Reklama

Krytyk muzyczny, pisarz, działacz społeczny, publicysta. Miłośnik zwierząt, a do tego, jak o nim pisano "ostatni baronem PRL. Jerzy Wadorff to postać niezwykła, a jego życie jest doskonałym materiałem na niejedną książkę. W swoim życiu miał trzy miłości, którym wierny pozostał do końca swoich dni. Choć pochodził z niezwykle szanowanej rodziny, nigdy nie wykorzystywał swoich korzeni do sukcesu zawodowego. Oto niezwykłe życie Jerzego Waldorffa.

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Międzynarodowy sukces Grażyny Kulczyk. Ze szczytu w Davos wróciła z prestiżową nagrodą

Jerzy Waldorff: Ostatni baron PRL

Żył pięknych 99 lat, odchodząc w 1999 roku. Urodził się jako syn Joanny Szustrów i Witolda Preyssa. Pochodził z niezwykle szanowanej i dość zamożnej rodziny. Ojciec jego źle jednak gospodarował majątkiem, z tego względu rodzina nie zawsze miała pieniądze na wygodne życie. Pochodzenie rodzinne było wyjątkowe. Jego przodkowie wywodzili się ze znamienitej szlachty herbu Nebram, którego inna nazwa to właśnie Waldorff. Nie ujawnił nigdy, dlaczego zdecydował się posługiwać właśnie tym nazwiskiem.

"Kiedyś na zarzuty jednego z właścicieli majątku, o to, że zabiega o niego, bo sam nic nie ma, odpowiedział: "Proszę pana, ja miałem taki dwór, utraciłem go i nie dopominam się zwrotu, a chcę panu powiedzieć, że jestem największym z polskich arystokratów, bo mam brwi Burbonów, nos Hohenzollernów, wargi Habsburgów i jajo Kolumba!"

Wychowywał się na Kujawach, potem przenieśli się z rodziną do Wielkopolski, gdzie ukończył gimnazjum. Studiował prawo na Uniwersytecie Poznańskim. Uczęszczał także do Konserwatorium Muzycznego. W jego sercu grała muzyka, dlatego jego kariera prawnicza nie trwała długo. Przeniósł się do Warszawy, gdzie mógł realizować się w tym, co kochał. Pracował jako recenzent muzyczny dla "Kuriera Porannego" i "Prosto z Mostu". Wydawał książki, podróżował, działał społecznie.

Jerzy Waldorff był jedną z najwybitniejszych postaci powojennej Polski, to on zainicjował kwestę na warszawskie Powązki, która trwa do dzisiaj. Na zdjęciu w 1996 roku, na obchodach 400-lecia Warszawy.Fot. Przemek Wierzchowski/Forum

Mieczysław Jankowski: ten jedyny

Jerzy Waldorff miał 28 lat, kiedy poznał Mieczysława Jankowskiego, przyszłego tancerza Opery i Teatru Polskiego w Warszawie. Mężczyzna był od niego o 7 lat młodszy. Rok 1938 był dla niego pod tym względem przełomowy, kiedy po wspólnym urlopie w Krynicy odświadczył swojej matce, że zamierza związać się z mężczyzną. Ta zaakceptowała ten fakt i pokochała Jankowskiego jak drugiego syna. Reszta rodziny nie była tak wyrozumiała jak ona. Ojciec wydziedziczył Waldorffa, inni zerwali z nim większość kontaktów. On jednak wiedział, że to prawdziwa miłość. Na pytania ciekawskich, z kim mieszka, odpowiedział, że z bratem ciotecznym.

"Tak jak stał, przyszedł do naszego domu i został uznany przez moją matkę za drugiego syna. Matka umarła, a my obaj dalej toczymy ten bardzo głęboko kawalerski żywot" – mówił cytowany przez Politykę.

Mężczyźni byli nierozłączni. Dwie bratnie dusze, które spotkały się przypadkiem, a okazało się, że czekali na siebie przez całe życie. Jankowski, który był młodszy od Waldorffa, wziął na siebie opiekę nad nim, kiedy ten poruszał się już tylko o kulach. Był jego ostoją, bezpieczną przystanią.

ALEKSANDER JAŁOSIŃSKI-FORUM/ twitter

"Mieliśmy przychodne służące, ale okradały nas. Mieczysław wziął na siebie trud prowadzenia domu. Gotował, sprzątał i prał. Nie zmuszały go do tego trudne warunki. Jako tancerz Teatru Wielkiego, a później inspektor baletu i pedagog w Warszawskiej Szkole Baletowej zarabiał wystarczająco dużo, żeby się utrzymać. Za samodzielne prowadzenie domu nigdy nie pobierał żadnej pensji, czym zyskał we mnie dłużnika, na jaką sumę?" – napisał Waldorff w testamencie.

Jerzy Waldorff: Życie po wojnie

Po zakończeniu wojny bardzo trudno było mu znaleźć pracę. Był sympatykiem endecji i byłym redaktorem "Prosto z Mostu". Na jego doświadczenie nie patrzono przychylnie. Udało mu się zatrudnić pod pseudonimem, dzięki szefowi Polskiego Radia, Romanowi Jasińskiemu. Został wówczas kontrolerem audycji. Na jego drodze pojawiły się takie osobowości, jak Władysław Szpilman, którego wspomnienia spisywał, czy żona Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Z radia wyrzucono go w 1976 roku, kiedy podpisał się pod listem środowiska muzycznego, przeciwko zmianom w konstytucji.

W mieszkaniu przy Al. Róż w Warszawie mieszkał przez całe życie z młodszym o 7 lat partnerem Mieczysławem Jankowskim. Fot. Aleksander Jałosiński-Forum

Puzon: Dwie miłości o jednym imieniu

W jego sercu szczególne miejsce zajmował również Puzon. A raczej dwóch Puzonów. Jamniki, które przeżyły z nim ogrom czasu. Młodszy, zastąpił miejsce starszego. Puzon był z nim wszędzie. Podczas audycji, w telewizji, w domu, na spacerach czy zakupach, w podróżach.

"Zostałem właścicielem potwora, postrachu okolicy, tyrana w domu, satrapy, który traktuje kota i mnie jak służących, kontroluje, co jem, a jeśli to lubi, zostawia mi resztki" – pisał Waldorff o swoim jamniku.

Imię psu nadała Natalia Gałczyńska, żona pisarza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Uznała, że mistrz muzyki, musi mieć psa o muzycznym imieniu. Pierwszy Puzon chorował na przypadłość, która często pojawia się u jamników. W wyniku wypadnięcia dysku, starszy już pies stracił władzę w tylnych łapach. Po nim pojawił się drugi jamnik, który został również Puzonem.

"Pierwszego Puzona, który był duży i masywny, dotknęła przypadłość, na którą choruje wiele jamników. Wyskoczył mu dysk i pies stracił władzę w tylnej części ciała. Patrząc na nich, trudno było się domyślić, kto cierpi bardziej, Waldorff czy Puzon" – mówił Jerzy Kisielewski, przyjaciel pisarza.

Puzon był jego wiernym przyjacielem. Napisał o nim nowelę i nie bez powodu nazywał swojego psa "człowieczkiem". Był mu bliższy, niż wielu ludzi. Ufali sobie bezgranicznie. Puzon latał nawet samolotem. Ze swoim panem odwiedził Cannes i Paryż. Stewardessa na pokładzie samolotu LOT pokazała Waldorffowi listę pasażerów, gdzie psa opisano jako "monsieur Puzon".

Miał chatakterystyczny nosowy głos, tzw. magnacką , krótko przyciętą grzywkę, zawsze chodził z ulubionym jamnikiem Puzonem.Fot. Janusz Sobolewski/Forum

CZYTAJ TEŻ: Byli razem ponad 40 lat. Oto historia miłości Wiesława Gołasa i jego żony, Marii Krawczyk-Gołas

Reklama

Jerzy Waldorff i Mieczysław Jankowski: póki śmierć ich nie rozłączy

Pod koniec życia to Jankowski opiekował się Waldorffem. Chociaż pojawiły się już u niego początki choroby Parkinsona, dłonie drżały mu coraz bardziej, każdego dnia rano przynosił ukochanemu filiżankę herbaty. Waldorff zmarł w 1999 roku na zapalenie płuc. Miał 99 lat. W testamencie wszystko przepisał ukochanemu Mieczysławowi Jankowskiemu. Jego ostatnim życzeniem było również to, aby pochować ich we wspólnym grobie. Jankowski po jego śmierci załamał się i stracił sens życia. Wypełniał testament Waldorffa od początku do końca. Była to swego rodzaju misja, która stała się jego celem. Długoletni partner odszedł w 2005 roku. Dziś spoczywają wspólnie, tak jak chcieli, na Powązkach. Przeżyli razem 60 cudownych lat.

Reklama
Reklama
Reklama