubrana, na planie miał być makijażysta i fryzjer. Kiedy przyjechałam, cała ekipa powitała mnie kwiatami. Siadłam z kubkiem gorącej kawy przy stole i czekałam na reżysera i wskazówki, co mam robić. Mieszałam kawę łyżeczką, gdy przede mną wyrósł jak spod ziemi mężczyzna ze zdjęcia, galerii i castingu. Aż zakręciło mi się w głowie. A wtedy ów przystojny aktor, w którym kochało się pół Polski, a o którego istnieniu jeszcze kilka tygodni wcześniej nie miałam pojęcia, poza tym, jak twierdziła znajoma dziennikarka, „byłam bez szans”, niespodziewanie położył mi na kolanach wielki bukiet kwiatów. Spojrzałam na niego. Wyglądał nie jak milion, ale jak dwa miliony dolarów. Albo trzy, albo pięć. Jeszcze lepiej niż na tamtym zdjęciu, które wyrzuciłam razem z gazetą.

Wysoki, szczupły, opalony. Długie jasne włosy zakładał za uszy, niesforne kosmyki wymykały się, tańcząc na wietrze, w jasnej twarzy świeciły błękitne oczy, sto razy bardziej błękitne niż niebo w Saint-Tropez. Nosił niebieską koszulę, dżinsy, mokasyny, na ramiona miał narzucony sweter. Wyglądał jak młodzi chłopcy we Francji. Położył mi kwiaty na kolanach, wziął moją rękę, podniósł do ust, pocałował. Jego blond włosy pieściły moją twarz i dłoń.
– Cieszę się, że panią poznałem.
Motyle w brzuchu natychmiast dały o sobie znać. Skąd tam się wzięły? Wcale ich nie zapraszałam! Co on tu w ogóle robi, ten przystojny Jakimowicz? Widziałam go wprawdzie wcześniej na castingu, wydawał nawet jakieś polecenia, ale przecież był aktorem, tak przynajmniej powiedziała mi znajoma.
– To ja z panem będę grała w tej reklamie? – spytałam łamiącym się głosem. Roześmiał się.
– Nie, nie, jestem producentem tej reklamy.

Spojrzeliśmy na siebie. Od błękitu jego oczu znów zakręciło mi się w głowie. Iskra przeleciała po plecach. Aż zabolało. Nagle zrozumiałam. Tak, to jest to! Uderzenie pioruna, o którym pisali w wierszach i powieściach romantyczni twórcy. Nie miałam wątpliwości – nasze dusze gdzieś się już wcześniej musiały spotkać. Już się wcześniej musiały umówić. I wystarczyła ta wymiana spojrzeń, żebyśmy oboje wiedzieli. To była miłość. Serce biło mi tak, że bałam się, że wyskoczy z piersi i jak zabawka na sprężynce będzie skakać po stole. A tu miałam zagrać w reklamie, zrobić coś, czego wcześniej nie robiłam. Moja rola – wdowa, która straciła męża, ma małą córeczkę. Spacerując po parku – tak było w scenariuszu – uspokaja dziewczynkę, że poradzą sobie w trudnej sytuacji, bo są ubezpieczone.

– Nie martw się, jesteśmy ubezpieczone, nic złego nas nie spotka – powtarzałam swoją kwestię po francusku. Doskonale, grałam wdowę, a za dwa miesiące jako panna młoda miałam wystąpić na okładce, o której będzie mówiła cała Polska. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak będzie, choć pierwsze kroki zostały poczynione, już szliśmy z Jarkiem do siebie. Już nic nie mogło nas zatrzymać. Tempo – jak się potem okazało – mieliśmy szaleńcze.

Podczas kręcenia zdjęć przystojny producent nieustannie był przy mnie. Sprawdzał włosy, makijaż, jak wypadam w kamerze. Pytał, czy mi nie zimno, może chcę kawy, herbaty, może koc, by się ogrzać? Żaden facet tak za mną nie latał! Aż dziw, że w ogóle nakręciliśmy tę reklamę, bo napięcie między nami było ogromne i chyba wyczuwało się to na planie. Kiedy jednak udało się zakończyć pierwszy dzień zdjęciowy i padł ostatni klaps, natychmiast podbiegł do mnie:
– W pani można się kompletnie zakochać – powiedział. – Ale tak naprawdę nie wiem, jaki jest pani stan.
Roześmiałam się.
– Wolna.
– To znaczy, że mogę zaprosić panią na kolację?
Kiwnęłam głową. Z jednej strony byłam szczęśliwa, choć wciąż kołatało mi w pamięci to, co powiedziała znajoma dziennikarka. I te dwadzieścia osiem czy dziewięć lat. O rany, jeszcze mniej niż Marc! Na kolację iść mogłam, czemu nie. Nawet bardzo chciałam. Tylko co dalej? Kolację tego wieczora zjedliśmy w modnej wówczas restauracji Grand Kredens w Alejach Jerozolimskich. Nawet nie pamiętam, co jedliśmy ani o czym rozmawialiśmy, tak bardzo byłam w niego wpatrzona. Odwiózł mnie później do domu do Komorowa. Powiedziałam, że mieszkam z rodzicami i synem. Wiedział, że tego wieczora, nie ma tam wstępu. Nie chciałam go zapraszać. Jeszcze nie…

Wszystko w moim życiu znów działo się jak w przyspieszonym filmie. Nie spałam całą noc. Nie zmrużyłam oka, jakbym nie chciała utracić ani chwili z tych pierwszych miłosnych uniesień. Gdy człowiek jest jeszcze niepewny, ale już trudno mu oddychać bez tej drugiej osoby. Zadzwonił następnego dnia z informacją, że reklama została wstrzymana, bo zachorował reżyser, oraz z pytaniem, czy chcę, by mi już teraz wypłacono pieniądze. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Było mi wszystko jedno. Czekałam, aż Jarek – na kolacji poprzedniego dnia przeszliśmy na ty – skończy rozmawiać ze mną na tematy zawodowe.
– To skoro mielibyśmy się dziś nie spotkać – zaczął, a ja znieruchomiałam – to zapraszam cię do kina wieczorem. Co ty na to?
Byłabym gotowa nawet za pięć minut. W kinie, nie pamiętam co to był za film, cały czas trzymaliśmy się za ręce. Wychodząc z seansu, spotkaliśmy owego szefa agencji PR, który skierował mnie na casting do reklamy, i ówczesną szefową działu mody w „VIVIE!” Alicję Kowalską. Kiedy nas zobaczyli, stanęli jak wryci. Wciąż trzymaliśmy się za ręce. Nie puściliśmy naszych dłoni, choć oboje czuliśmy, co to może oznaczać. I nie pomyliliśmy się.

Następnego dnia o naszym rzekomym romansie wiedziała cała Warszawa. Rozdzwoniły się telefony. Dobrze, w porządku, byłam malarką, udzieliłam w Polsce kilku wywiadów, powstał o mnie dokument. Zrobiłam wystawę, zamąciłam trochę w warszawskim środowisku, ale takiego zainteresowania mną się nie spodziewałam. Choć znaliśmy się z Jarkiem kilka dni, wiedziałam, że „kocha się w nim pół Polski”, i uznawałam to za żart. Podczas żadnej z rozmów nie zapytałam go, w czym zagrał i co zrobił, że jest tak popularny. A był. I to jak! Pewnego razu, kiedy poszliśmy na spacer na Stare Miasto, w sekundę otoczył go tłum rozhisteryzowanych dziewcząt. Nie zwracając uwagi, że idziemy razem, odepchnęły mnie na bok, piszcząc jedna przez drugą, prosząc o autograf, wyciągając kartki z własnym numerem telefonu, obłapiając go i tuląc się do niego jak do misia na Krupówkach. Stałam z boku osłupiała.
– Jezu, zawsze tak masz? – zapytałam, kiedy udało mu się w końcu wyzwolić z objęć dziewczyn.
Roześmiał się. Był piękny.
– Chyba mnie z kimś pomyliły – powiedział i puścił do mnie oko.

Skąd, mieszkając we Francji, miałam wiedzieć, że po filmie Jarosława Żamojdy Młode wilki, który wszedł na ekrany w 1995 roku, i kolejnym, dwa lata później, Młode wilki 1/2 Jarosław Jakimowicz stał się bożyszczem kobiet. Nie znałam tych filmów, nie widziałam ich. Znów dałam plamę, jak w przypadku Janusza Józefowicza. Nie mogłam przecież wiedzieć, ale coś przekornego zawsze mnie ciągnęło do znanych ludzi. Jarek nic nie mówił o swoich rolach, nie epatował sukcesami, a jak się okazało, media czyhały na każdy jego ruch. Wszystko, co robił, budziło sensację. Zanim skonsumowaliśmy nasz związek, już pisały o nas brukowce. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych brukowych pism i pisemek było mnóstwo. Ludzie pokochali plotki i ploteczki, pojawiły się nowe gwiazdy, pierwsi celebryci, telewizyjne talk-show, paparazzi na wystawach, premierach filmowych, teatralnych czy pokazach mody. Może i chciałam stać się częścią tego wszystkiego, ale na swoich warunkach.

Związek z Jarosławem Jakimowiczem to „na swoich warunkach” całkowicie przekreślił. Choć pisała już o nas prasa, my wciąż prowadzaliśmy się za ręce. Zawsze po kolacji czy kinie odwoził mnie grzecznie do domu, był szarmancki, zachowywał się z klasą i dobrze wiedział, jak oczarować kobietę. Któregoś dnia mama, ale już po tym, jak zobaczyła nasze wspólne zdjęcie w „Na żywo”, powiedziała po prostu:
– Zaproś tego pana na kolację, bo chcemy z tatą go poznać.
Przyszedł następnego dnia wieczorem z kwiatami dla mnie i dla mamy. Przywitaliśmy się wszyscy z dystansem, ale serdecznie.

PHOTO: EAST NEWS/GRZYBOWSKI WARSZAWA N/Z JAKIMOWICZ ZE SWOJA NOWA ZONA JOANNA SARAPATA BANKIET Z OKAZJI PIERWSZEGO NUMERU POLSKIEJ EDYCJI PISMA MAX
PHOTO: EAST NEWS/GRZYBOWSKI
WARSZAWA N/Z JAKIMOWICZ ZE SWOJA NOWA ZONA JOANNA SARAPATA
BANKIET Z OKAZJI PIERWSZEGO NUMERU POLSKIEJ EDYCJI PISMA MAX P GRZYBOWSKI/East News
thumbnail_jakimowicz2.jpeg
Krzysztof Jarosz / FORUM

Jarosław Jakimowicz zdradził Joannę Sarapatę z inną

Niestety, mimo tego, że doczekali się syna Jovana (przyszedł na świat w 2000 roku), związek nie przetrwał próby czasu. Jarosław Jakimowicz dopuścił się zdrady: wdał się w romans z Joannę Gołaszewską (doczekali się razem syna Jeremiasza). Joanna Sarapata dowiedziała się o wszystkim znacznie później. Dla artystki był to bolesny cios, jej świat runął z dnia na dzień...

„O zdradzie dowiedziałam się w 2008 roku, jak byłam w Hiszpanii. Przeżyłam wtedy szok, byłam na silnych lekach. Okazało się, że on podczas naszego małżeństwa miał syna z inną kobietą. I to była podstawa rozwodu”, ujawniła w rozmowie z „Faktem”. Do rozwodu doszło dwa lata później. Mimo złamanego serca, artystka z czasem wybaczyła byłemu mężowi. „Jarek przeprosił, że tak to wszystko się wydarzyło. To oznacza pewnego rodzaju przyznanie się do zrobienia komuś przykrości czy krzywdy. Powiedział, że są to błędy, które wszyscy popełniamy, jedni w większym stopniu, drudzy w mniejszym”, tłumaczyła.

Okazuje się, że od 8 lat spędzają razem święta. A burzliwej przeszłości nie rozpamiętują...

Zapraszamy do lektury autobiografii Joanny Sarapaty „Do Stu razy sztuka”. Ksiązka już w sprzedaży!

Sprawdź również: Joanna Sarapata w jednej chwili straciła wszystko. "Tata umarł, mama umarła i małżeństwo umarło"

Joanna Sarapata, VIVA! 22/2024
Fot. MARLENA BIELINSKA
Reklama

Joanna Sarapata, VIVA! 22/2024

Reklama
Reklama
Reklama